Akcyza na (od?) posła

Jestem takim zabytkiem, że pamiętam palenie papierosów w kinie w Londynie. I raczenie się dymkiem na drugim poziomie słynnych piętrusów poruszających się po metropolii nad Tamizą (kiepowało się szlugi nie w popielniczce, tylko na blaszce przytroczonej do oparcia siedzenia naprzeciwko i rzucało niedopałki na podłogę!). Pamiętam hollywoodzkie produkcje w których bohaterowie sprzed epoki political correctness, nie wyjmowali z ust dymiących fajurek, a damy – jakąż one miały klasę! – wciągały w płuca opary nikotyny przez eleganckie długie lufki. Nie są mi również – broń Boże! – obce wcale nie tak dawne wspomnienia samolotów transeuropejskich czy autobusów dalekobieżnych w Hiszpanii, w których na tylnych siedzeniach dopieszczałem swój nałóg z błogą radochą.

Przywołanie kraju na Półwyspie Iberyjskim nie odbywa się tutaj przypadkowo. I nie chodzi bynajmniej o to, że jego konkwistadorskie zasługi w sprowadzeniu zza Atlantyku roślinki tytoniem zwanej, są niepodważalne. Chodzi o to, że Hiszpanie potrafią odpowiednio traktować problem, jakim przez sześć wieków uroczo narozrabiali. Tak bardzo, że nie znam kraju na Starym Kontynencie, w którym – my to wobec nich cienkie bolki – palą wszyscy, w tym nastoletnie dzierlatki ciągnące przez miasto z papierosami w ustach. Paskudne? Groźne? Być może. Ale gdy kraj Izabeli Katolickiej, matki chrzestnej „tytoniowego nieszczęścia”, uległ unijnym podszeptom i wprowadził w życie ustawę antynikotynową, pokazał siłę charakteru i zaznaczył swą odrębność od zachowań stadnych Zresztą podobnie jak wtedy, kiedy wpuszczał na swój rynek nieszczęście pt. McDonald’s i wymusił nań wprowadzenie do menu narodowych potraw, w tym słynnego chlodnika gaspacho (widział kto kiedyś w kombinacie obok poczty w L. polski bigos albo golonkę?).

Jeździłem za Pireneje przez 17 lat. Poznałem mnóstwo cudownych ludzi, w tym włodarzy baru Colombo w festiwalowym filmowo Valladolid. Gdy nastał czas wprowadzenia ustawy, Fermin, szef restauracji, powiedział mi, że gdyby zakazał palenia u siebie, zbankrutowałby w ciągu 2 tygodni. Ustawodawca hiszpański miał to na względzie. Także tych, którzy idą do lokali zaznać swobody, radości ze swych przyzwyczajeń. Pozostawił restauratorom otwartą furtkę: to oni decydują czy klient przy paelli i karafce vino de la casa pali czy też nie. Zabawkę w postaci wyjazdów zabrał mi dwa lata temu kryzys ekonomiczny, który Hiszpanów dopadł w sposób szczególny. Ale była niedawno w Colombo moja wysłanniczka. Fermin, okazało się, już 1,5 roku nie źyje (nie palił!), ale jego następca, Alfredo (też nie pali!), nie mógł woli szefa nie uszanować, bo – jak powiedział – zbankrutowaliby jeszcze szybciej.

Do noweli polskiej ustawy podchodziłem spokojnie, tym bardziej, że „wygłupił mnie w błąd” współwłaściciel ulubionej knajpki. Uparcie twierdził, że będzie ona funkcjonować pod szyldem: Lokal dla palących. Potem wczytał się w ustawę i rzekł: – Sorki! Dołączyłem do stada bezradnych gamoni, palących na dworze przed lokalami. Bunt, wściekłość i pytania jednak mnie nie opuszczają: * Komu ze złotoustych obrońców ustawy przeszkadzał szyldowy zapis o tej treści, który odganiałby od knajpy wszystkich tych, którzy chcą dbać o zdrowie?* Czy w polskie prawo wraz z tą ustawą, wprowadzono drugą definicję „miejsca publicznego”, różną od tego – szerszego! – które w tych miejscach zakazuje picia alkoholu? * Co znaczy zapis o zakazie palenia na przystankach – czy chodzi o wiaty (na 3 Maja z jednej strony jest, z drugiej jej nie ma – więc co?), jaką przestrzeń zajmują – 7,5, 15 czy może 50 m od słupka? I zasadnicze: * Dlaczego w demokratycznym kraju ogranicza się mi moją konstytucyjnie nabytą wolność? * Dlaczego żyję w państwie tak cynicznie dwulicowym, którego finansową ostoją są jeśli nie monopole (nie bardzo wiem czy jeszcze istnieją) spirytusowy i tytoniowy, to pobierana za te produkty akcyzy? * Dlaczego Senat już dwa dni po wprowadzeniu w życiu ustawy, bezczelnie rozprawia o 4-proc. podwyżce akcyzy na papierosy i nikogo to nie bulwersuje? * Dlaczego nie ma akcyzy na (może dla?, od?) posłów, którzy ustawę przegłosowali, a – zważywszy na dalekosiężne skutki, upadki i bankructwa – teraz powinni z własnych pensji ratować budżet RP? I najważniejsze: * Do kogo mam dołączyć ze swym podpisem, żeby ten antynikotynowy skandal trafił do Trybunału Konstytucyjnego?

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: