Andrzejewski U Dyszona

Lubelska Federacja Bardów, zadziwiając aktywnością potrafi wystepować razem, ale i nie ucieka od indywidualnych koncertów konfederatów. W miniony piątek w nowym miejscu artystycznych prezentacji jakie pojawiło się na Starym Mieście, w Winiarni U Dyszona wystąpił Marek Andrzejewski.

Cieszy zarówno pojawienie się tego nowego punktu na kulturalnej mapie naszego miasta, jak i sama chęć Marka do indywidualnych popisów wciskanych gdzieś w szalenie napięty kalendarz występów federacji i prób przed jej kolejnymi ważnymi przedsięwzięciami. Winiarnia U Dyszona przejęła pałeczkę sztafetową po działającym w tym miejscu przy ul. Grodzkiej upadłym Cap Pabie i działa od ponad półtora miesiąca od początku organizując różnego rodzaju koncerty. Nazwę wzięła od ostatniego właściciela kamienicy, w piwnicach której się mieści. To idealne miejsce na kameralne zamierzenia artystyczne. Nastrój dopełniaja stare freski widoczne fragmentarycznie na głównie gołych murach.

W tę atmosferę recital Andrzejewskiego, któremu towarzyszyli Paweł Odorowicz na altówce i Vidas Svagzdys na gitarze (Marek – jak się sam wyraził – pozwolił mu także razem śpiewać, bo sympatyczny Litwin bardzo o to prosił), wpisał się jak najlepiej. Nasz bard sięgnął i po swe najstarsze utwory (bardzo dawno nie wykonywane „W moim mieszkadełku”) jak i najnowsze, włącznie repertuarem Kolbergowskim („Od Frampola” rozkołysze każde towarzystwo) i z piosenkami pisanymi do programów federacyjnych (wyśmienity, pulsujący rytmem „Pan starosta”). Było miło, cieplutko, trochę sentymentalnie, trochę z humorem, w sumie jak w sam raz. Prosimy o powtórkę.

Molik

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: