Ani Mru-Mru, to sukces!

Lubelski kabaret nagrodzony w Gdańsku

Podczas jednego z programów Festiwalowego Varietes, organizowanej przez Igora Jaszczuka imprezy towarzyszącej Międzynarodowemu Festiwalowi Teatralnemu Konfrontacje Teatralne, na hadesową estradę wyszedł młody człowiek i wygłosił kilka humorystyczno-satyrycznych monologów i opowiedział kilka dowcipów. Ale opowiedział tak, że publiczność nie chciała go z tej estrady wypuścić, bo każda widownia na całym świecie lubi pozrywać boki ze śmiechu i mieć chwilę dobrej zabawy.

Młodym, dowcipnym człowiekiem okazał się być Marcin Wójcik, postać nie tak zupełnie nieznana w naszym kulturalnym środowisku, bo to współtwórca, autor tekstów i główny wykonawca, czyli siła napędowa Kabaretu Ani Mru-Mru, który rozpoczynał swą działalność pod auspicjami Kawiarni Artystycznej HADES, debiutując tam prawie dokładnie przed rokiem, 1 grudnia 1999 roku. Ostatnio doszło do rozłamu w zespole, Ani Mru-Mru można częściej spotkać w Winiarni u Dyszona i w innych lokalach (przy hadesowej piersi pozostali schizmatycy, którzy szykują premierę swego programu już w tym tygodniu), ale członkowie pomniejszonego personalnie kabaretu nabrali trochę wiecej odwagi i po raz pierwszy w krótkiej karierze estradowej postanowili wychylić się poza lubelskie opłotki.

Kabaret Ani Mru-Mru – w skład ktorego oprócz wspomnianego Marcina Wójcika, wchodzą jeszcze Joanna Kolibska Michał Wójcik (przepraszamy, ale nazwiska członka zespołu odpowiedzialnego za bardzo ważne efekty dźwiękowe, w ferworze opowieści zapomnieliśmy zapisać) – jechał do Gdańska na III Ogólnopolski Festiwal Kabaretów Studenckich raczej po to, żeby zdobyć doświadczenia i w przekonaniu, że może jedynie wypełnić coubertinowską olimpijską zasadę, która jak wiadomo głosi, że liczy się nie zwycięstwo a sam udział. Kiedy na miejscu nasi reprezentanci dowiedzieli się, że w imprezie odbywającej się w dniach 24-26 listopada, bierze udział aż 14 kabaretów z całej Polski i to niekiedy bardzo utytułowanych, tylko się utwierdzili w takim a nie innym nastawieniu.

Po trzech dniach przesłuchań, okazało się jednak, że werdykt przeszedł najśmielsze oczekiwania lublinian. Wprawdzie pierwsze miejsce przypadło znanemu kabaretowi Strzały z Aurory z Warszawy, który jest m.in. lauretem krakowskiej Paki, ale Ani Mru-Mru ze swym programem Nic cieeeeekawego, uplasował się tuż za nimi a oprócz drugiego miejsca, zdobył jeszcze nagrodę za najlepszy skecz, zaś Marcin Wójcik indywidualny laur za najlepszą krecję aktorską. W ten sposób lubelski kabaret stał się najbardziej utytułowanym zespołem gdańskiego festiwalu. Wykorzystując nazwę zespołu, możemy jedynie zakrzyknąć: Ludzie, Ani Mru-Mru, to prawdziwy sukces!

Ale na tym nie koniec! Kto wie, czy nie najważniejszą nagrodą – tak przynajmniej uważają członkowie kabaretu – było zakontraktownie udziału Ani Mru-Mru w profesjonalnym koncercie Kataryniarze 2001. Jest to cykl imprez odbywających się co miesiąc w innym mieście, na których za każdym razem wybiera się najlepszy zespół kabaretowy. Finał tegorocznych Kataryniarzy odbył się w Gdańsku w miniony weekend. W sobotę wystąpiły tam takie tuzy, jak Jurki, Hi-Fi, Szum, Ireneusz Krasny, Kabaret Moralnego Niepokoju. Organizatorzy uznali natomiast, że Ani Mru-Mru jest kabaretowym objawieniem roku 2000 i zaprosili lublinian do udziału w niedzielnym koncercie galowym.

I teraz prosimu zobaczyć, w jakim towarzystwie się oni znaleźli. Poprzedził ich występ najsłynniejszy bodaj w minionych dwóch latach Kabaret Mumio z Katowic (nagrodzony m.in. rok temu na konkursie Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, a więc wśród zawodowców) a po lubelskim kabarecie galę zamykał sam Stanisław Tym. Ani Mru-Mru, to – że sie powtórzymy – zaiste sukces!

A jakie są wrażenia członków naszego zespołu z tej konfrontacji z najlepszymi, dowiemy się po powrocie ekipy do Lublina. Kabaret Ani Mru-Mru obiecał nam, że się nimi podzieli. Póki co, gratulujemy tego, co już osiągnął i jak dzieci się cieszymy, że po latach posuchy, Lublin znowu ma grupę kabaretową, o której głośno także w kraju. Najwyższy czas, bo przecież nie wypada być „tylko” zagłębiem teatralnym i zagłebiem piosenki literackiej. Sztuka kabaretu może być pięknym dopełnieniem naszego artystycznego krajobrazu, tym bardziej, że po Ani Mru-Mru – tak jak w Zielonej Górze po sukcesach Potem lawinowo powstawały kolejne kabarety – mogą pójść inni, następni i też, jak dzisiejszy bohater, zacząć odnosić znaczące sukcesy. Im i nam tego życzymy.

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi:

Rok: