Antypody klepsydry

Kiedy dwa lata temu we wrześniu na Zamku powołano do życia Lubelskie Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych, obecny na uroczystości ówczesny minister kultury Waldemar Dąbrowski podarowała dwa dzieła, stanowiące zaczątek zachętowej kolekcji. Nie wiedział co dawał, bo jak zobaczył jedno z nich, „Biały obraz” Mikołaja Smoczyńskiego, skonfudowany zapytał: – A gdzie tu obraz?

Tę pyszną anegdotę, świadczącą jakie pojęcie o sztuce miewają ministerialne urzędasy, ktoś przypomniał na otwarciu w Sali Białej Centrum Kultury najnowszej wystawy Zachęty „Antypody”, bo wśród eksponowanych prac siódemki artystów znalazło się i dzieło Smoczyńskiego. Nie poddaje się ono łatwym interpretacjom. Obramowana wąskim, nieco ciemniejszym tłem biel obrazu, z plamami przypominającymi zagrzybienie ściany czy przebarwienia marmuru, tworzy obraz sam w sobie. Kompozycja nie przedstawia nic prócz reprezentacji siebie samej, jak to nazywa Jolanta Męderowicz. Natomiast dla skomponowania całości ekspozycji ważna okazała się owa biel obrazu.

Zachęta nie posiada jeszcze wielkiej kolekcji, a czerpie z niej na potrzeby kolejnych wystaw – od „Terytoriów” z ub. roku już czterech. Wydzierganie z niespełna setki prac następnej wystawy jest przedsięwzięciem karkołomnym. I taki klucz zastosował w „Antypodach” ich komisarz Waldemar Taatarczuk. Tytuł zaczerpnął z najnowszej pracy Stanisława Dróżdża, jaka trafiła do Zachęty, tłumacząc, że choć prezentowanych plastykow łączy postawa artystyczna, jednocześnie są wobec siebie jak antypody – odmienni, tworzący w różnych technikach i obszarach sztuki. Ujawnił więc „błahy i mało poważny” powód zebrania tych artystów razem. – Zauważyłem, że w kolekcji Zachęty jest wiele prac, których kolorystyka mieści się pomiędzy bielą a czernią, z przewagą tej pierwszej, i pomyślałem, że mogą one fantastycznie zabrzmieć w środku lata, pomiędzy czarnymi ścianami Sali Nowej – wyjaśnił.

Zabrzmiały. Trzy białe Słońca z papierowej masy autorstwa Teresy Murak, nasycone mocno symboliką i film Józefa Robakowskiego „Widok z mojego okna”, pozornie prozaiczny, czarno-biały zapis wędrówek sąsiadów pod wieżowcem w 81 r., przeglądają się w ascetycznych, subtelnych obrazach Koji Komoji, m.in. „Śmierć dwóch chłopców 16 i 17 letnich w Tokio 21 grudnia 2001 wyskoczyli razem z 14-go piętra” z dwoma ich punktami w przestrzeni bieli i jednym innej barwy obserwatora (autora?) na dole. Biały Smoczyński z kolei kontrastuje z wiszącą vis-a-vis,  wyskakującą poza ramy „Czarną doliną” Tomasza Tatarczyka. W drugiej części już jedna praca mistrza poezji konkretnej Stanisława Dróżdża, pokazywane pierwszy raz w całości „Klepsydry”, przegląda się w sobie z przeciwległych ścian. 27 plansz z przewężającym się w pionie tekstem „było-jest-będzie” ma tyleż „lustrzanych” odbić z rozszerzającymi się tymi słowami. Fotozapis performance_Zdzisława Kwiatkowskiego „Przelewanie wina” układa się też w klepsydrę i tę formę obrazuje, bo tak były ułożone szklanki w czasie akcji z 92 r. Ta praca spogląda na film Robakowskiego „The Market”. Co ciekawe, wiszący na środku plecami do siebie działa Smoczyńskiego i Kwiatkowskiego zwężają Salę Nową do kształtu klepsydry. Mamy oto różne jej antypody i jak w pokazywanej w centrum jednej części pracy bez tytułu Dróżdża, białych wyłacznie „warcabach” nie będzie nigdy zwycięzcy, tu, na tej wystawie nie wygrywa żaden autor. Robi to en bloc sztuka.

Andrzej Molik 

 

Kategorie: /

Tagi: / / / / /

Rok: