Artyści

To bodajże Gertruda Stein powiedziała – że artystów nie wolno krytykować, artystów należy chwalić. Pozostając w bliskim związku nie tylko z Picassem (portretował ją także m.in. Matisse), sama powieściopisarka i eseistka, zarządzająca z bratem słynną kolekcją sztuki, wiedziała, co mówi. Ale…Bądź mądry i pisz wiersze. Uprawiając poletko krytyki i to w obrębie kilku artystycznych dzidzi iem dobrze, jak trudno łączyć bezwzględny osąd autorów przyjaźń z nimi Zresztą gdyby Stein, jako autorka jeszcze sławniejszego zdania Róża jest różą, jest różą, jest różą, nakazującego interpretować rzeczy, takimi jakie są, kurczowo trzymała się jego litery, nie wiem czy gromadziłyby się wokół niej artystów takie tabuny. Malarze skazani na jej marszandzką rolę musieli często przełykać gorzką pigułkę ocen spadających na ich głowy, ale już ci z bywalców jej paryskiego salonu, którzy pracowali w słowie – HemingwayEliotFitzgerald czy Pound – mogli mieć to głęboko w nosie.

Wszelako z czasem jedną rzecz w miarę opanowałem. Ukułem nawet małe credo, że po wielu latach bliskiej znajomości z pewnym twórcą, nauczyłem się już oddzielać artystę od człowieka. Gdybym nadal pamiętał o pewnych czynach, które takiemu luminarzowi kultury doprawdy nie przystoją, gdybym wciąż zastanawiał się, co za zołza siedzi w jego pokrętnym charakterze, przyszłoby zwariować. Oczywiście to nie jest tak, że niektóre poczynania artystów nie doprowadzają mnie do czarnej rozpaczy. Człowieczek grający głupa czy pijane dziecko we mgle, nigdy nie będą mymi idolami. Jak artysta projektuje scenografię, która nie zmieściłaby się w żadnej lubelskiej sali, jak wymyśla konferencję prasową w miejscu, w którym przepisy tego zabraniają i ma żal do całego świata o brak docenienia jego geniuszu, to resztkę zębów mam ochotę z rozpaczy rwać. Bo traktuję z uśmiechem fakcik, że inny myli gdańską Motławę z daleką od wpadania do Bałtyku czeską Wełtawą, ale – być może zbyt wieki racjonalista – z wysypką na skórze przyjmuję powszechne tłumaczenie: – To przecież artysta! Zbyt wielu z tego wygodnego alibi bezkarnie korzysta.

Przekłada się w każdym razie stosowanie owej zasady na to, że w ocenach dzieł zapominam o ułomnościach charakteru ich twórców. Przysięgam, ze nie jest to łatwe. Środowisko artystyczne ma ten urok, że np. jeden z twórców nie pozostawi w prywatnej rozmowie suchej nitki na konkurencie a spotykasz się z tym drugim i ten z bezinteresowną zawiścią czyni to w drugim kierunku, a potem razem stają na scenie czy estradzie lub całują dubeltowo w gratulacjach na wernisażu – w sumie – wroga. Natomiast wciąż zdarzają mi się katastrofy innego rodzaju. Zapominam o ostrzeżeniach Melle Stein (związek z Alicją B. Tokles chyba nie urawnia jeszcze do użycia formy Madame) oraz o tym, że dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane. Ostatnio w najlepszej wierze, wierząc też w zapewnienia artysty, że jestem jego prawdziwym przyjacielem, delikatnie wyraziłem niepokój nt. złych słuchów, jakie dochodzą do mnie o pewnych jego poczynaniach. Szybko gorzko tej chwili szczerości pożałowałem. Już nie odbiera telefonów ode mnie i za nic ma swe niedawne obietnice.

Dzięki Bogu, zdarzają się w artystycznych kręgach wyjątki. Moja już ponad 15-letnia komitywa z Czerwonym Tulipanem datuje się od jego pierwszego występu w Hadesie i recenzji, w której dworowałem sobie z papuziego wyglądu Ewy Cichockiej. Tak tym rozbawiłem artystkę o niepospolitym poczuciu humoru, że zadzierzgnięta wówczas prawdziwa przyjaźń z Tulipanam, także z Krysią Świątecką, Stefciem Brzozowskim Andrzejkiem Czamarą (z czasem dołączył do nich Andrzej Dondalski) trwa po dziś dzień. To im zawdzięczam, że załamany zamknięciem starego Hadesu nie zrezygnowałem po 12 latach z organizowania Urodzin Artystycznych Molika (byli obecni prawie na wszystkich!), opartych na pięknych gestach wobec mnie zapraszanych artystów (olsztynianie wiosną ub. r. stwierdzili, że nie wyobrażają sobie, żeby się już nie odbywały). Podobnie rzecz się ma artystami innymi, którzy sprawili, że niedawna kolejna odsłona urodzin w Hadesie Astorii była niezapomnianym wydarzeniem, a którzy przecież niejednokrotnie zbierali ode mnie krytyczne razy. Dlatego przed zbliżającym się zachodem ZOOMOLA pozwolę sobie na moment prywaty. Oprócz ukochanych Tulipanów, kłaniam się głęboko w podziękowaniach przed prawdziwymi bohaterami tego tłumnego spotkania: zespołem Čači Vorba, Jolą Sip Markiem Andrzejewskim z LFB, Krysią Szydłowską (także jej córką), Borysem Somerschafem (tudzież towarzyszącymi im muzykami), Łukaszem Szymankiem oraz odwiecznymi enterprenerami, Grzesiem Michalcem Maćkiem Wijatkowskim. Jesteście wielcy!

Kategorie:

Tagi: / / / / / / / /

Rok: