Baron odnowy

PO PREMIERZE W TEATRZE MUZYCZNYM

Była to druga, po musicalu „Błękitny zamek”, premiera pełnospektaklowego przedstawienia Teatru Muzycznego za dyrekcji Jacka Bonieckiego, ale pierwsza pokazująca w pełni efekty reform wprowadzanych przez niego w tej placówce. Po nich, po owocach, można poznać, że stało się coś ważnego. Zaprezentowany w niedzielę „Baron cygański” Johanna Straussa jest scenicznym wyrazem przełamania pewnej stagnacji i odnowy naszego teatru w jego 55-letniej działalności.

Andrzej Molik

534 89 87

Już uwertura do opery komicznej wiedeńczyka wykonana pod energiczną batutą samego dyrektora, przekonała widzów, że znajdują się w miejscu trochę innym niż dawniej, chociaż niby tym samym. Tak wspaniale brzmiącej orkiestry nie słyszało się tutaj bodaj nigdy. Boniecki wydobył każdy niuans z utworu jak zwykle sumującego muzyczne motywy zawarte w przedstawieniu i dał jego przedsmak. Apetyt urósł, bo przy takim wprowadzeniu można było się spodziewać wiele i po dalszym ciągu. Trzeba od razu powiedzieć, że został zaspokojony. Dalej było jeszcze ciekawiej.

Intryga „Barona” jest na ogół dobrze znana, bo w samym Lublinie wystawiony został chyba po raz piąty, więc zajmijmy się realizacją. Problem z bogactwem doznań. Jeśli zacząć od reżyserii Zbigniewa Czeskiego, to przeszedł on samego siebie. Zadbał o niemal idelną równowagę pomiędzy gwiazdorskim frontem a tłem. To żyło i pulsowało. Nie było tu tłumu, były dziesiątki minikreacji. Wystarczyło wybrać sobie jakąś np. chórzystkę i obserwować ją dłużej, żeby się przekonać, iż gra ona całą sobą i dopełnia koleżanki i kolegów w takich zamych zadaniach. Realizator zadbał też o tempo i równomiernie o efekty dramatyczne i komiczne, dopieszczając sczegóły, jak w brawurowej, przezabawnej roli Agnieszki Kurkównej, wcielającej się w Mirabellę czy Bolesława Hamaluka, kreującego oślizłego Carnero. Wreszcie miał paradne pomysły dodatkowe, w rodzaju wprowadzenia branki wojennej Żupana, kuszącej tańcem brzucha czy żołnierki tańczącej z męską częścią baletu w bardzo ciekawym układzie choreograficznym Henryka Rutkowskiego przez Izabelę Trojanowską – Gizzi.

Ale o odbiorze całości, oprócz realizacji i świetnej, wręcz bajecznie barwnej scenografii Liliany Jankowskiej (doskonale powiększyła scenę obudowując dwa nieszczęsne filary tkwiące na niej) czy takich pięknych ozdobników jak walc ze znakomitymi solistami Beatą Kamińską i Marcinem Marcem (brawa przy otwartej kurtynie), decydują przede wszystkim główni wykonawcy. Sprowadzone do Lublina na stałą współpracę gwiazdy sprawdziły się w każdym niemal calu. Przebijała się swym głosem ponad wszystkich grająca Cziprę Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak. Szkoda tylko, że jej mezzosopran jest ustawiony tak operowo, że podobnie jak tam, potrafią umykać słowa przekazywane w ariach. Ale wrażenie jest piorunujące, bo takiego głosu u nas jeszcze nie było. Zadziwia też siła sopranu smukłej Joanny Horodko kreującej Saffi. Słychać ją było w chóralnym tle, a że brakiem urody nie grzeszy, środkami aktorskimi dysponuje, oko samo lgnęło do niej z każdym pojawieniem się na scenie. Wdzięczną rolę miała grająca Arsenę Agnieszka Gabrysiak, która najbardziej urzekała swą doskonale opanowaną koloraturą.

Wśród panów pierwszorzędną krecję stworzył oczywiście grajacy Barinkaya Tomasz Janczak. W przeboju „Wielka sława to żart” i w innych porywał swym czystym tenorem, w kreacji był bardzo przekonujący. Potęga głosu to także Żupan – Marcin Żychowski. On jednak sporo musi uczyć się jako aktor, bo np. kuplety z III aktu, to nie tylko głos, ale i dowcip i wdzięk i siła wyrazu. Do tych nowych twarzy dostroili się nasi starzy znajomi, Paweł Stanisław Wrona jako Homonay i zdaje się po raz pierwszy wprowadzający w swe krecje nutę humoru Jarosław Cisowski jako Ottokar. Wszystko razem było prawdziwą ucztą godną otwarcia jubileuszu 55-lecia Teatru Muzycznego. Czekamy teraz na prezentację drugiej, ale ponoć absolutnie równorzędnej obsady. Zagra już w środę. Obyśmy i tamtym artystom mogli tak szczerze gratulować jak tym oglądanym i gorąco oklaskiwanym w niedzielę.

Uroczystości jubileuszowe

Po zasłużonych oklaskach dla wykonawców i realiztorów „Barona cygańskiego” odbyła się uroczystość z okazji 55-lecia lubelskiego Teatru Muzycznego. W jej trakcie Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski odznaczony został występujący w przedstawieniu Bolesław Hamaluk, Krzyżem Kawalerskim OOP wieloletni reżyser i aktor Henryk Żuchowski, znany lepiej jako Ryszard Zarewicz, a Złotym Krzyżem Zasługi – aktorka Irena Chodziakiewicz. Cztery osoby odebrały dyplomy marszałka województwa a jedna wojewody. Entuzjastycznymi brawami został przyjęty przez zespół i publiczność kierujący tym teatrem przez 32 lata (!) Andrzej Chmielarczyk.

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: