Bartek nie odpuszcza

Pisząc kilka dni temu blogowy text Wirydarz u Bartka, uległem – muszę przyznać – dosyć katastroficznym nastrojom. Nie zauważyłem po prostu, nocą biegnąc w dół Grodzką, że wcale nie zniknął z ulicy szyld Galeria Autorska Michałowski. Owszem, w jego dawnym miejscu, pod numerem 19, pojawił się nowy, Galeria Sztuki Wirydarz. Ale obok, niemal przytulony do wejścia do Hotelu Waksman, znalazł sobie, nad wpuszczonymi suterenowo poniżej poziomu trotuaru drzwiami, miejsce ten stary. Kto znał od dawna wnętrze galerii Bartłomieja Michałowskiego, wie, że z drugiej z salek ekspozycyjnych wiodły schodki do permanentnie zamkniętej części pomieszczeń. Gospodarz traktował ją jako magazyn obrazów i tak naprawdę nikt tam nie zaglądał, chociaż kto znał te wnętrze, tak jak Tomasz Pietrasiewicz, szef pobliskiego Ośrodka Brama Grodzka – Teatr NN, gotów był twierdzić, że to najfajniejsza z galeryjnych sal. To tam, dogadując się z Piotrkiem Zielińskim w sprawie nowej siedziby Wirydarza, przemieścił swoje akwarele Michałowski.

Bartek, który przysłał bardzo sympatyczny komentarz do mego poprzedniego na ten temat wpisu (nie wszyscy zauważają się pojawienie takowych, a jest szczególnie ciekawy, także ze względu na dwa linki do filmików na You Tube – szczerze polecam!) już w prywatnej rozmowie zrewidował pewne moje, wyrażone na piśmie obawy. Podstawowa brzmiała, że w gruncie rzeczy Lublin stracił jedną galerię, których wcale, jak na 400-tysięczne miasto, nie mamy za dużo. Nie stracił. W mniejszej, ale sympatycznej galeryjce nadal będzie można oglądać i nabywać tak dziś popularną twórczość tego artysty, Ale – co ważniejsze – obiecał, że jeszcze objawią się tam inne wystawy, o których będzie głośno i wydarzenia może nie tak niezwykłe, jak ten z 2003 „najdłuższy zapewne wernisaż w historii Lublina, (który) trwał nieprzerwanie trzy dni i noce” (!!!), ale bez wątpienia znaczące.

Tymczasem, jak mawia co kilka minut pewien sprawozdawca piłkarski Canal+, na byłych włościach Michałowskiego odbyła się w miniony, słynny już piątek pięciu lubelskich wernisaży (koordynacja działań kulturalnych w stołecznym ongiś i in spe Lublinie uwielbia takie piramidalne nawarstwienia zdarzeń) inauguracja Galerii Sz. Wirydarz pod adresem Grodzka 19. Zieliński wybrał na ten cenzuralny moment pewniaka. Przybyły w dużej obfitości tłum się nie zawiódł. Andrzej Borowski, absolwent krakowskiej, posiadającej dobre tradycje italianistyczne ASP, autor prezentowanych obrazów, opanował do perfekcji sztukę podobania się publiczności, opartą naszym wiernopoddańczym uwielbieniu do śródziemnomorza, datowaną od czasów – dzięki jej i Bogu! – włoszczyzny królowej Bony a także (no, może przede wszystkim) wszelkich walorów Renesansu. Sam chciałbym mieć w domu – zapewne ku rozpaczy mych latorośli – akryl Południe w Pino. Taki słodki, taki „prawdziwy”, taki powabny cieniami cyprysów i palmy na rozświetlonej słońcem żółci ściany, że człowiek śni, izby za chwilę popaść w sjestę za okiennicami pokoju na piętrze. Borowski wie także o bałwochwalczym uwielbieniu polskich miłośników sztuki do obrazowań Malczewskiego i – nie bawiąc się w symbolizm – nawet w portretach pięknych dam korzysta z jego transparentowego sposobu kładzenia kolorów na zasadzie ostrego światłocienia i zdecydowanych wyróżników kolorystycznych, o cechach nadprodukcji aktywności słońca. Tu rzucone sreberko, tu złotko efektowne, jeszcze dekorację wzmacnia. Słowem, sukces! Dział Galerii Wirydarz pn. Salon Sprzedaży (cała pierwsza sala, wystawa w drugiej jest kameralna) może – oby! – lada moment za sprawą nowej ekspozycji w nowym miejscu odnieść sukces. Finansowy. I słusznie! Po przeprowadzce trzeba się jakoś pozbierać, czego Piotrowi szczerze życzę.

Natomiast ubolewam, że sprawdziły się me przeczucia, iże nowym wernisażom mogą już nie towarzyszyć niezapomniane grillowe poczęstunki na galeryjnym tarasie nad Podwalem. Tkwiła tam jeno popielniczka dla desperados, którzy i w ostry mróz wybiegają na pole wypalić szluga. Wciągając dym, wspominałem ów opisany, pierwszy rozpalony onego (którego?, pomóżcie przyjaciele!) roku grill w Lublinie, Bartek mnie poprawił. To nie było w marcu. Zapłonął już w lutym! Proszę Najwyższe Wyrocznie: Niechaj to kiedyś wróci!

Kategorie:

Tagi: /

Rok: