BB – Baobab Ballada

Przepraszam. Uzbierało się zaległości. Powinienem skończyć drohobycką epopeję (i obiecuję, że tryptyk zostanie wkrótce zamknięty), ale postrąk, który sobie założyłem – finalizacji Schulzowego serialu, zaczął stopować pisanie o wydarzeniach aktualnych, a tych bez liku.

I tymczasem, wydarzyło się coś, z czym mam ochotę porachować się natychmiast, bowiem są chwile uniesień najwyższych, ale tyleż samo ulotnych. Nie wolno ich nie chwytać.

Na cieniutkim w swym programie V Festiwalu Teatrów Europy Środkowej Sąsiedzi, zdarzył się w trzecim jego dniu cud prawdziwy. Z jednym wyjątkiem, objawiły się spektakle, które poprawiają reputację produktu Witolda Mazurkiewicza, a wśród nich perełka najprawdziwsza, przedstawienie, które przywraca wiarę w sztukę teatralną, powoduje, że chce się żyć. Teatrem – właśnie.

Bogaty środowy program kończyła TaBALADA praskiegoTeatru Décalages, „swobodna interpretacja” filmu Ballada Narajamy japońskiego reżysera Soheya Imamury. Spektakl uliczny posadowiono na pl. Litewskim, pod słynną naszą, matuzalemową lipą, zwaną Baobabem. Pod cudowną potęgą rozłożystości drzewa równie wiekowego, jak bohaterka ballady wplecionej oto nagle, festiwalową potrzebą, w jego szlachetną koronę. Ballady o odchodzeniu, o umieraniu, o starości, dla której – zda się – nie ma przebaczenia, ale, która w interpretacji międzynarodowej kompanii z czeskim szyldem osiąga szlachetny wymiar błogostanu. Bez słowa, w takt wcale nie nokturnowej, ba!, pogodnej muzyki, w porywających akrobacjach pary odprowadzającej matkę na wieczny spoczynek, w przewijaniu taśmy życia i ważeniu jego wartości najbardziej znaczących, jawi się najczystsza poezja. Takiej dozy wysublimowanej liryki nie zaznałem w teatrze od dawien dawna. A w zimnych plenerowych warunkach, jak tej nocy ze środy na czwartek na wciąż hucznym, tylko coraz mniej dostrzegalnym w tym swym felerze Litewskim, cudownego uczucia ciepła wewnętrznego – chyba nigdy!

To są takie chwile, których powalającą urodą chciałoby się współ-odczuwać z bliską Duszyczką. Chociaż jednak wspiąłby się człak na baobawowy szczyt i z jego balladowo przez Décalages nasyconych wyżyn wył z rozpaczy, tej nocy było to czymś skrajnie niemożliwym. Dlatego pozostaje mi jedyne wyjście: zadedykować wszystkie powyższe słowa V.I. – dla mnie – Osobie. Niniejszym czynię to!

Kategorie: /

Tagi:

Rok: