Bezradność

IV Międzynarodowe Lubelskie Spotkania Teatrów Tańca

ŚLĄSKI TEATR TAŃCA – Polska

Przyznam się, że jestem zupełnie bezradny wobec materii spektaklu „Na krawędzi dnia i snu” słynnego Śląskiego Teatru Tańca i jego guru Jacka Łumińskiego, zaprezentowanego w środę jako zwieńczenie projektu Dworzec Centralny – Taniec. Siedziałem na widowni i zamiast sycić oczy tanecznymi obrazami niewątpliwie wielkiej urody, dumałem, co też artysta pragnął nam swym dziełem przekazać.

Podobnie bezsialni wydają sie być krytycy, których słowa zacytowano w towarzyszącym przedstawieniu programie, bo co też na przykład wynika ze zdania, że „wieloznaczność jest siłą tego widowiska”, albo, że „wartością spektaklu jest wyraźnie zaznaczony dystans, z jakim Łumiński podchodzi do materii artystycznej, którą kształtuje”? Nawet osławioną i zaiste piękną scenę z rozświetlonymi dziuplami można interpretować inaczej, bo Madonny, które widzą tam ci odbiorcy, nie zwykły się wychylać z kapliczek tak, jak czynią to tancerki ŚTT i w równej mierze może to być okno lupanaru z … a nie powiem z kim we wnętrzu. Sądzić tak wolno, tym bardziej, że widać w spektaklu ślady rozliczeń kulturowych, diagnozowania mass culture z jej homogenizacją wartości, gdy „las ateński” wymiesza się z rewią, Mozart ze szmirowatą piosenką rozrywkową i gdy usłyszymy podpowiedź, iż liczy się dziś tylko sztuka matketingu. Postmodernizm triumfuje – w nim można zawrzeć wszystko. Ale i nic.

Poza tym, zastanawiam się, jak długo jeszcze Jacek Łumiński będzie organizował ruch sceniczny na zasadzie ciągłego wbiegania tancerzy, którzy dopiero następnie przystępują do swych zadań. To – owszem – robi wrażenie, bowiem można ciekawie rysować ruch, osobliwie wtedy, gdy na scenie jest aż siódemka artystów (żaden teatr w „Dworcu” nie dysponował takim aparatem ludzkim), ale i wygląda na to, że choreograf zaczyna być więźniem własnych, sprawdzonych pomysłów. Kiedyś spektakle teatru z Bytomia był świeżutkie i porywające inwencją autora i jego ekipy, dziś wydają się tak wykoncypowane, że zalatuje to zjadaniem własnego ogona.

A poza tym, wszystko OK, bo przecież trzeba się przyznać, że zupełnie podświadomie do przedstawień ŚTT przykłada się inną – zdecydowanie wyższą – miarę niż do mniej słynnych zespołów. I gdy się zdoła jakoś odrzucić ten ogranicznik percepcyjny, wynosi się ze spektklu zapierające dech panoramy (asymetrycznie ustawiona sekwencja w lesie), sceny taneczne, które można rozbierać na drobiazgi i cieszyć się ich czystym pięknem, a nawet można znaleźć coś do przemyślenia, podążyć za tym, co trapi wielkiego artystę, jakim Jacek Łumiński bez wątpienia jest.

Andrzej Molik

Na krawędzi dnia i snu. Choreografia, scenografia kostiumy – Jacek Łumińki; współautorstwo kostiumów – Hanka Nowicka – Rożeń; tańczą – Anna Krysiak, Sylwia Hefczyńska, Anita Wach, Tomasz Wesołowski, Tomasz Wygoda, Wiaczesław Kriczmariew, Sebastian Zajkowski. Spektakl Śląskiego Teatru Tańca z Bytomia zaprezentowany 8 listopada 2000 r. w ramach projektu Dworzec Centralny – Taniec w ACK UMCS Chatka Żaka.

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: