Biesy na otwarcie

DYR. BABICKI MÓWI O PLANACH TEATRU OSTERWY

ANDRZEJ MOLIK * Gdy w ubiegłym roku Teatr Osterwy otwierał sezon „Dziadami” Mickiewicza, wiadome były intencje ich wystawiania. M.in. powracały na lubelską scenę po dziesiątkach lat.

KRZYSZTOF BABICKI, DYREKTOR ARTYSTYCZNY TEATRU IM. J. OSTERWY: – Przy „Dziadach” decydowało głównie to, że trudno zrozumieć współczesność bez odniesień do romantyzmu. Cieszy, że już zarezerwowane są bilety na listopadowe ich wznowienie, że grający Gustawa – Konrada Jacek Król ma już grono zagorzałych fanów, ale w tej popularności chodzi głównie o to, że w dramacie zaklęte jest przesłanie dla przyszłości Polski.

* No, dobrze, ale dlaczego „Biesy”? Bo to adaptacja dzieła Fiodora Dostojewskiego w Pana reżyserii będzie pierwszą premierą sezonu 2002/2003.

– Rzeczywiście prof. Błoński mówił, że „Biesy” strach czytać, a co dopiero wystawiać. Jest w nich wiwisekcja uwodzącej siły zła. Można mówić, że były pewnym pożegnaniem XIX wieku, a teraz na przełomie kolejnych stuleci nie straciły nic ze swego przerażającego ostrza. Dostojewski dał obraz świata rezygnującego z wartości, które towarzyszyły mu przez setki lat.

* I dlatego warto po nie sięgać i dziś?

– Warto, żeby opowiedzieć o konwulsjach powodowanych przez odejście od nakazów moralnych, przez zachwianie hierarchii dobra i zła.

* A Pana samego co pociąga w „Biesach”?

– Jeden z poetów spytany, czy wierzy w diabła, odrzekł, że nie wierzy, ale wokół widzi ślady jego działania. Uważam, że te ślady są widoczne dojmująco. „Biesy” są opowieścią o ludziach szukających swego miejsca, pytających o ingerencję boską w swoje życie, ale są też historią kryminalną i pasjonującym romansem. I są wielkim wyzwaniem dla realizatorów.

* Kto oprócz Pana należy do tego grona? Kto zagra w lubelskiej realizacji?

– Scenografię przygotowuje Marek Braun, kostiumy Barbara Wołosiuk, muzyką Marek Kuczyński. Zagra duża część zespołu. Będzie to pewny przegląd jego możliwości, bo na scenie pojawi się kilka pokoleń aktorów, od Niny Skołuby – Urygi, Ludwika Paczyńskiego, Henryka Sobiecharta, Pawła Sanakiewicza, Jerzego Rogalskiego, przez Andrzeja Golejewskiego, po naszą młodzież – Annę Bodziak, Anetę Stasińską, Jacka Króla, Szymona Sędrowskiego i zaproszoną do współpracy absolwentkę szkoły wrocławskiej Annę Kurczynę, która wystąpi w roli Daszy.

* Przy drugiej premierze sezonu pozostaniecie przy klasyce, tyle, że dramatu?

– Już na poczatku listopada rozpoczną się próby do „Romea i Julii” Williama Szekspira, w przekładzie, co bardzo ważne, Stanisława Barańczaka i w reżyserii Bogadana Toszy, którego „Poskromienie złośnicy” robione w Osterwy cieszy się nadal wielkim powodzeniem. Tak jak przy tamtej sztuce współpracować on będzie z Aleksandrą Semenowicz, autorką scenografii. Obsadę poda wkrótce reżyser znakomicie znający nasz zespół. Niestety i w tragedii Szekspira jest więcej ról męskich. Tak to już jest w teatrze i chociaż w Osterwie są znakomite aktorki, trudno tylko w celu ich docenienia grać np. „Dom Bernardy Alba” Lorki, bo kto to będzie oglądał. W każdym razie, nasz teatr stać na obsadzenie „Romea i Julii” własnymi siłami.

* Przychodzą ponad dwa lata temu do lubelskiego teatru deklarował Pan zachowanie równych proporcji pomiędzy sztukami klasycznymi i współczesnymi. W pierwszym Pana sezonie były współczesne „Diabelskie nasienie” i „Kąpielisko Ostrów”…

– A w ubiegłym Hemar i Szwarc.

* Tymczasem w tym sezonie po dwóch klasykach zapowiada Pan „Operetkę” Witolda Gombrowicza?

– Ależ „Operetka” według kryteriów dzielących klasykę od współczesności granicą II wojny jest absolutnie współczesna. W dzisiejszych czasach blichtru możemy się bardzo interesująco przyjrzeć w niej naszym minom i pozom i przecenianiu naszej misji w dzisiejszym świecie. „Operetka” będzie moim pierwszym spotkaniem na scenie z Gombrowiczem, a wkrótce minie 20 lat mej pracy reżyserskiej. Zaprosiłem jednak do współpracy Pawła Dobrzyckiego, który zrobił już np. w tym teatrze wspaniałą scenografię do „Ślubu” w reżyserii zmarłego niedawno Marcela Kochańczyka. Muzykę, podobnie jak do „Biesów” skomponuje Marek Kuczyński. Premiera „Romea” odbędzie się 18 stycznia i chcemy, żeby „Operetka” miała premierę 17 maja, a my terminów dotrzymujemy, bo jesteśmy teatrem zawodowym.

* Jednak to oznacza, że nie będzie już w tym sezonie czasu na premierę czwartą, a drugą sztuki współczesnej?

– Będzimy ją przygotowywać już od kwietnia i będzie to sztuka niezwykła. W zasadzie należy mówić o sztukach. Mam ogromną satysfakcję i rozpiera mnie radość, że udało mi się namówić do współpracy Tadeusza Bradeckiegogo, byłego dyrektora Starego Teatru, jednego z najwybitniejszych reżyserów teatralnych. To on ma prawa na przygotownie spektaklu, który powinien być wielką ucztą dla wszystkich, bo zawierać będzie osiem prapremier europejskich, m.in. Georga Taboriego. Roboczo nazywamy to „Osiem mikrodramatów”. Zostały one zamówione przez Unię Teatrów Europy u dramaturgów z Austrii, Bośni, Jugosławi, Macedonii, Węgier, Włoch i Polski. Będą nie tylko wydarzeniem teatralnym, ale i spotkaniem z problemami Mitteleuropy. Przekłady zamawiamy u lingwistów z lubelskich uniwersytetów.

* Czy to przyczyni się do tego, że ostatnia premiera sezonu odbędzie się później?

– W czerwcu naukowcy i studenci, do których chcialibyśmy ją adresować są zajęci sesją. Dlatego premiera odbędzie się w październiku, bo nie wyobrażam jej sobie bez nich. Oczywiście tuż po niej odbędzie się inna, otwierająca sezon 2003/2004. Ale to inna pieśń.

* Dziękuję za rozmowę.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: