Biogram Marcina Różyckiego

Marcinku! Zacznę od mojej recenzji (w pełnej wersji) do ewentualnego wykorzystania, czy potraktowania jako wstęp do biogramu.

Powrót barda

Długo kazał czekać Marcin Różycki lubelskim wielbicielom na duży, pełnospektaklowy recital, w którym mógłby zaprezentować wszystkie barwy swego ogromnego talentu. Naszego barda łatwiej było usłyszeć w Krakowie niż w rodzinnym mieście, gdzie po odejściu z Lubelskiej Federacji Bardów (dzisiejszej Federacji) występował zgoła incydentalnie, ostatnio jako gość Jana Kondraka, ale tylko z trzema piosenkami. Tymczasem, jak się okazuje, Marcin szykował wielki powrót do Kawiarni Artystycznej Hades i taki efektowny come back nastąpił w ostatnią niedzielę kończącego się roku 2003.

Efektowny, bo bodaj pierwszy raz w swej karierze artysta zaśpiewał z towarzyszeniem aż siedmioosobowego zespołu, a że sam był w znakomitej formie (także w autokonferansjerce) i wspaniale zmiksował stare i nowe utwory, koncert należał do najlepszych wśród tych, które się odbyły w tym roku w Hadesie. Rozbudowane aranżacje, karkołomnie nieraz łączące brzmienie saksofonu (Artur Włodkowski) i klarnetu (Jacek Sribniak) z altówką (ten niesamowity Paweł Odorowicz), klawiszami (Piotr Selim), gitarami (Wojciech Cugowski – prowadząca. Krzysztof Nowak – basowa) i perkusją (Tomasz Deutryk) wydobyły ukryte walory kompozycji Różyckiego i nawet jeśli się ktoś na sali buntował na zbyt głośne brzmienie instrumentów, powiedzmy basu w słynnej, wykonywanej dotychczas bardzo kameralnie ”Modlitwie”, w efekcie się okazywło, że miało to logiczne uzasadnienie przy akcentowaniu najważnejszych treści tego dramatycznego songu kierowanego do Najwyższej Instancji. Treściowo Marcin Różycki najczęściej porusza się po znakomicie oswojonej tematyce zmagania się z pewną pospoplitą pożywką. Do znanych już jego piosenek, takich jak ”Kieliszek”, ”Lola Madonna” (jeden z trzech nieautorskich utworów recitalu; ten to wynaleziony przez Kazimierza Grześkowiaka stary tekst… Mirona Białoszewskiego) czy genialne, niezapomniane ”Przebudzenia”, doszła dedykowana barmanom nowość pt. ”Zaśpiewaj mi coś”. Jest w niej znowu tak naturalna dla Marcina porażająca szczerość: ”To nalej mi jeszcze jednego/ kolego barmanie, kapłanie/ Nie powiem ci nigdy dlaczego/ ta pani tu ze mną zastanie” – wyznaje i trudno mu nie uwierzyć.

Ale nie byłby Różycki artystą pełnowymiarowym, gdyby ograniczał się do rozliczeń z włanymi słabostkami. Potrafi znakomicie mieszać emocje, zaśpiewać zupełnie niewiarygodne, bo posadowione w scenerii obozu zagłady ”Konwalie” (”Gliniano drewniany plac/ w drewnianych barakach płacz ściany wypełnia” i do tego refren ”Konwalie tak pięknie kwitną/ i jest tak pięknie”) a trzy piosenki dalej pozwolić sobie żart w poetyce kiczu ”Folklor” (”Zdarzyło się w górach/ wieś Karpaty/ Dziewczyna była zawstydzona/ chłopak był bogaty”). Zakończył bard ukłonem w stronę mistrzów, piosenką ”Twoja postać” z repertuaru Marka Grechuty i jednym z najlepszych tekstów Jana Kondraka ”Człak zbuntowany”, którego Różycki jest niezrównanym interpretatorem, także w ocenie autora.

Był to zaiste wielki powrót barda Marcina Różyckiego, powrót dający nadzieję, że słuchać będziemy go w Lublinie i nie tylko coraz częściej. Jego talent predysponuje go do podbijania wszystkich estrad kraju. Głęboko wierzę, że to uczyni! ANDRZEJ MOLIK

Różyk, czyli Marcin Różycki

Marcin objawił się nagle. Biografowie – w tym mający tu wiele do powiedzenia Jan Kondrak, spiritus movens pierwszych estradowych kroków młodego artysty – twierdzą, że stało się to w drugiej połowie lat lat 90. poprzedniego wieku. Przy okazji wielkiej powodzi i koncertu na rzecz, animowanego przez Annę Skupieńską. Był jeszcze jakiś epizod u Sławka Skopa w Fabryce Nastrojów Odlot. Musiał MR mieć 20-21 lat, bo urodził się 4 kwietnia 1976 r. Oczywiście w Lublinie. Oczywiście nie w ”pięknych dzielnicach”. Ten swój potężny, chrypiaco-zniewalający głos kształtował na Tatarach. Dokładnie w ich podziemiu. W piwnicy ukochanej babci, która go wychowywała. W piwnicznej, ale własnej pracowni. Tam też zaczął układać pierwsze strofy (największy przebój ”Białe róże” powstał w VII klasie) i krasić je nu… No, nie, nut nie znał (może szczątkowo, z ogniska muzycznego usunięto go za niesportowe zachowanie). Lepiej rzec: zaczął własne teksty zdobić własną muzyką. Wkrótce zostało to docenione. Zauważono te zupełnie inne talenta stolarza po zawodówce. W 1997 r. zaśpiewał swoje ”Nie wierzę” i ”Łzom będę wybaczał”, zaszokował Radzyń Podlski i wygrał w cuglach tamtejszy Festiwal Piosenki Autorskiej Oranżeria. W tymże roku przywiózł jeszcze pierwsze nagrody z Festiwalu ”Jesień z poezją” w Świdniku i Festiwalu Piosenki Autorskiej w Oleśnie.

Rok 1998 był przełomowy. Może nie tak ważne jest, że Różycki zdobył wówczas trzecią nagrodę na XXXIV Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie. Ważniejsze, że za swoją dojmującą ”Modlitwę” otrzymał tam niezwykle cenioną w środowisku, prestiżową Nagrodę Specjalną im. Wojciecha Bellona (bardowska legenda!) dla najlepszego autora tekstu. Eskapada pod Wawel na kolejny, XXXV SFP z hitem ”Erotyk zza kiosku” zakończyła się zdobyciem drugiej nagrody. Po pierwszą rok później do Krakowa już nie pojechał. Gdzieś po drodze zaliczył jeszcze laury na festiwalach w Myśliborzy i Biłgoraju. I bardzo specjalną na roztoczańskim Festiwalu Ekologicznym w Józefowie: główną nagrodę w konkursie Potęgi Głosu. Jaki to głos? – pyta biograf Kondrak. I – sam poruszający się woklnie po kilku oktawach – odpowiada: ”Wielka moc, duża skala, pełna plastyka i barwa, nad którą (Marcin) pracował kilkanaście lat odrywając filtry od papierosa”. Nic dodać, nic ująć.

Krokiem zbliżającym Różyka do środowiska piosenki artystycznej Lublina był udział we wszystkich odsłonach pamiętnej Kotłowni Biesiadnej. To tam zaczęła funkcjonować nazwa Lubelska Federacja Bardów. Występował w niej od oficjalnej jej inauguracji 1 maja 1999 r. już w Kawiarni Artystycznej Hades. Nim odszedł bodaj przed dwoma laty (z kawałkiem?), decydując się na karierę indywidualną, zdążył zaśpiewać z kolegami w kilkunastu programach, popodbijać kraj i nagrać z nimi cztery płyty: ”Lubelska Federacja Bardów na żywo w Hadesie”, ”Miłość mi wszystko wyjaśniła” z poezją Karola Wojtyły, ”Kolędy” i ”LFB Kazimierzowi Grześkowiakowi”. Obecnie występuje solo z autorskimi piosnkami układanymi w takie recitale jak ”0.75 l” lub z rodzajem spójnego spektaklu własnego pomysłu ”Ja się raczej nie przejmuję”. Bardziej dziś znany w Krakowie niż w Lublinie, często jest zapraszany do śpiewania w oklicznościowych koncertach w rodzaju benefisu Marka Grechuty w krakowskim Teatrze Słowackiego.

Losy życia sprawiły, że już nie ima się jak kiedyś zawodu grabarza, tydzież innych dorywczych robót przedbardowskich i mieszka obecnie z żoną Justyną w Świdniku, gdzie – jak sam to formułuje – tworzy, śpiewa, gotuje i chrypi na swego pieska huski. Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: /

Rok: