Był folklor

LUBLIN 2002 PO ZAKOŃCZENIU FESTIWALU

W środę, dzień wcześniej niż planowano, zakończyły się XVII Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne Lublin 2002 im. Ignacego Wachowiaka. Goście z ośmiu krajów Azji i Europy rozjechali się do domów wczoraj.

Jak wiadomo, skrócenie festiwalu spowodowało ogłoszenie żałoby w woj. lubelskim i odwołanie wszystkich imprez rozrywkowych. Jednak finałowy koncert w Ogrodzie Saskim planowany na czwartek prawdopodobnie i tak by się nie odbył, bo padał straszliwy deszcz. Można więc powiedzieć, że nad organizatorami z Zespołu Pieśni i Tańca Lublin im. Wandy Kaniorowej znowu czuwała opatrzność, a dokładnie patroni – zespołu i Spotkań, którzy już odeszli do lepszego świata.

Kiedy w przededniu inauguracji tegorocznej ich edycji także lało, Alicja Lejcyk – Kamińska, szefowa festiwalu i kaniorowców absolutnie tym martwiła, bo wiedziała, że jej wielcy poprzednicy potrafią odpowiednią pogodę w niebiosach załatwić. Sprawdziło się! Jak zwykle, jak w ub. roku, gdy burza rozszalała się kilkanaście minut po ostatnim koncercie Spotkań. Tak jak wtedy, tak i teraz usatysfakcjonowani byli wszyscy – uczestnicy, publiczność, organizatorzy. Bo chociaż skrócenie tegorocznego programu wprowadziło trochę zamieszania (sprawnie opanowanowanego przez ekipę z ZPiT Lublin), ewidentnym się stało, że nasze Spotkania znowu urosły w siłę, że są naprawdę bardzo dobrym festiwalem o wyrównanym światowym poziomie.

Konieczność zajęcia się innymi wydarzeniami kulturalnymi spowodowała, że na łamach Kuriera ukazały się tylko dwie relacje z festiwalu. Omówiliśmy w nich występy zespołów Zori Maykopa z Adygeji, Tuna Akademia Infantuna Cidade de Viseu, Viking ze Szwecji, Zagrava z Ukrainy, Gergent z Włoch i gospodarzy, kaniorowców. Wypada kilka słów poświęcić pozostałym. Koło Nauki i Tańca Polskiego Wisła z Japonii (dyr. art. Keiji Shimizu) nie prezentowało tego co potrafi najlepiej, tzn. naszego folkloru, tylko swój narodowy. Hieratyczne tańce i spokojne pieśni, w tym prościutka o marzeniach, podkreślana gestmi, których uczyła się publiczność stanowiły egzotyczną ciekawostkę festiwalu.

Rosjanie z zespołu Ural Vechera (dyr. Larysa B. Szwid) pomylili wprawdzie edycje festiwalu i przysłali grupę dziecięcą (takie zjawią się w Lubline za rok), ale i młodzież pokazała co znaczy kunszt i temperament, tak naturalny, że zapewne wyssany z mlekiem matki. Piękne, rzewne pieśni, posuwiste tańce dziewcząt, dynamit w nogach chłopców, oto walory przyjmowanych owacyjne gości zza Uralu. Równie temperamentni byli Słowacy z zespołu Lipa (dyr. Pavel Butor). Tańce góralskie zawsze się podobają, a oni okazali się prawdziwymi mistrzami. Fachowcy (ale nie tylko) nie mogli od nich oderwać oczu. Wreszcie Zespół Tańca Ludowego UMCS Stanisława Leszczyńskiego. Potwierdził, suitami lubelską, krakowską, innymi, że to wciąż czołówka polskiego folkloru opracowanego artystycznie.

Intresujące były koncerty monograficzne w środku festiwalu. Trochę niepotrzebnie mistrz Leszczyński ustawił wtorkowy w bloki z kolejną prezentacją czterech zespołów, bo widzom zaczyna wtedy dokuczać monotonność. Miksowanie, przemienność tańców poszczególnych grup stosowana przez Bożenę Baranowską, Alicję Lejcyk – Kamińską i Monikę Pacek sprawdzała się lepiej. Świetnie wyreżyserowane zostały dwa koncerty galowe i niedzielny sponsorowany. Prowadzić je powinna wyłącznie szefowa festiwalu, bo robi to absolutnie fachowo. Sukcesem okazały się zbiorowe choreografie (sądeckie tańczone przez wszystkich!), rewelacją – „Krąg”, nowy hymn festiwalu stworzony i śpiewany przez Jana Kondraka. Sprawdza się świetna scenografia Jarosława Koziary. Późniejsza pora rozpoczęcia koncertów przydaje im uroku (zagrały światła!), ale lublinianie muszą się do niej dopiero przyzwyczaić.

Jeśli dodamy do tego bardzo udane występy w Kazimierzu na festiwalu, w Gardzienicach (to superpomysł), Nałęczowie, Lubartowie, codzienne w Leclercu i niezwykle wzruszające przed wdzięcznymi pacjentami Dziecięcego Szpitala Klinicznego, będziemy mieli prawie pełny obraz XVII Międzynarodowych Spotkań Folklorystycznych Lublin 2002. Rysem szczególnym tego obrazu pozostaje fantastyczny poziom wykonawstwa. To się zapamięta, a mir, a nawet mit festiwalu pójdzie w świat. W przyszłości, chociaż trudno to sobie wyobrazić, może być już tylko lepiej.

ANDRZEJ MOLIK

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: