Chińskie puzderko

PO PREMIERZE W TEATRZE ANDERSENA

Włodzimierz Fełenczak w „Córce Króla Smoków”, setnej sztuce przez siebie wyreżyserowanej, zastosował wszystkie swoje ulubione formy i środki teatralne. To miks równie szalony jak jego scenariusz przedstawienia, bo nie ma takiego tekstu dramaturgicznego i Fełenczak sięgając po opowiadanie fantastyczne Li Czchao-Weja sprzed 12-14 wieków korzystał z różnych źródeł i kompilował wszystko w teatralną całość.

Robił to na potrzeby reżysera, czyli siebie samego, więc na scenie Teatru im. H. Ch. Andersena objawiło się w piątek premierowo pięknie zdobone chińskie puzderko, z którego co i rusz wyskakuje coś efektownego. Mamy zatem jak w operze pekińskiej aktorów w żywym planie, gdzie główny bohater wykonuje płynne, taneczne gesty a główna bohaterka śpiewa. I mamy lalki zbliżone do bunraku, które są alter ego bohaterów, ich bajkowym ucieleśnieniem a animuje je nawet trzy osoby tak, że widzimy np. jak Król Smoków (prowadzi go i gra w b. dobrze w żywym planie Marian Kłodnicki) postukuje ruchomymi palacami po oparciu tronu. Jest tak ukochany przez tego reżysera teatr cieni i fascynujący swą formą i barwami długaśny smok, ktory mógłby być ozdobą świątecznych chińskich korowodów. Jest pyszna sekwencja z zastosowaniem techniki „pijane ciało”, gdy grany prze Marka Grabowskiego Brat króla Smoków nadużył wina i akcentowanie wydarzeń chińskim gongiem, co zreszta dzieje się na oczach zadziwionych widzów. Ba! Fełenczk, który startuje do pracy aż za bardzo naładowany wiedzą teoretyczną, zdołał obok baśnowej fabuły wcale zgrabnie zawrzeć w krótkim (zaledwie ok. 45 minut!) przedstawieniu mały wykład o konfucjanizmie i o tym jak według Chińczyków powstał świat. Jest wizjonerem, który ma wyobrażenie końcowego efektu i do niego dąży, co niestety niekiedy odbywa się kosztem prowadzenia aktorów. Kapitalny jest w kreowaniu Liu Jacek Dragun, ale już dużo mniej wyrazista jest świetna zazwyczaj Ilona Zgiet, jako księżniczka Wonny Obłok.

To ona w tej prostej, ale nasyconej głębokimi treściami opowieści przeżywa jako niebianka los człowieka, dla niego – a jeszcze wcześniej wygnana na ziemię, gdzie go spotyka – opuszczając królewstwo ojca smoka. Liu natomiast jest uosobieniem ludzkiej godności, którą potrafią się zachwycić niebianie, zaprzyjaźniając się z nim „na śmierć i życie” i sowicie nagradzając. Zapewne młodzi widzowie nie siedzieliby na tej pięknej bajce tak zafascynowani, gdyby mądra opowieść nie toczyła się w otoczce fantastycznej wręcz scenografii Jarosława Koziary. Wyczarował on chińskie lakowane puzderko z kolorów i symboli, a smoka animowanego przez kilku aktorów czy lalkę Brata Krola Smoków odbiorcy zapamiętają na długo. Równie ważna a przy tym pociągająca jest stylizowena na chińską (ale bez przesady) muzyka Tomasza Łuca. Gdyby jeszcze nie zabrakło wyobraźni (i słuchu!) akustykowi, który puszczał ją tak głośno, że kompletnie zagłuszał dobrze zawsze śpiewajace aktorki Andersena (można był im dać mikroporty), mielibyśmy pełnię szczęścia.

Anbdrzej Molik Fot. W. Jargiło

Kategorie: /

Tagi: / / /

Rok: