Chociaż nie boso

Po czterech dniach festiwalowego szumu i mocnych teatralnych przeżyć, w niedzielę po zakończeniu „Konfrontacji” (8 października’2000) można było w Kawiarni Artystycznej HADES zmienić kategorię doznań i uspokoić rozedrgane emocje przy muzyce i śpiewie z krainy łagodnego, wysublimowanego piękna.

Anna Maria Jopek promowała tam swój nowy album „Boso” i chociaż artystka, będąca w bardzo wysokiej już ciąży (ósmy miesiąc!), nie wystąpiła – jak poniektoórzy oczekiwali – boso, dała koncert wprost zachwycajacy a towarzyszący jej zespół w każdym calu dostroił się do jej nieprawdopodonego głosu, jej umiejetności frazowania, feelingu, wyczucia wokalu i zdolności improwizacyjnych – wszystkiego tego, co stanowi o wartości jazzu. Bo „Boso” to czysty, porywajacy jazz, choć jego wytrawny smakosz Leszek Cwalina, jeden z właścicieli HADESU, żartobliwie orzekł w pewnym momencie, że to najpiekniejszy koncert muzyki ludowej jaki w życiu słyszał.

Czasami sobie myślę, że wychowana przy zespole Mazowsze Anna Maria mogła prze lata poczuć znużenie folkorem takim, jaki prezentuje (prezentował?) ten nasz reprezentacyjny anasambl i postanowiła przetworzyć ludowe nuty, tchnąć w nie nową siłę. Kiedy śpiewa „Nim słońce wstanie / zapomnisz kochanie” i zaczyna wokalnie dialogować z saksofonem Henryka Miśkiewicza, kiedy buduje słynne „Zachodźże słoneczko” na przydźwiękach, szumach, szmerach głosu, bębenka plemiennego multiinstrumentalisty Miśkiewicza, kontrabasu Darka Oleszkiewicza, kociołków i blach tego genialnego, chyba dziś najlepszego w kraju perkusisty Cezarego Kondrada i jeżdżącego palcami po gitarowym gryfie Marka Napiórkowskiego, powstaje nowa dźwiękowa jakość, nowa odmiana muzyki jazzowej, która istnieć może jedynie przy inwencji i możliwościach Anny Marii Jopek.

A komu ludowe źródła obmierzły, miał długą scatową wokalizę w utworze bez słów, miał próbkę starych przebojów („Zielono mi”) i miał solówki instrumentalne jakich HADES już dawno nie słyszał. Koncert był, jak się rzekło, zachwycający. I niech żałują ci nieliczni (do Ciebie też Pawełku piję!), którzy śpiewu Anny Marii J. jeszcze nie docenili (czy nie lubią), bo tak naprawdę można tą artystkę docenić w pełni dopiero na koncertach. To dziś najlepsza wokalistka w naszym kraju i nie tylko. Ja to już wiem, jestem tego pewny i każdą chwilę intymnego spotkania z jej sztuką zaliczam do najszczęśliwszych w swych kulturalnych peregrynacjach.

Molik

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: