Czarcia czarta warta

Jak reagować na takie sytuacje? Jak walczyć z ewidentnym kłamstwem, szalbierstwem i pokazywaniem nie podlegającego dyskusji gestu grania komuś na nosie? Od wczoraj (piątek) w Kawiarni Czarcia Łapa odbywa się Międzynarodowy Festiwal Jazz Bez w Lublinie. Na inaugurację, od godz. 20, grał tam rzadko spotykany w takich uniesieniach, porywający duet Gurzuf. Akordeon, o sile przebicia, porównywalnej jedynie do wykonawstwa największych wirtuozów tego instrumentu, oraz agresywana, dopełniająca wspaniale jego melodyczne brzmienie perkusja, uwiodły – nie pierwszy raz! – odbiorców. Zachowanie tłumu wielbicieli takiej muzyki robiło mocne wrażeni. A jednak, objawił się problem!

Kiedy spółka, sprawująca dziś pieczę nad Czarcią Łapą, wygrywała miejski przetarg na prowadzenie tego lokalu, używała pięknych argumentów, że będzie to centrum promieniujące na Stare Miasto wysoką kulturą i ambitnymi propozycjami artystycznymi. – Stać nas na to! – słyszeliśmy od właścicieli kilku lubelskich lokali i bodajże jeszcze jakiegoś łódzkiego. – One zarobią na Czarcią – dodawano sugestywnie. Lokal przy Bramowej (oficjalnie przy Rynku), zaiste zmienił oblicze. Największy zabytek socjalizmu na Starówie, pamiętający wstyd mojej młodości, Kabaret Czart, poszedł w niepamięć, a design – mnie umawiające po pachy, bo odpryski Rubensa obok Bramy Krakowskiej, w mieście nad Bystrzycą, to dobre jaja – miało rychło zwabić drobnomieszczańską klientelę. I zwabiło! Trzeba było chyłkiem uciekać do innych rynkowych lokali, żeby nie słyszeć uroczych dźwięków dancingowej muzyczki, spływającej po obłych, rubensowskich kształtach kóbitek z nowoczartowych ścian. W tym czasie władze miasta napawały się dumą, że tak korzystnie Czarcią udało się sprzedać i tak ponętne propozycje dalszej działalności nieodrodne dzieci szatana grodzkiej instytucji złożyły!

Młodzi, ambitni animatorzy kultury próbowali ożywić zabytek jeszcze przed przejęciem lokalu przez rzeczona spółkę. Było ciekawie, ale po przetargu się to skończyło. Teraz, napędzający w naszym mieście Jazz Bez Rafał „Koza” Koziński, dowiedział się szybko od rzutkich (czytaj: cwanych) gospodarzy, że już dziś, w sobotę, festiwal – zaplanowany na ciągłość czterech dni! – tam nie zagości. Stosowna umowa podpisana z nimi, poszła precz. Czartowcy, czarta warci, albo tako opisania przez mistrza Dantego, wykpili się obietnicą zapłacenia kary umownej. Nie stracą! Dziś, jak znam życie, zabrzmią tam weselne dźwięki disco polo lub innego dancingowego g…., a całe Stare Miasto będzie się bawić w rytm narzucany przez jego reprezentacyjny lokal. Zaplanowany tam na godz. 19 koncert ukraińskich gości, Bez Spohadiv, odbędzie się pono w innym lokalu przebojowej spółki, w Hollywood – kurcze, nie interesuje mnie to! – Coś Tam.

Jak się będą czuć ludzie, którzy od kilku tygodni wiedzieli o Jazz Bez z anonsów, że „wszystkie koncerty odbędą się w Restauracji „Czarcia Łapa”, ul. Rynek 19”, Naszych Drogich, Kutych na Cztery Nogi Właścicieli zapewne kompletnie nie interesuje.

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: