Czarna sprawa

FELIETON ZADOMOWIONY

Przebywaliśmy ostatnio zagranicą, konsumując specjały egzotycznej dla nas kuchni. Były świetne, nikt z sześcioosobowej polskiej grupy się nie zatruł, ale nie wiedzieć czemu przypomniała się nam przygoda sprzed lat z zupełnie innego, ale też dla Polaka – szczególnie wówczas, na początku lat 90. – egzotycznego, jakkolwiek zachodniego kraju. W wycieczce gnajacej przez Europę we wspominanym niedawno przez nas w reportażu z ostatniej podróży rytmie pt. ”Jeśli to wtorek, musimy być w Belgii” znalazło się kilka zupełnie wydelikaconych żołądków i spotkanie z kulinariami trochę różniącymi się od rodzimego schabowszczaka i bigosu skończyło się oczywiście częściową katastrofą. Nie bardzo wiemy, czy delikatność żołądka idzie u Polaka w parze z brakiem zdolności językowych, jedakoż tak było w tym przypadku. Opowiadano nam później, jak to jeden delikwent udał się po pomoc farmaceutyczną (dziś reklamy powtarzają: ”spytaj się swojego farmaceuty”, tak jakbyśmy przy naszej służbie zdrowia takiego posiadali) do pobliskiej apteki. Ponieważ jednak języka nie stało, wykonał przed tamtejszym panem magistrem (są tam tacy?) pantomimę z elementami języka międzynarodowego, wszelako nie esperanta. Walił się w swój brzuch pięścią i powtarzał z tragiczną miną: – Bum, bum, bum!!! O dziwo, pan magister zachodni zrozumiał ten uroczy mimo-volapük i wydał odpowiedni specyfik zapobiegajacy – najdelikatniej się wyrażając – rozwolnieniu, albo – jak mawiała nasza babcia – laksie. Nauczeni tym przypadkiem, sami posiadając spore kłopoty z językami obcymi, osobliwie hebrajskim obowiązującym w kraju, do którego żeśmy się udawali, poczłapaliśmy przed podróżą do rodzimej apteki po tabletki zwane powszechnie węglem. Jakież było nasze pioruńskie (omal nie kończące się natychmiastowym – że się wyrazimy fachowo – rozluźnieniem stolca) zdziwienie, gdy za małe opakowanie zupełnie polska pani magister zaśpiewała nam 5 zł z groszami. Tu nasza wspominana babcia zapewne nie pierwszy raz (za Peerelu robiła to częściej, ale z innych powodów) przewróciła się w grobie. Przy tak straszliwie wyśrubowanej i kompletnie wyssanej z palca cenie nie miała innego wyjścia. Nie mogła się nie obruszyć na taką – jak ten przefajnowany w cenie węgiel – czarną sprawę, skoro sama nas kiedyś instruowała: – Dziecko, nie biegaj do apteki, wystarczy wziąć kawałek węgla drzewnego i tak samo zadziała. Szybkie obliczenie, ile to tabletek węgla mielibyśmy z worka węgla drzewnego do grilla i jak się maja koszta jednego do drugiego wprowadziło nas w zupełną degrengoladę. Ale wówczas nas oświetliło, dlaczego nasz przyjaciel tak niedawna wychwalał obecnego prezesa dawnej Polfy (którejś tam), że to taki światły człowiek. I pojęliśmy też natychmiast, dlaczego sfederowane związkowo aptekarstwo polskie chce zmusić polski rząd do wprowadzenia stałych cen na podstawowe specyfiki farmaceutyczne: nie będzie im konkurencja z małych apteczek czy aptekulek cen na nie zaniżać. I jak tu nie mówić, że podróże kształcą? Nawet gdy sie jeszcze nigdzie nie wyjechało! A naszym farmaceutom od produkcji, sprzedaży i podbijania cen dedykujemy na pocieszenie dwuznaczny, ale i adekwatny napis – bez pochwał – z muru: ”Cnota hamulcem rozwoju”.

Kategorie: /

Tagi:

Rok: