Deja vu a rebours

Było to jakoś latem ubiegłego roku. Spotkaliśmy się z Jasiem Kłoczowskim na tarasie Teatralnej. „Pod krokodylem”, jak mówią niektórzy. Jasio ma ten dar, że nawet przy różnym ‚ple, ple’ piwem podlewanym, zawsze sprowadzi rozmowę na poważne tematy. I zaczęliśmy gadać o Janku Lebensteinie, którego kiedyś u Jasia K. poznałem. Dużo było tego gadania a rozkręcających się chęci towarzyskich wcale nie mniej i wylądowaliśmy nocnym kursem w moim tym razem domu. Chciałem chyba puścić coś z video, więc włączyłem telewizor. I nas zamurowało. W przypadkowo złapanej TV Polonia, stawiając potężnie irracjonalną kropkę nad całym wieczorem, leciał film o Lebensteinie.

To miało w sobie coś ze spirytyzmu i ze snu. Z myślenia życzeniowego (u Wańkowicza: chciejstwa) bez potrzeby artykulacji pragnień i czarowania bez użycia specjalnych zaklęć. Przywołaliśmy duch Janka do naszego stołu. Przyciągneliśmy go z Paryża w nasz krąg.

Ale wtedy też chyba pierwszy raz doznałem uczucia, że Jan Lebenstein jest dla mnie jakimś dziwnym deja vu. Dziwnym, bo na opak, a rebours. Nie złudzeniem, że on to „już widziane”, że go ongiś gdzieś poznałem, lecz odwrotnie, że ułudą jest prawda, iż to znajomość osobista, namacalna stuknięciem szklaneczek i – chociażby – tym wpisem z jesieni’95 do Rytmów Sępa-Sarzyńskiego, w którym tyle samo prawdy, co i ironicznego dystansu, gdy twórca cudownych gwaszy do bibliofilskiego wydania barokowej poezji, ale i przecież artysta światowego formatu, jeden z największych jakich posiadamy, kreśli skromny autograf: „ilustrator Lebenstein”.

I chyba już tak pozostanie w racjonalizującej głowie. Przekonanie, że musiała mi się komitywa z Jankiem Lebensteinem przyśnić, tak jak śniłem, że z Boschem ścigam jego fantasmagorie wypełniające po brzegi Ogród rozkoszy ziemskich a z Tintorettem szykuję fortel pozwalający mężów ze Scuola Grande di San Rocco przekonać, że tylko on jest godzien do cna ją swymi obrazami zawiesić. Bo to nie może być tak, że się sączy z geniuszem wineczko i podaje mu rękę. Musi być legendą, nieuchwytnym fenomenem, mitem, ideą, mieszkańcem Parnasu. Inaczej wszystko staje na głowie. Co mnie się w moim deja vu przydarzyło.

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: