Do utraty tchu

O lubelskim udziale w Krajowym Programie Kulturalnym Polskiej Prezydencji w Radzie UE pisze dziś w głównym wydaniu DW koleżanka i nie zamierzam powtarzać informacji, jakimi zasypano wąską (wszak to nie krwawa sensacja!) grupę przedstawicieli mediów na wczorajszej konferencji prasowej w Trybunale Koronnym. Pragnę natomiast zwrócić uwagę na dodatkowy, niektórzy by rzekli, ze populistyczny, a tak w gruncie rzeczy praktyczny a i emocjonalny aspekt nadchodzących wydarzeń.

Od lat idących w dziesiątki przyzwyczajony jestem do tego, że – czego wzorcem z Sèvres była epoka aktywności instytucji kulturalnych po zaprzepadłym już dziś na szczęście tzw. sezonie ogórkowym – co roku pod koniec września i w październiku następowała mocno wzmożona aktywność „na polu” imprez artystycznych. Chłodek jesieni działał ożywczo. Ambicje pokazania się czy chociaż przypomnienia publiczności – robiły swoje. Jednak tego, co będzie się dziać w Lublinie przez najbliższy miesiąc z kawałkiem, bez wątpienia nigdy nie przeżywałem. To frontalny atak wydarzeń kulturalnych (w kilku przypadkach z mocnymi społecznymi akcentami), dla ambitnych odbiorców taki aż do utraty tchu, gdy mozolnie będą się zastanawiać, czy w ogóle przez te dni wracać do domu, skoro można przegapić i stracić COŚ niezwykle ważnego.

Kiedy programy naszych specjalnych projektów stworzonych z okazji prezydencji, lub wpisanych w nią po zdecydowanym wzbogaceniu oferty „starych” festiwali, rzucimy na siatkę prozaicznego wobec tych uniesień, a nieubłaganego w swych wyrokach kalendarza, objawi się prawda naszego przebywania w niedoczasie. Jakże miłym! Radośnie nastrajającym myślą, że obyśmy my, pragnący pozostawać ludźmi kulturalnymi, mieli tylko takie zmartwienia!

Wydarzenia są w gruncie rzeczy październikowe. Z „rozentuzjazmowanego tłumu” wyłączył się trochę odrębny, bo powstały w współpracy z Instytutem Adama Mickiewicza (ważna wiadomość z konferencji: ma on po raz pierwszy z częścią statutowej działalności wyjść poza swą siedzibę, do Lublina, tworząc u nas rodzaj filii) Bio-Obiekt, czyli Mobilny Wehikuł Działań Artystycznych, który objawi się już jutro, w ostatni dzień lata, na Litewskim, a potem będzie hulać po Europie od Mińska po Madryt i Londyn. Wczoraj zaś ruszyła  pierwsza – a więc anonsująca przyszłe – edycja projektu Mindware –Technologie Dialogu, z tym, że oczekiwane przez widzów działania artystyczne przewidziano na początek nadchodzącego miesiąca.

I zacznie się! Układ czasowy na kalendarzowej siatce października można zapisać kodem: 1-7; 6-12; 14-22. Jeśli kod zdeszyfrujemy, że chodzi o daty dni miesiąca, ile maniakalnemu odbiorcy pozostanie przez te ponad trzy tygodnie (ostatnia liczba tak naprawdę powinna wyrażać datę 23.10.) wolnego od totalnego ataku wydarzeń czasu? Nieomal (wyjątek feralny 13-tego) zero!!!

Pierwszy człon dotyczy działań w/w wspomnianego projektu M-TD. Plus wykłady i konwersatoria, wszelako dostępne dla wszystkich, oraz Mindware Club w Hadesie Szerokiej (3-7.10.).

Druga wartość kodu, to XII Międzynarodowy Festiwal Najstarsze Pieśni Europy. Tradycja i Awangarda, z codziennymi koncertami w Filharmonii Lubelskiej i Teatrze Muzycznym, plus konferencja w Trybunale (6-8.10.) i cały czas Noce Tańca w Studiu Muzycznym RL.

Wreszcie ostatni element obejmuje XVI Festiwal Konfrontacje Teatralne, z tak intensywnym nawarstwieniem eventów, że codziennie od godz. 16 (kilka razy wcześniejszej) do głębokiej nocy (wliczając imprezy towarzyszące w Klubie Festiwalowym Czarna Owca) można o bożym świecie całkowicie zapomnieć.

Czy zauważyli Państwo w tym elaboracie jakieś inne wydarzenia poza tymi z prezydencji? Spektakle w teatrach repertuarowych? Koncerty filharmoniczne i estradowe? Wystawy w dziesiątkach ożywionych nowym sezonem galeriach? Już dziś popłakuję, że wybierając się jutro do Bio-Obiektu, nie zdołam uczestniczyć w rozpoczynających się o tej samej godz. 18 wernisażach wystaw Elektryfikacja Krzysztofa Turlewicza Białej i malarstwa Piotra Naliwajko Wirydarzu. A w październiku wszak będzie się można z podobnych powodów zapłakać na śmierć! Ale cóż to za piękne łzy! Cóż za cudowna utrata tchu!

PS. Ubolewam trochę, że Janusz Opryński, szef Konfrontacji, nie do końca chyba zrozumiał me pytanie na konferencji w Trybunale i skupił się jedynie na wstępie do mej wypowiedzi, którą uznał za przywołanie starych demonów, gdy festiwal był krytykowany przez dziennikarzy za pewien kryzys. Tymczasem wyrażałem szczery zachwyt, że potrwa – jestem niemal pewny, iż pierwszy raz – aż dziewięć dni i pytałem jedynie, czy to zasługa prezydencji, i czy są nadzieje, że tak będzie także w przyszłości. Na to odpowiedzi nie dało się uzyskać. Ubolewam również, że prawdopodobnie zbyt długie wypowiedzi współuczestników naszej części Programu Kulturalnego Polskiej Prezydencji spowodowały, że przepadł na spotkaniu zapowiadany w info o nim punkt o Aneksie do Konfrontacji (kolejna współpraca Lublina z IAM), który miał przedstawić ich producent, Grzegorz Reske. A wiem co nieco, że to fascynujący projekt z udziałem zespołów sfederowanych w Teatrze Centralnym CK, którego pierwszy punkt w Kijowie został już zrealizowany, ale nasze teatry, na czele z Provisorium, neTTheatre, Sceną InVitro i Lubelskim Teatrem Tańca, czekają jeszcze eskapady do Mińska i Moskwy. Chciałbym przeżyć przygodę towarzyszenia im. Byłoby o czym pisać!

Kategorie:

Tagi: / / / / / /

Rok: