Dobra zabawa, dęty show

PO FESTIWALU BETLEJEM LUBELSKIE

Teatr przedmiotu to fajna sprawa. Ta jedna z form teatru lalkowego nawiązuje do naturalnej skłonności dzieci. Gdy stare zabawki się im znudzą, ich rolę może spełniać wszystko co jest pod ręką. Z przedszkolnych czasów jakimś cudem jeszcze pamiętam, że bawiliśmy się z koleżanką w nocne podchody, a małe książeczki zamieniały się w naszych rękach w latarki. Na podwórku prosty kij mógł być karabinem w zabawie „w wojnę”, a tenże kij z przytroczonym na środku kawałkiem tektury czy dykty i wymalowanym numerem – kierownicą rajdowego motocykla świdnickiego idola lat 50. Jana Szczerbakiewicza. Wyobraźnia podpowiadała mnóstwo takich pomysłów, może także dlatego, że nie została jeszcze zmacerowana przez wszechobecną dziś telewizję. Ale nikt nie powie, że dziś dzieci nie mają podobnych pomysłów. Wystarczy je poobserwować.

Grzegorz Kwieciński w autorskim spektaklu „Pastorałka. Do Betlejem Pospieszajcie” przywiezionym na IV Międzynarodowy Festiwal Teatralny Betlejem Lubelskie przez Teatr Lalek Rabcio z Rabki-Zdroju postawił właśnie na wyobraźnię młodych odbiorców i osiągnął efekt godny pozazdroszczenia. W rękach dwóch doskonałych aktorów, Piotra Serafina i Pawła Stojowskiego, widły się stają Diabłem czy też jego atrybutem. Z trzech pomalowanych desek (jedna musi mieć koniecznie kolor czarny jak postać, którą „zagra”), zwieńczonych nacięciami w kształcie koron, wyczarowani są Trzej Królowie. Szpadel ubrany w kawałek czerwonego płótna na przybitej doń poprzeczce może być świetnym (plastycznie) Herodem. Brzozowe kołki są Pastuszkami, ale w razie potrzeby zamieniają się a to w fujarkę, a to w skrzypce. W tej konwencji nawet kamień staje się Wołkiem u stajenki i to muczącym (ustami animujacego go aktora), a dzwoneczek – Osiołkiem. Nie dość, że Kwieciński, twórca Teatru Ognia i Papieru, a więc potrafiący robić spektakle z „niczego”, nawiązuje do prymitywnych rzeźb góralskich (to smaczek dla dorosłych widzów), to dokonuje kapitalnej prowokacji wobec owej zakorzenionej w dzieciecej naturze wyobraźni. Przy tym fabuła ani przez moment nie traci nic z czytelności, bo szopkowe motywy są wszystkim, włącznie z dzieciakami, doskonale znane. Otwiera się za to sfera wartości płynącej z prostej symboliki. Jest zabawa jak z podwórka, ale i rozgraniczenia Dobra i Zła, Piękna i szkaradzieństwa. Czyż można oczekiwać więcej od teatru dla dzieci?

Na drugim biegunie festiwalowych propozycji sytuuje się przedstawienie Teatr Arabeska z Charkowa. Okazało się, że jego intrygujący tytuł „Marry Christmas Jesus Christ (szopka talk show)” – podobnie jak było niedawno na Międzynarodowych Spotkaniach Teatrów Tańca z serbskim „Victoria Beckham ma migrenę” – więcej obiecywał niż sam spektakl dał. Można się przy tym zastanawiać czy trafił on na odpowiedni festiwal. Wprawdzie pokazywany był na nim kiedyś – także ukraiński – „Wertep” naszego Teatru Andersena (gospodarzy zabrakło niestety na tym Betlejem Lubelskim), bardzo poważny i przeznaczony dla dorosłych widzów, ale tu mieliśmy do czynienia z czymś innym. Spektakl chrakowskich awangardzistów, w zasadzie musical, ma doskonałe pomysły, jak przerwy na reklamę, niezwykle sprawne aktorstwo, ale w swym postmedernistycznych treściach jest dęty i mętny oraz do bólu pretensjonalny. Organizatorzy, w przeciwieństwie do doświadczonych w tym względzie Konfrontacji Teatralnych, nie zadbali o symultanicznie wyświetlane tekstów piosenek i nawet wypowiadane po polsku pewne kwestie mętliku w głowach odbiorców nie rozświetliły. Jak na złość, spektakl był dokuczliwie długi, około dwugodzinny, więc wymęczenie „materiału” na widowni było straszliwe.

Szkoda, że tak teatralnie kończyło się w niedzielę tegoroczne ciekawe Betlejm Lubelskie. Dobrze zaś, że nastrój poprawił potem muzyczny jego akcent – świetny koncert „Kasperowe kolędowanie” Męskiego Zespołu Wokalnego Kairos pod dyr. Borysa Somerschafa. Szkoda natomiast – dodajmy na koniec – że festiwal odbywał się równolegle z drugim, jazzowym i wieloma przedświątecznymi imprezami, w tym z Wigilią Starego Miasta, która „ukradła” widzówe z ukraińskiego przedstawienia. Wszystkich spektakli w programie nie dało się w takim natłoku propozycji obejrzeć, a ponoć największym wydarzeniem szopkowego festiwalu była pastiszowo-purnonsensowana „Pastorałkę. Rzecz o Narodzeniu Pańskim” z gliwickiego Teatru A. Króciutki wybór z niego w posataci „Kolażu adwentowego” z feretronami, zapaloną gwaizdą i wzorowaną na śpiewach gregoriańskiej muzykę tylko tę opinię mógł potwierdzić.

Andrzej Molik Fot. Mikołaj Majda

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: