Dubeltowo w Chatce

Oprócz sytuacji festiwalowych – na Studenckiej Wiośnie Teatralnej przełomu lat 60.i 70. ub. wieku, później na Konfrontacjach Młodego Teatru, a współcześnie na Konfrontacjach Teatralnych, Sąsiadach, Kontestacjach, Międzynarodowych Spotkaniach Teatrów Tańca i innych podobnych, wielowydarzeniowych imprezach – nie przypominam sobie, żeby w trakcie tzw. codziennego działania w Chatce Żaka odbywały się równolegle dwa przedstawienia teatralne. No, może po 1971 r., gdy powstał Teatr Provisorium walczący o swoje miejsce w Akademickim Centrum Kultury UMCS (czy to się wtedy tak nazywało?) z panoszącym się Chatce Gongiem 2 dochodziło do takiego nakładania się propozycji teatralnych.

We wtorek 26 stycznia lubelskiej publiczności przedstawiono w Chatce ofertę dubeltową. W sali widowiskowej kompleksu przy Radziszewskiego 16 mogła obejrzeć musical Jana Kondraka „Pieśń z Pieśni”, firmowany przez Warsztaty Kultury (tamże odbyła się w grudniu premiera) i Wydział Artystyczny UMCS. Natomiast w tzw. ART Studio, primo voto stołówka akademicka, secundo voto Klub 5.Element, Scena Prapremier InVitro – spektakl „Zły” Dariusza Jeża i Grzegorza Kondrasiuka, w reż.: Łukasza Witt-Michałowskiego (premiera w tym samym miejscu, kilka dni po musicalu). Pierwsze wydarzenie rozpoczynało się o godz. 18, drugie – godzinę później. Pogodzić się ich nie dało, trzeba było dokonać wyboru. Dlatego w początkowym odruchu zadziwiłem się, iż widowisko muzyczne potrafiło przyciągnąć tylu widzów, że niemal po brzegi wypełnili salę mieszcząca kilkaset osób, a na równie świeżym spektaklu dramaturgicznym zebrało się – jak się później okazało – tych widzów ok. 80.

Pierwsze odruchy maja to do siebie, że nie są przemyślane. Uważam, że musical wychodzący od biblijnej Pieśni nad Pieśniami jest dużym wydarzeniem i niepomiernie cieszę się, że jest tak – za przeproszeniem – frekwencjonowany. Ale myślę też, że jego sukces u publiczności napędza to, co nazywam sobie prywatnie pozytywnym syndromem zespołów folklorystycznych. Ich stale niewyobrażalną w dzisiejszych czasach popularność napędza publiczność familijna. Na koncertach rozbudowanych, często wielosetosobowych ansambli – Zespołu Tańca Ludowego UMCS, ZPiT Jawor Uniwersytetu Przyrodniczego, ZPiT Lublin im. W. Kaniorowej i kilku innych – zjawiają się wszyscy rodzice tancerzy, śpiewaków i muzyków, ich szkolni i podwórkowi koledzy, skoligaceni i totumfaccy rodzin i w ogóle „znajomi i przyjaciele królika”. Pieśń z Pieśni to ogromny aparat wykonawczy: sześciu muzyków, ósemka tancerzy z Grupy Tańca Współczesnego Politechniki Lubelskiej oraz – przede wszystkim – 12 wokalistów, którzy do spektaklu trafili po castingu prosto z gimnazjów, liceów i uczelni, w absolutnej większości debiutujących na scenie, ba, estradzie, spragnionych aklamacji, słów otuchy, pochwały, ciepłego wsparcia. Któż im to może zapewnić? Krytycy? Sami łamią oręże w bojach na poletku, które u nas nadal mało rozpoznane. Tak naprawdę mogą to zrobić jedynie przyjazne im dusze. Ich oklaski brzmią wówczas słodko.

Odbiór widowiska przed finalnym aplauzem, świadczy, że zgromadzili się w Chatce Ż. odbiorcy – na litość, bez obrazy! – niezbyt wyrobieni teatralnie. Ale to – w tym przypadku – żaden grzech i powód do zmartwień. Oni swą rolę wykonali. Chciałoby się jedynie życzyć sobie, żeby uczestniczenie w lubelskiej Pieśni z Pieśni nakłoniło ich do częstszych wizyt w teatrze, nie tylko na musicalach w wykonaniu znajomych. Może wówczas spojrzą, stojąc w kolejce do szatni w Chatce na plakaty zapowiadające tuż obok Złego i wybiorą się – innym razem – na spektakl skończenie – mimo udziału (i to wielokrotnego, w trzech co najmniej rolach) naturszczyka – profesjonalny i to taki, o którym za moment – wierzę w to głęboko! – usłyszy cała Polska.

Scena Prapremier InVitro nie ma powodów do narzekań, że jej spektakle publiczność omija łukiem i nie chce walić na nie oknami i drzwiami. Wręcz przeciwnie, jeśli już gra w Lublinie (w coraz częściej, mimo zaledwie dwóch lat działalności, robi to w całym kraju) bardzo często bywa tak, że trudno o bilety na kolejne przedstawiania. Dokładnie: bywało. Teatry działające w strukturach Centrum Kultury, zgromadzone w momencie wychodzenia do publiczności pod firmą Teatr Centralny (oprócz InVitro, Provisorium i Kompania Teatr, Maat Projekt i NeTTheatre) zaczynają płacić haracz za nie swoje przewiny. Spotkało je te nieszczęście (w przyszłości szczęście?), że musiały się wyprowadzić, jak całe CK, z oddanego do kapitalnego remontu budynku przy Peowiaków12. Biura i małą salkę prób mają teraz przy Narutowicza 32 a grają w chatkożakowym ART. Studio. Co gorsza, kasa sprzedająca bilety na spektakle działa pod tym pierwszym adresem, o którym wie nadal śladowa ilość miłośników Melpomeny. Gdyby nie kasa uruchamiana przed przedstawieniami w Chatce, na wtorkowym Złym byłoby nie 80, a zaledwie 20 osób, co już wieje zgrozą, że była to dopiero pierwsza jego prezentacja po premierze (wcześniejszej próby otwartej tu nie liczymy). Przed marketingowcami i specjalistami od PR z CK stoi więc wielkie wyzwanie. Muszą się nauczyć sprzedawać – pardon za wyrażenie – produkt w nowych warunkach.

Wyzwanie stoi i z tego powodu, że chociaż zdublowanie tetralanych wydarzeń w Chatce Żaka kilka dni temu to – oczywiście!!! – żadna zasługa Akademickiego Centrum Kultury UMCS, które tam rządzi, bo jedynie wynajęło sale (konkretnie, udostępnienie ART. Studio, primo voto…. itd teatrom CK jest przedmiotem umowy pomiędzy miastem i uczelnią), to za chwilę będziemy mieli nową sytuację. Ciągle świeże chatkożakowe kierownictwo zdobyło się na inicjatywę, ktorą reklamuje skromymi słowy: „Scena Mistrzów ACK UMCS to pionierski dla akademickiego Centrum Kultury UMCS „Chatka Żaka” projekt teatralny. Jego celem jest sprowadzanie do lublina (sic! – z małej litery) wybitnych spektakli i znakomitości polskiej sceny aktorskiej, a przez to umożliwienie mieszkańcom Lublina do wysublimowanych teatralnych przeżyć estetycznych. Projekt zakłada comiesięczne, poniedziałkowe spektakle…etc”

Słowem, ACK wyważa dawno otwarte drzwi, w których rozwieraniu uczestniczy od lat kilka lubelskich impresariatów idących tym utartym również od lat śladem i w Dzień Świętego Chałturnika (albowiem wiadomo, że w poniedziałki aktorzy scen repertuarowych mają wolne w swoich teatrach i ruszają w kraj uszczęśliwiać naród skazany na życie poza artystycznymi metropoliami, najlepiej w spektaklach mikroobsadowych). Już w poniedziałek najbliższy, 1 lutego, będziemy przeżywać inaugurację SMACKUMCS”ChŻ” i należy wierzyć, że mistrz Adam Ferency i Julia Kijowska w spektaklu Blackbird zadowolą oczekiwania nawet najbardziej wymagających odbiorców. Ale i uświadommy to sobie, że to wydarzenie da początek stałym dubletom teatralnym w obrębie kompleksu przy Radziszewskiego 16, bo poniedziałek to prawie tradycyjny termin prezentacji projektow Teatru Centralnego.

Dla odbiorców, – co cieszy – bogactwo wyboru. Dla bezdomnych w gruncie rzeczy, zawieszonych pomiędzy niebytem a rzadką aktywnością scen Teatru Centralnego

jeszcze jedno i to bardzo poważne – już nie tylko dla marketingowców – wyzwanie.

Kategorie:

Tagi: / / / / /

Rok: