Duch Drohobycza

DWIE SCHULZOWSKIE WYSTAWY W BWA

W ramach lubelskich obchodów 110. rocznicy urodzin i przypadającej dokładnie na dziś 60. rocznicy śmierci Brunona Schulza, w niedzielę w Galerii Starej Biura Wystaw Artystycznych otwarto dwie wystawy. Jedna ma wyraźny odnośnik do miasta autora „Sanatorium pod Klepsydrą”, w drugiej związek z Schulzem może stanowić dla odbiorców wielką zagadkę.

Andrzej Molik

534 89 87

Z powyższego powodu warto zwiedzanie rozpocząć od mniejszej z sal galerii przy Narutowicza 4. Wystawa zatytułowana jest tak, jak kiedyś chciał Adam Zagajewski – „Drohobycz i świat” i prezentuje obrazy Edwarda Dwurnika. Ten jeden – „Drohobycz” – bezpośrednio odtwarzający ducha miasta Schulza, powstał specjalnie na ekspozycje ułożone przez ich kuratora, Małgorzatę Kitowską – Łysiak. Ona sama twierdzi, że jest to bardziej Drohobycz Dwurnika niż mistrza Brunona, ale to On, Bruno, przemyka przez spowitą błekitem gęstwinę miasteczka i – o dziwo! – umyka przed nagimi gracjami, tak często obecnymi w jego rysunkach i tak dowcipnie wydobytymi przez Dwurnika z wieczornego mroku punktowym białym świetłem. Tak jak w akwarelach Bartłomieja Michałowskiego, Drohobycz to sztetł mędrców. I grajków. Ci grajkowie, wiolonczeliści czy kontrabasiści zdominują – niekiedy i 50-osobową „orkiestrą” i kolejne prace Dwurnika o jakże wiele znaczących tytułach: „Shalom – Tykocin, Shalom – Włodawa”. „Lelów”, „Galicja”, a z tego świata na drugi brzeg Styksu przewiezie nas chasydzki Charon z obrazu zamykajacego niewielką, ale piękną ekspozycję

Z podejściem do pomieszczonej w dużej sali wystawy „W poszukiwaniu Autentyku”, gromadzącej dzieła pięciu artystów każdy musi sobie poradzić indywidualnie. Dr Kitowska w stanowiącym odrębną, niezwykle interesującą jakość wstępie do katalogu (jeszcze ciekawszy jest jej tekst do pięknie wydanego przez BWA katalogu Dwurnikowego) podpowiada tropy, po których możemy się poruszać, ale nie wszystkich mogą one przekonać. Wskazówka, że chodzi głównie o motywy z Schulza – Autentyk i Księgę – z którymi każdy artysta się zmaga, nie są do końca klarowne.

Pozostają dzieła. Bliskie drohobyckim cieniom, żydowskim śladom i Schulzowskim ideom szczególnie w surrealnych, zapisanych jak Księga (w gablotach zamknięto zwarte w książki niby inkunabuły, np. „Lapis”) Zbigniewa Makowskiego czy podpowiedzianych tytułami („Studia talmudyczne”, „Talmud polski”) ośmiu abstrakcjach Stanisława Fijałkowskiego. Motywy mandali rozpisane w pracach Andrzeja Strumiłły, to mierzenie się z odległymi kulturami. Niekiedy ocierające się o herezję obrazy Eugeniusza Muchy, to wadzenie się z polską religijnością i uczłowieczanie Boga. Wreszcie mamy prace mistrza Jerzego Nowosielskiego. Głównie abstrakcje dające odczuć, jak prawdziwe są słowa obecnego na wernisażu Andrzeja Strumiłły, że ten artysta jeśli chodzi o formę jest obdarzony „słuchem absolutnym”. Jeśli ktoś nie lubi tych igraszek z czystą formą, może bezgranicznie się zakochać w zmierzającej ku figuratywności „Monografii nieznajomej”, bo ma się wrażenie, że w stopklatkach obwodzących widok jej pleców jest o damie powiedziane więcej niż w niejednym dziele literackim. Taki talent miał też Schulz.

Jedno jest pewne. Takiego zgromadzenia wybitnych artystów, akurat przedstawicieli przedwojennego pokolenie (urodzeni pomiędzy 1922 i 1930 r.) dawno w Lublinie nie mieliśmy. I już tylko za to – chwała organizatorom!

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: