Dwa akty (s)tworzenia

Galeria Sztuki Sceny Plastycznej KUL

Prolog

Nikt już nie pamięta – osobliwie twórca – czy była to jesień, czy wiosna. Sądząc jednak po trwałym zwyczaju Leszka Mądzika, który zawsze dopieszcza kolejne spektakle swojej Sceny Plastycznej KUL w czasie letniej przerwy wakacyjnej a pokazuje je światu na premierach zaraz po rozpoczęciu kolejnego roku akademickiego w październiku lub listopadzie, zapewne i Galeria Sceny Plastycznej KUL pierwszy raz otworzyła swe podwoje którejś jesiennej właśnie niedzieli. Niedzieli, bo to w dzień święty – jakby dla podkreślenia wagi wydarzenia mającego wszak miejsce na terenie katolickiego uniwersytetu – stale odbywały się wernisaże kolejnych wystaw. W każdym razie – to można wyczytać w kronikach – był rok 1986 a inaugurował działalność nowej lubelskiej placówki artystycznej nie byle kto: Andrzej Wajda.

Akt I

I tak już od pierwszego gongu otwierającego galerię zostało. „Nie byle kto” na plakacie anonsującym kolejne ekspozycje, to był święty (ponownie pojawia się nam mimochodem owe słowo) obowiązek galerii, w Radzie Artystycznej której obok Mądzika zasiadali jeszcze profesorowie Stefan Sawicki Jacek Woźniakowski. Nawet bez zwracania specjalnej uwagi na fakt, że galeria działa zaledwie (ale i już!) od piętnastu lat, wolno powiedzieć, że to ona przedstawiała Lublinowi dzieła najwybitniejszych polskich artystów i żadna inna w całym mieście – może z wyjatkiem o wiele starszego BWA – nie może się poszczycić takim zestawem wybitnych nazwisk w swoich katalogach. Któż to nie prezentował się w małej salce w podziemiach nowej frontowej części głównego budynku KUL.

Po historycznej ekspozycji rysunków Wajdy Notes 1985, pojawiły się – a zachowamy chronologię ekspozycji – między innymi prace Magdaleny Abakanowicz, Romana Cieślewicza, Jana Lebensteina, Jerzego Nowosielskiego, Ewy Kuryluk, Edwarda Dwurnika, Adama Myjaka, Eugeniusza Get-Stankiewicza, Krystyny Zachwatowicz, Tomka Kawiaka, Zdzisława Beksińskiego, Stasysa Eidrigeviciusa, Jerzego Dudy-Gracza, Józefa Szajny, Adama Bujaka, Andrzeja Strumiłło czy Antoniego Fałata. Spotykaliśmy się też dziełami artystów, do których trochę nie pasuje stosowana do dziś w folderach i programach galerii formułka „wystawy prezentowali:”, bo nim zdążyli to uczynić, nie było ich już na tym świecie. Mowa m.in. o Konradzie Swinarskim, Antonim Rząsie, Alinie Szapocznikow, Józefie Gielniaku, Brunonie Schulzu, Cyprianie Kamilu Norwidzie, Tadeuszu Kantorze…

Do opadnięcia kurtyny po pierwszym akcie działania Galerii Sztuki Sceny Plastycznej KUL, który to symboliczny moment nastąpił, jak się okazało, po wystawie Teresy Pągowskiej, Mądzik zdążył pokazać studentom, ale i mieszkańcom miasta prace 36. artystów z areopagu polskiej sztuki współczesnej (i nie tylko). Kluczem przy ich doborze – nie ma co tego kryć, bowiem Rada Artystyczna jest raczej, to mój sąd, eleganckim ozdobnikiem – były upodobania samego twórcy Sceny Plastycznej. Pojawiali się dzieła jego mistrzów, którzy oddziaływali na niego w różnych okresach artystycznej aktywności. Nowosielskiego otaczał wielka atencją od czasu, gdy w przedteatralnym okresie sam malował swoje wersje ikon (a te odbiły się w pierwszej scenografii do Wandy Norwida w Teatrze Akademickim KUL, jak się jeszcze wówczas, w roku 1967 nazywał). Cieślewicz to fascynacja z czasów projektowania plakatów (studenci sprzed ponad trzydziestu lat pamietają, że i tym się Mądzik imał a i dziś romansuje z plakatem od czasu do czasu, vide postery do Konfrontacji Teatralnych). Inni – Swinarski, Lebenstein, Myjak, w pewien sposób Zachwatowicz i Hasior, znacząco Kantor i Szajna a szczególnie Szapocznikow – wpływali bezpośrednio na teatr Leszka Mądzika; inspirował się ich wizjami lub w jakiś sposób odnosił do ich spuścizny plastycznej.

Cała reszta, wśród której zapewne – ale o tym wie już tylko Mądzik – jeszcze kliku oddziałujących na sztukę twórcy Zielnika, Wilgoci, Wrót, Kiru i wielu innych pamiętnych spektakli, to artyści, których ceni, darzy atencją, po prostu lubi. A nasze szczęście polega na tym, że Mądzikowe fascynacje mogą i nam być przybliżone i podane na tacy. Bowiem ta galeria ma tę przewagę nad innymi, że jej twórca, artysta o sławie już dawno wykraczającej poza granice rodzinnego kraju a w tym kraju uznawany za jednego za najwybitniejszych, jest równorzędnym partnerem dla tych, których do siebie zaprasza. Leszkowi Mądzikowi nie wypada odmówić. Znaleźć się wśród wystawiających u twórcy Sceny Plastycznej to – wcale nie przesadzając – nobilitacja. Z tej sytuacji dwóstronnego dowartościowywania musiało – póki co, do czasu, w kategoriach chciejstwa – coś wyniknąć, albowiem galeria Mądzikowa miała jeden podstawowy feler: katastrofalną szczupłość miejsca ekspozycji wyśmienitych dzieł wybitnych autorów.

Intermedium

Mówiło się o tym długo, realizowało jeszcze dłużej, wreszcie jednak Leszek Mądzik, jeden z pierwszych laureatów Nagrody Artystycznej Miasta Lublina został przez władze miejskie – i chwała im za to! – uhonorowany dodatkowo przyznaniem lokalu na prowadzenie galerii z prawdziwego zdarzenia i to lokalu nie byle jakiego (i „nie byle” ponownie się nam pojawia w naszym tekście o konstrukcji dramatycznej), bo w słynnej kamienicy Lubomelskich przy Rynku Starego Miasta.

W trakcie prac renowacyjnych pod sklepieniem sali na parterze kamienicy odkryto rarytas. Konserwatorom objawiły się polichromie z pierwszej ćwierci XVI wieku z jednym z najstarszych widoków Lublina i z przepiękną Madonną stanowiacą fragment malowidła Adoracja Trzech Królów. Odkrycie spowodowało opóźnienie w przejęciu sali przeznaczonej na nową mutację Galerii Sztuki Sceny Plastycznej KUL, ale i dowartościowało jej znaczenie, bo lokal przy Rynku 8 znalazł się w każdym nowo wydanym przewodniku po Lublinie i stał się obiektem odwiedzanym przez wycieczki wędrujące chociażby Trasą Unii Lubelskiej (kamienica Lubomelskich stanowi jeden z etapów trasy otwartej w roku 1999 z okazji uroczystości 430-lecia podpisania unii).

W rok (z kawałkiem) po decyzji władz miasta o przyznaniu Leszkowi Mądzikowi lokalu na jego galerię, mógł się on zacząć wprowadzać do dwóch komnat przy Rynku 8. Główna sala wystawowa, ta z polichromiami, uzyskała jeszcze dodatkowe quasiarchitektoniczne elementy wyposażenia w postaci drewnianych żeber odtwarzających kształt sklepienia, pod ktorym odkryto zabytkowe malowidła. Kłopotem gospodarza galerii pozostaje teraz, jak potrafi te żebrowania wykorzystać do celów ekspozycyjnych.

Akt II

Odsłona pierwsza

Otwarcie Galerii Sztuki Sceny Plastycznej KUL w jej nowej siedzibie nastąpiło w październiku podczas uroczystości trzydziestolecia teatru Leszka Mądzika i było – obok premiery nowego spektaklu Całun i sesji naukowej poświeconej Scenie Plastycznej – głównym ich wydarzeniem. Nie byłem obecny wtedy w Lublinie i nie dosyć, że po raz pierwszy od rzeczonych 30. lat nie oglądałem nowej sztuki Leszka na jej premierze, to i przecięcie wstęgi w pięknym staromiejskim lokum galerii mi przepadło. Nie przepadła natomiast wystawa, którą twórca glerii przygotował na pierwszą jej odsłonę, jakkolwiek zaległość odrobiłem na niewiele czasu przed zmianą ekspozycji, przed odsłoną drugą działalności nowego punktu na artystycznej mapie Lublina.

Chociaż niektórzy mogą Leszka Mądzika posądzać o brak skromności przy podejmowaniu decyzji, że na początek swej galerii nr 2 zaprezentują własną sztukę, ja uważam, że uczynił słusznie, bo okazja – trzydziestolecie jego teatru i druga inauguracja autorskiej przecież galerii – go do tego uprawniała. Poza tym, prezentował to, co jest novum w jego działalności na niwie sztuki – fotografię. Upublicznił tą swoją nową fascynację bardzo niedawno. Pierwsza wystawa fotografii Mądzika miał miejsce niespełna trzy lata temu, w marcu 1998 roku w Kawiarni Artystycznej HADES.

Jak ważnym dopełnienie dla teatralnych poszukiwań twórcy Sceny Plastycznej okazały się fotografie robione w trakcie jego licznych podróży zagranicznych, niech zaświadczy to, że wystawy tych jego prac odbyły się już w Toruniu, Suwałkach, Kazimierzu (Dzwonnica), Warszawie a także w Bratysławie i Wiedniu (gdy Państwo to czytacie, czynna jest już kolejna ekspozycja Mądzikowych fotogramów w… Bejrucie!). A że i odbiorcy poznali się na wartości fotosów Leszka, niech z kolei zaświadczy to, że wkrótce ma się ukazać album fotografii Mądzika ze wstępem napisanym przez samego mistrza Adama Bujaka.

W programie do wystawy w HADESIE niejaki Andrzej Molik pisał przed trzema laty w tekście pt. Fascynacje, tęsknoty, struktury: „Oglądając martwe natury z czaszką, polichromowane rzeźby z hiszpańskiego Valladolid, architektoniczne arabeski, reprodukcje obrazów, Erechtejon z akropolowego wzgórza, Pietę i Frasobliwego, chińskie maski, zegar Orloy z praskiej starówki, egipskie rzeźby i inskrypcje, a przede wszystkim struktury wypreparowane obiektywem z przyrody martwej i ożywionej, te wszystkie splątane liście, pęknięte kamienie, porowaty piasek pustyni czy tamtejsze kłębiące się, wyrwane z ziemi osty, oglądając to wszystko miejmy pewność, że będą budulcem czy tylko impulsem kolejnych spektakli Mądzikowego teatru. I że artysta daje nam na tacy rodzaj ściągawki do swej sztuki, odkodowuje formy, z których powstanie zamknięte dzieło. Ale i że, jak rzadko, uchyla rąbka tajemnicy swego warsztatu”.

Podpisuję się i dziś pod tym, co wówczas napisałem. Na wystawie w nowej galerii pojawiły się i nowe prace, bo podróżowania Mądzik nie przerwał i nie zaprzestał wędrować z aparatem w ręku. Można więc mówić o wzbogaceniu wrażeń, ale i o wzbogaceniu palety środków. Jeszcze bardziej widoczne były na ekspozycji obrazy z miejsc, gdzie obecna jest tak fascynująca artystę śmierć – z wileńskiego cmentarza na Rossie, z cmentarzy w Brnie i w Sao Paulo. Paradoksalnie Mądzik potrafi dostrzec inne strony tematu. Nagrobek biskupa z Brna to niemal dowcip (piętrowo ułożone są poduszka, księga, ręce i tiara duchownego). O cmentarzu brazylijskim sam Mądzik mówi, że jest najbardziej erotyczny ze spotkanych w życiu (ta subtelna erotyka zawarta jest w przpięknych rzeźbach czerpiących z antycznego stylu mokrych szat).

Ale umieranie to taże owe struktury, formy, które zostaną później wprowadzone do spektakli: gruzy wieżowca w Sarajewie, relikwie z niemieckiego Passau, krzyże wotywne z Wasilkowa na Białostoczyźnie, więźba chałupy z estońskiego Rakvere i zwęglone drewno tamtejszego spalonego domu, wbita w grunt opona z Kairu, z której pozostało tylko odrutowanie, poskręcane drzewo z Sao Paulo i nawet aleja platanów wspierająca mur w Byblos. Słusznie ktoś zauważył, że te obrazy utrwalone na świtłoczułym papierze układają się w rodzaj misterium. Mnie zauraczają jeszcze odwołania do wielkiej sztuki. Widok wzgórka z cmentarza na Rossie przypomina zimowe krajobrazy Bruegela. Brama w Kairze ma w sobie zaczarowaną tajemnicę światła Rembrandta.

Układa się ciąg: fotografia – obraz – scena – teatr. Wszystkie się dopełniają – lepiej pojmujemy sztukę Leszka Mądzika. A on patrzy nam w twarz ze zdjęcia w programie wystawy, gdzie zasiadł w centrum galerii za stołem-ołtarzem oflankowny rzeźbami z Pętania i odprwia te swoje pociągające misterium. Kompletnie wciągnął nas w swój świat. Modlimy się do niego wraz z nim.

Odsłona druga

Drugą zaproponowaną w staromiejskiej galerii wystawą Mądzik trochę zaskoczył odbiorców, ale i pokazał, że odmieni ona swe oblicze nie uciekając przed tym, czego unikała dotychczas: znajdzie się w niej miejsce dla twórcow lubelskich. Pomysł zaprezentowania dzieł artysty, o którym Lublin zaczynał już trochę zapominać okazał się strzałem w dziesiątkę. Dokładnie 12. rocznicę śmierci Jana Ziemskigo 22 grudnia (i tylko to usprawiedliwia szaloną, przedświateczną datę otwarcia) odbył się wernisaż jego prac z kolekcji żony, Danuty Ziemskiej, Muzeum LubelskiegoMuzeum w Chełmie. Zainteresowanie wystawą, tłumy na otwarciu podniosły rangę wydarzenia.

Nie ośmielę się pisać o twórczości Ziemskiego, bo wydaję mi się, że wszystko już zostało na jej temat powiedziane i napisane a mnie dodatkowo przycina skrzydła to, że szczyciłem się przyjaźnią z artystą i ten fakt ustawił optykę postrzegania jednego z najwybitniejszych dla mnie plastyków w powojennych dziejach polskiej sztuki. Nie potrafie reagować na jego dzieła bez emocji. Pamiętam, że gdy przed laty, bodaj jeszcze za życia Janka zobaczyłem jego obrazy z cyklu Interferencje na stałej ekspozycji w Muzeum Narodowym w Poznaniu, byłem tak dumny, jakby to moje prace tam zawisły.

Wiem, i w tym się absolutnie zgadzam z wprowadzającym w wystawę Lechosławem Lameńskim, że jeden z założycieli grupy Zamek był nieprawdopodobnie konsekwentny w tym, co tworzy, do bólu wierny ideom, które zaprzątały jego umysł. I za to go cenię i podziwiam, chociaż z drugiej strony wiem, że op-artowskie poszukiwania Jana Ziemskiego, które wbrew jego woli były mu przypisywane, nie oparły się próbie czasu, że ten efemeryczny odłam sztuki XX wieku okazał się mało twórczy i chociaż artysta odżegnywał się od niego, wciąż będzie mu imputowany, bo sztukę ogląda się coraz bardziej pobieżnie bez zaglądania do istoty dzieła. Nie jestem wolny od tego grzechu, ale i wzruszam się prawdziwie, gdy Danusia przypomina, jak wszyscy razem – świadomi wyniszczającej śmiertelnej choroby jej męża – postrzegaliśmy chyba ostatni obraz Janka z zanikającymi, wtapiającymi się w płaszczyznę dzieła strukturalnymi półkolami, symbolami kresu życia.

Nie ośmielę się zatem… Wolę zacytować słowa Juliana Przybosia przypomniane w katalogu wystawy przez Bożenę Kowalską. Odsłona trzecia i następne

Leszek Mądzik ma rozliczne plany wystawiennicze, chociaż nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji, czyje prace pojawią się w Galerii Sztuki Sceny Plastycznej KUL po wystawie dzieł Jana Ziemskiego. Pewne jest, ze odda hołd swemu kolejnemu mistrzowi – Jerzemu Grotowskiemu (to nie przypadek, że chronologii działań Leszka Madziak i Sceny Plastycznej, która znalazła się w ksiedze wydanej na jubileusz teatru, znajdziemy przy roku 1970, a więc roku pierwszej premiery sceny notatkę: „we Wrocławiu ogląda spektakl Acopalypsis cum figuris Grotowskiego”). Jest po rozmowach z Ludwikiem Flaszenem i Zbigniewem Osińskim z Ośrodka Grotowskiego i wystawa szkiców i projektow scenograficznych wielkiego wizjonera teatru będzie wkrótce finalizowana.

Hołd ma być złożonu także niedawno zmarłemu Janowi Młodożeńcowi, którego plakaty Mądzik uważa za rewolucjonizujace tę dziedzinę sztuki i z których twórca Sceny Plastycznej czerpał przy swych romansach z plakatową materią. Inne plany to rysunki wybitnego gdańskiego plastyka Mariana Kołodzieja, ewentualnie prace Leszka Rózgi a wreszcie – po zainstalowaniu krat w oknach galerii, co warunkuje ubezpieczenie wypożyczanych dzieł – malarstwa i grafiki Józefa Czapskiego, jednego z założycieli paryskiej Kultury. I to się zapowiada jako wielkie wydarzenie.

Epilog

Epilogu nie będzie. I niech nie nastąpi jeszcze długo, długo. Ta galeria musi żyć i działać. Będzie!

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: