„Dziady, Dziady” coś jeszcze

Przed nowym sezonem 2001/2002 rozmawiamy z Krzysztofem Babickim dyrektorem artystycznym Teatru Osterwy

* Wszyscy już w Lublinie wiedzą, że Teatr im. Juliusza Osterwy wystawi wreszcie mickiewiczowskie Dziady w Pana reżyserii i tak naprawdę od ich listopadowej premiery rozpocznie się dopiero nowy sezon, bo obecnie grane są wznowienia sztuk znanych już przynajmniej części lubelskiej publiczności, no i prowadzi Pan pierwsze próby polskiego arcydramatu…

– Tak, z tym, że praca nad Dziadami rozpoczęła się dużo wcześniej, bo przecież już od maja spotykam się z Ignacym Gogolewskim grającym Senatora, rozmawiamy o roli i jest to rodzaj pierwszych prób, pierwszej analizy. Rozmawiałem też z Arturem Żmijewski, który gra rolę Konrada. Wszystkie rozmowy scenograficzne mamy już za sobą od wiosny. W tej chwili, po remoncie teatru, zaczynamy próbowanie w budynku. Robi to ogromny zespół, bo cały zespół Teatru Osterwy, plus dwóch aktorów zaproszonych do wspomnianych przeze mnie ról i wydaje się, że wszyscy mają ogromne poczucie tego, że Dziady są przedsięwzięciem zespołowym, i że bez wielkiej aktywności, wielkiej pracy wszystkich powstanie tego spektakl jest niemożliwe. Można ewentualnie zrobić Wielką Improwizację jako osbny utwór poetycki, ale Dziady… To jest także jakiś rodzaj testu zespołowego.

* Nasuwają się tu dwa pytania. Pierwsze jest chyba ważniejsze. Czy powodem wystawiania Dziadów w Teatrze Osterwy jest tylko to, że one nigdy nie były tu wystawiane, czy też ma Pan w tych dzisiejszych trudnych czasach taką ich wizję, która byłaby rymująca się z tymi czasami? Czy miał Pan po prostu głęboką potrzebę wystawienia Dziadów?

– Od lat! I ogromny strach. Kilku dyrektorów teatrów rozmawiało ze mną przez minione kilkunaście lat o wystawieniu Dziadów i ja się wycofywałem z tego, mimo że bardzo tego chcę. Znam Dziady praktycznie na pamięć, tak, że powadzę próby bez zaglądania do egzemplarza, bo to jest tekst, z którym od lat chodziłem. Natomiast zawsze wybierałem inny. Wybrałem Nie-Boską komedię czy Wyzwolenie…

* Krążył Pan dookoła?

– Tak. Oglądałem oczywiście różne przedstawienia Dziadów. Mało pamiętam wielki spektakl Konrada Swinarskiego, bo było to już dawno, ale pewną świadomość historyczną trzeba mieć. Przecież nie będę tu owijał w bawełnę, że przeczytałem to wszystko, co napisano o wystawieniach Dziadów, włącznie z uwzględnieniem inscenizacji przedwojennych. Dziady to jest historia teatru. Natomiast jest frazesem mówienie, że każdy czas ma swoje Dziady. To jest oczywiste. Każdy dramat jest wystawiany inaczej w każdym dziesięcioleciu. Mnie się wydaje, że spektakl, gdzie w perspektywie kosmosu, wszechświata, jest pokazana walka dobra i zła, to jest to uniwersum, które w naszym świecie współczesnym, w XXI wieku, jest coraz bardziej istotne. Przecież wchodząc w ten wiek, musimy sobie zadać pytanie, co my, ludzie wolni, od niedawna zupełnie wolni, robimy ze swoją wolnością, jak możemy myśleć o przyszłości. A przecież myślenie o przyszłości bez zrozumienia przeszłości jest naiwnością. Przecież Mickiewicz pisał Dziady nie o swojej współczesności, tylko sięgając do przeszłości, do tego, co miało miejsce w latach 20. Próbował zrozumieć to, co zdarzyło się w Polsce podczas Powstania Listopadowego i po powstaniu w podzielonej, skłóconej emigracji. Była to próba dotarcia do współczesności przez przeszłość. Część historyczna Dziadów zawsze będzie dla teatru ważna jako taka właśnie próba spojrzenia na nasze czasy przez lustro historii.

* To się wydaje oczywiste.

– Dla mnie też. Natomiast istotne jest też szukanie przez autora, także przez teatr, próby odpowiedzenia na to, co naprawdę dzieje się w świecie, który zawsze był, jest i myślę, że będzie targany pomiędzy ekstremalnym złem a wartościami, które niesie ze sobą cywilizacja ludzka, metafizyka. Myśmy pierwszą próbę Dziadów z całym zespołem mieli wieczorem 11 września, po dniu, gdy nagle się okazało, że nic nie jest pewne w tym świecie, że nasze pełne zadowolenia spojrzenie ludzi oświeconych, ludzi racjonalnych na przeszłość, na przyszłość, przeświadczenie, że potrafimy ten świat mniej lub bardziej modelowć, kształtować, okazało się nieprawdą. Ale skądinąd żyje się najciekawiej w czasach, kiedy wszystko to, co się wydaje pewnością, okazuje się nieprawdą. W tym momencie zaczynają się pytania i jest to pewna pożywka dla teatru.

* Wiadomo, że Dziady to nie jest doraźna publicystyka, ale czy ostatnie tragiczne wydarzenia mogą się odcisnąć jakimś piętnem na tym spektaklu?

– Myślę, że wszystkie wydarzenia odciskają się zawsze w wielkiej literaturze. To jest wielka literatura, wielka sztuka i nie ma co do tego wątpliwości. I skoro mamy tekst, którego jednym z głównych tematów jest dyskusja na temat ogarniającego świat i ludzi zła, zła, które jest często środkiem do władzy, do rządu dusz, ale jednocześnie także jest pewną finezją, sztuką samą w sobie, sztuką dla sztuki, pewnym sposobem na świat, sposobem na życie, to w tym momencie nie sposób nie myśleć także o tym. Kiedy Konrad w Improwizacji domaga się od Boga pewnej władzy, która pozwoliłaby mu uporządkować świat, dałaby mu rząd dusz, kiedy oskarża Boga o brak miłosierdzia i o brak ingerencji w życie świata, jego losy, to w obliczu takich wydarzeń Konrad jest jednym z nas. Nie jest to w żadnym wypadku powodem do robienia Dziadów, ale przez cały czas nasz świat jest światem, który potrzebuje jakiegoś uzasadnienia dla naszego szukania punktów zaczepienia. Bo w pewnym momencie okrzyknięto, że świat może istnieć bez Boga i szatana, ale się okazało, że świat nie jest już tym światem bez Boga i szatana – jakbyśmy nie nazywali dobra i zła. W każdym razie, człowiek rzucony w rzeczywistość ludzką tylko sam ze sobą, sam dla siebie, sam ze swoim egoizmem, staje się człowiekiem, który grzeszy pychą i staje się obiektem penetracji zła.

* Drugi z nasuwających się pytań o lubelskie Dziady jest może trochę trywialne, ale artykułowane przez odbiorców tego teatru, bo wiele osób – sam się z tym spotkałem – zastanawia się, czy powód zaproszenia Artura Żmijewskiego do roli Konrada jest tylko taki, że jest on szalenie popularnym aktorem i gwarantem tego, że w Osterwy tłumnie pojawi się publiczność?

– W żadnym wypadku nie! Bo wie pan, z popularnością aktorów jest tak, że póki jakiś serial kreuje popularność, to tak jest. Natomiast Artur Żmijewski jest aktorem, którego ja po raz pierwszy zapamiętałem z Lawy Konwickiego i pamiętam do dzisiaj, że kiedy miałem oglądać ten film w kinie, zadawałem sobie pytanie, jak ten młody, wtedy jeszcze nikomu nie znany aktor, grając rolę Konrada wypadnie obok Gustawa Holoubka, który grał także pewne fragmenty roli Konrada. Słysząc to, co zrobił Żmijewski z wierszem Mickiewicza, jak mówił ten wiersz – mimo, że Holoubek mówił Improwizację i inne ważne teksty – miałem już wtedy wrażenie, że narodził się aktor, który znakomicie potrafi mówić Mickiewicza, a jednocześnie widziałem, że on mówi tym tekstem a nie deklamuje. W momencie gdy powstał pomysł naszej realizacji, od razu wiedziałem, że zespół Teatru Osterwy, który został bardzo odmłodzony – teraz przyjęliśmy kolejnych trzech młodych aktorów, mamy młode aktorki – nie ma Konrada. Bo dla mnie Konrad w Dziadach, to dojrzały mężczyzna. Kordian to musi być chłopaczek, bo o tym jest tamta sztuka, o dojrzewaniu. Natomiast Dziady są sztuką goryczy, a gorycz to jest domena dojrzałości i doświadczeń życiowych. Dziady są dzisiaj spektaklem o rozpaczy i goryczy dojrzałego mężczyzny, któremu nagle wali się świat prywatny, wali się świat pewności, także metafizycznej, i zaczyna od nowa budować swoje widzenie wszechświata.

* Trudno było namówić Artur Żmijewskiego do przyjęcia tej roli?

– Nie, przyjął propozycją z wielką chęcią. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie wiosną. Mówiłem dokładnie tak, jak mówię panu teraz, że dla mnie jest to szanasa na pracę ze świetnym aktorem, dojrzałym mężczyzną, który nie stracił jeszcze pewnej naiwności dziecka i tego, co daje aktorowi młodość, bo przecież młodość nie łączy się tylko z metryką. Młodość, to jest także ciekawość świata, to jest chęć dojścia, poznania, dowiedzenia się. Ja myślę, że to wszystko Żmijewski ma. Oczywiście rozumiem pana poprzednie pytanie, chodzi o serial Na dobre i na złe, ale pamiętajmy o kilku rolach filmowych Żmijewskiego.

* Ale w teatrze Konrada nie grał?

­- W teatrze w Dziadach nie grał, ale ostatnio oglądałem go w Wiśniowym sadzie w Teatrze Narodowym i cokolwiek bym nie powiedział o tej inscenizacji, to kreację Artura Żmijewskiego się pamięta.

* Dziady niewątpliwie zdominują ten sezon, będą jego znakiem firmowym, będzie się zawsze pamiętać, że to był rok Dziadów, ale przecież będzie jeszcze coś w nim się dziać…

– To jest bardzo ryzykowne, dla każdego reżysera też. Zdaję sobie sprawę, że dla mnie wystawienie jakiejkolwiek sztuki współczesnej czy mniej głośnej klasyki byłoby znacznie bezpieczniejsze, bo przecież wiadomo, że każdy z nas – każdy! – ma swoje wyobrażenie Dziadów. Jest kilka sztuk, z którymi żyjemy od momentu kiedy je przeczytamy, to są Dziady, to jest Wesele, to jast Hamlet. Oczywiście, marzeniem teatru jest to, żeby przekonać do swojego widzenia, zwłaszcza, że taka próba osadzenia Dziadów w naszy współczesnym świecie zawsze jest próbą bardzo subiektywną i na pewno trzeba będzie się z tymi wyobrażeniami widzów zderzyć. Ważne jest tylko to, aby ta przedstawiona przez teatr wizja była powodem do dyskusji, do niezgody lub do aprobaty. To nie może być letnie, to nie może być żadne. I myślę, że naszemu teatrowi potrzebny jest taki spektakl, który będzie prowokował do dyskusji i pewne własne wyobrażenia części widzów zburzy, innym zbuduje. Jest sporo pułapek. Wiadomo, że w wielu momentach ten tekst ciągnie w stronę pewnej fantastyki, która jest dzisiaj bardzo niebezpieczna w teatrze. My próbujemy to przełożyć na język współczesnego teatru, tak jak to rozumiemy. Ale dla naszej placówki będzie to pokazanie całego zespołu, będzie to pokazanie i Artura Żmijewskiego i Ignacego Gogolewskiego…

* A propos, jak się przyjął w zespole były dyrektor tego teatru?

– Po tych próbach które się odbyły, widzę, że Ignacy Gogolewski w ogóle nie funkcjonuje tu jak gość. Jest bardzo istotną częścią tego zespołu, przecież jest to wieloletni dyrektor, wiele razy tu grał i naprawdę jest to ogromna przyjemność obserwowania wielkiego aktora, który pracuje z młodymi aktorami jak partner. Tu nie ma żadnego gwiazdorstwa.

* Na pierwszym spotkaniu z zespołem trochę przewrotnie powiedział, że zaczyna tu próby jako początkujący aktor…

– Zaczyna, a jednocześnie funduje wszystkim wspaniałą szkołę teatralną.

* Chyba jednak mam rację, że Dziady zdominują ten sezon, bo i w tej rozmowie, która miała tyczyć planów repertuarowych, nie potrafimy się wyrwać z ich kręgu.

­- Mówi pan, że zdominują… Są pierwszą premierą, ale potem następną będzie sztuka, która od 30 lat nie gościła w Lublinie. To Rewizor Mikołaja Gogola. Coś tu wyjaśnię. My musimy nadal remontować teatr. Został on poddany dużej modernizacji, ale chcemy ruszyć balkony w czasie następnego urlopu, zabrać się za fasadę, za scenę i na to musimy zarabiać. Nieskromnie się pochwalę: w ubiegłym sezonie bardzo zwiększyliśmy frekwencję, mamy w tej chwili blisko 70 procent widowni i to jest bardzo dużo. A powiedziałem aktorom na pierwszym spotkaniu, że mam nadzieję, że zwiększy sięona o dalsze 10 procent. Bez dotacji sejmikowej, która – jesteśmy bardzo za to wdzięczni – jest zawsze terminowa, ze zrozumieniem naszych potrzeb, teatr by nie funkcjonował, jednak może coś do tego dołożyć własnym wysiłkiem. Dlatego chcemy, żeby repertuar był artystyczny a jednocześnie, żeby widzowie przychodzili tu z wielu powodów. Bo na Dziady przychodzi się z innego powodu i z innego publiczność przyjdzie na bajkę dla dzieci.

* I taka pojawi się w tegorocznym repertuarze?

– Po Rewizorze, który – mam nadzieję – będzie spektaklem wysoce artystycznym a jednocześnie chętnie oglądanym, przedstawieniem w reżyserii Edwarda Wojtaszka znanego tu z Dam i huzarów, postanowiłem później zrobić Czerwonego Kapturka Eugeniusza Szwarca. Postanowiłem, bo gorąco namawiał mnie do tego dyr. Krzystof Torończyk, który mówi, że nie może być tak, że dyrektor teatru spektakle dla dzieci oddaje komuś, a sam robi tylko przedstawienia dla honoru domu. Będzie to spektakl muzyczny, w pewnym sensie muzyczny, familijny, jak to nazywamy. Muzykę stworzy Romuald Lipko, lider Budki Suflera. Cieszę się to on komponuje muzykę i że zagrają w bajce gwiazdy naszego teatru. Nie będzie to spektakl, w którym chcemy poupychać aktorów, którzy nie grają innych ról i nagle otrzymują je w bajce. To będzie, mam nadzieję, spektakl, który przyciągnie do Teatru Osterwy całe rodziny, bo przecież Czerwony Kapturek Szwarca to nie jest taka sobie bajeczka, którą odbieraja tylko dzieci. W kilku płaszczyznach jest to bardzo, bardzo dorosłe, to spektakl, który z pełną premedytacją chcemy zagrać z okazji Dnia Teatru. Pragniemy, żeby widownia wypełniła się wtedy rodzinami, żeby każdy zobaczył w nim coś dla siebie, bo nie chcemy odbierać chleba teatrom, które są typowymi, lalkowymi teatrmi dla młodego widza. Chcemy żeby był to spektakl i dla dzieci i dla dorosłych.

* Mamy już trzy tytuły sezonu 2001/2002, pozostał czwarty. Będzie nim…

­- Ostatnia premiera sezonu była już zapowiadana. Do realizacjo nie doszło z powodu napiętych terminów reżysera, na którym mi bardzo zależy, a którym jest Eugeniusz Korin, dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu, myślę, że wielkie nazwisko reżyserskie. I on przygotuje w naszym teatrze Piękną Lucyndę Mariana Hemara, bo Hemar, też nieobecny w Lublinie – a z Lublina najbliżej do Lwowa – powinien tu zagościć. To jeden z piękniejszych jego tekstów, oparty na sztuce Bielawskiego granej przez Bogusławskiego w Teatrze Narodowym. Jest to sztuka o początkach Narodowego, a jednocześnie znakomita zabawa. I te proporcje powinny być wywaważone w całym reperuarze Teatru Osterwy. Natomiast cały czas mam nadzieję, że ruszy mała scena.

* W dawnej sali filharmonii?

– Tak. Mam już repertuar, o którym nie chcę tu mówić, ale jeśli będziemy mieli możliwość grania tam, co łączy się z położeniem nowego stropu, to chcemy tam otworzyć tam coś, co wstępnie nazywam „Sceną w odbudowie”. Nam nie trzeba sceny wykończonej, za duże pieniądze, tylko niech to będzie strop, niech będą ściany, to znajdziemy krzesła, znajdziemy kilka mebli i kilka świetnych sztuk, sztuk współczesnych, w wiekszości prapremierowych. Mogą to już być sztuki naprawdę dyskusyjne, no, bo nie ryzykujemy, zapraszamy widzów na scenę, gdzie jest 100-150 miejsc. I sądzę znajdziemy widzów na najnowszą sztukę Norena, Enquista czy innych współczenych pisarzy. A na dużej scenie muszę się poddać żelaznym regułom, nie mogę ryzykować tytułu, którego nie zagramy co najmniej 25 razy, bo ten tytuł musi na siebie zarobić.

* Jeszcze tylko poporządkujmy pewne rzeczy, o których Pan nie powiedział. Z kim współpracuje Pan przy realizacji Dziadów?

– Scenografia będzie Pawła Dobrzyckiego, muzyka Marka Kuczyńskiego. Tu powiem , ze z Markiem Kuczyńskim odbyliśmy okrężną drogę do Dziadów. Rok temu przygotowaliśmy w Teatrze Śląskim im. Wyspiańskiego Wyzwolenie. Spektakl wzbudził bardzo wiele kontrowersji, od ogromnej aprobaty, po skrajne odrzucenie, natomiast potem został uhonorowany czterema nagrodami na festiwalu Konfrontacje Polskie w Opolu, gdzie laury za role zdobyli aktorzy grający Konrada i Muzę, Marek za muzyką a ja za reżyserię. Zwykle reżyser dochodzi Dziadami do Wyzwolenia, mnie był znacznie łatwiej zrobić Wyzwolenie, bo to jest tekst współczesny i nie miałem takiego problemu znalezienia estetyki tego przedstawienia. Mówię o tym Opolu dlatego, że to nas trochę ośmieliło. Nie ukrywam, że po tym sukcesie, po decyzji jury, które bardzo ceniłem, łatwiej było podejść do Dziadów.

* Oprócz wspomnianych aktorów występujących gościnnie, inne główne role zagrają lubelscy aktorzy…

– Tak, mówiłem o całym zespole, ale nie sposób nie wspomnieć, że bardzo istotną dla mnie rolę Księdza w IV części gra Henryk Sobiechart, Księdza Piotra gra Andrzej Golejewski, Rollisonową, czyli młodą matkę pozbawioną syna – Teresa Filarska, Paweł Sanakiewicz wciela się w Guślarza. To kluczowa postać w tym przedstawieniu, bo Guślarz, jak chce Mickiewicz w ustępie III części Dziadów jest malarzem. Nie jest przywódcą kowieńskiej gromady, jest malarzem Oleszkiewiczem, którego znajomi nazywają Guślarzem, bo bada Kabałę i Biblię. Sam Mickiewicz tak określił po latach Guślarza pisząc ustęp III części. To było dla mnie niesamowite, kiedy się naprawdę zaczęłem nad tym zastanawiać, że przecież Mickiewicz próbując bezkutecznie kontynuować Dziady, pewne rzeczy pozamykał i napisał postać Oleszkiewicza. To jest doprawdy porażające. To jest jak gdyby punkt wyjścia: był metafizycznym malarzem, który stracił dar malowania, bo nie potrafi namalować historii swojego narodu. Stąd w naszej scenografii znajdą się nawiązania do pewnych obrazów Malczewskiego.

* Ponownie – zapewne zupełnie słusznie – utknęliśmy w Dziadach, a ja jeszcze chciałbym się dowiedzieć, kto w Rewizorze zagra Horodniczego, Chlestakowa?

– Nie wiem. O tym decyduje zawsze reżyser. Proszę ich, żeby oglądali taśmy, na których zawsze precyzyjnie rejestrujemy spektakle na kasetach wideo, ażeby znali cały zespół i wybierali. Dla mnie pewne zaskoczenia obsadowe sa też ważne. Oczywiście, nie ma cudów. Jasne, że pewni aktorzy grają cały czas główne role w każdym teatrze. To się nie zmieni, bo demokracji w teatrze nie było i nie będzie i nie ma tak, że wszyscy grają główne role. Jednak ja czasami próbuję namówić reżyserów: – Zobaczcie jeszcze jego, i jego. Ale decyzja ostateczna jest w ich rękach. Podobnie jest z wyborem kompozytora i scenografa.

* Ale kto zrobi scenografię do Czerwonego Kapurka, to jako jego reżyser Pan już wie?

– Chcę po raz pierwszy zaprosić do Lublina scenografa, który stale pracuje z Anną Augustynowicz, wielokrotnie pracował też ze mną. Jest to Marek Braun związany ze Starym Teatrem. Nie wiem zaś, kto będzie współpracował z Eugeniuszem Korinem przy Hemarze.

* Cztery premiery w sezonie, to w dzisiejszych czasach dużo, ale publiczności, mnie także, marzyłyby się częstsze wizyty w teatrze, częstsze spotkania z nowymi sztukami. Jak Pan mówił, zależy to od powstania małej sceny. Więc spytam na koniec, kiedy jej stworzenie może nabrać realny kształt?

­ – To jest tak realne, jak realny jest pieniądz – kiedy się on znajdzie. Gdy rozmawialiśmy przed rokiem, remont teatru był naszym pobożnym życzeniem. A dzisiaj to, co mamy na widowni i w foyer już jest. Stało się to szybciej niż się wydawało. Mało kto wierzył, że uda się przeprowadzić modernizację w czasie urlopu. Kiedy przyjechałem tutaj w sierpniu i widziałem odartą widownię bez podłogi, bez foteli, zastanawiałem się, czy rozpoczniemy na czas sezon. Jak przyjechałem ponownie pod koniec sierpnia, to były już montowane fotele. Mówię: – Nie, to jest szansa. I w nocy przed rozpoczęciem sezony przyszliśmy tu z dyrektorem Torończykiem a nasi elektrycy jeszcze oświetlali foyer. Ale zdążyliśmy. Pierwsze spotkanie z zespołem rozpoczynało się 12 września w południe a o godz.10 skończono ostatnie prace. To jest wielki wysiłek dyrekcji, Krzysztofa Torończyka, Ryszarda Fijałkowskiego i także pracowników teatru, którzy włożyli w to wiele pracy i serca.

* Krzysztof Torończyk powiedział, że jak wchodzi teraz do teatru, to sam sobie zazdrości, że nim kieruje…

– Pytanie o opinię dyr. Torończyka, czy pytanie mnie – a obaj jesteśmy związani z tym teatrem od roku i te więzi są bardzo serdeczne – prowadzi do oczywistych odpowiedzi, że się bardzo cieszymy. Natomiast ogromną radość sprawił mi Artur Żmijewski, który gdy popatrzył na to, powiedział: – Jaki piękny teatr, czuje się duszę. No nie, tutaj trzeba zagrać Konrada! I to jest najlepsza odpowiedź. Ludzie przyjeżdżają tutaj i doznają zuroczenia. Pamiętam reakcję Pawła Huelle, który był bardzo wzruszony przyjęciem przez publiczność na premierze Kąpieliska Ostrów. Powiedział, że przecież to jest tak piękne miasto, że Lublin to prawdziwa Polska. I to jest tak, że może ludzie mieszkający w Lublinie nie są w stanie tak wyraźnie docenić urody tego miasta, jego Starego Miasta, a także coraz wyraźniejszej urody tego teatru jak ludzie, którzy tutaj przyjeżdżaja, jak właśnie Żmijewski, którego zamurowało, który pierwszy raz gra w tym teatrze i mówi, ze tu jest pięknie, tu jest dusza. No, a jak mówi się, że w teatrze jest dusza, to trzeba próbować.

* Dziękuję za rozmowę.

Andrzej Molik

Fot. Jacek Babicz

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: