Gorzki bal

Po premierze III Programu Kabaretowego Piwnicy u Biesów

Piwnicę u Biesów zaludniły w sobotę postacie z obrazów Jerzego Dudy – Gracza. Tych z tamtej epoki. Z realsocjalizmu. Indywidua, które po dziejowych transformacjach zadziwiajaco pasują do naszych czasów, chociaż próbujemy tego nie zauważyć, zamykamy na ich widok oczy, pospiesznie omijamy osądzającąc, że kto jak kto, ale to nie oni mogą powiedzieć coś mądrego na temat naszej rzeczywistości. Tymczasem oni, kloszardzi w pstrych przyodziwkach, wydają na nią wyrok najdobitniejszy. Śmiech nam zemrze na ustach, rychło o własnym rechocie pomyślimy z zawstydzeniem.

III Program Kabaretowy Piwnicy u Biesów zatytułowano W imieniu 40-stu milionów chamów, czyli Bal u senatora i zgodnie z zapowiedzią unosi się nad nim duch senatora Kazimierza Pawełka, ale tym razem nie tylko teksty eksczartowca i eksnaczelnego Kuriera decydują o jego kształcie i wydźwięku. Znacząco, porażając aktualnością, dopełniają go myśli klasyków kabaretu, Agnieszki Osieckiej, Krzysztofa Daukszewicza, Jonasza Kofty, a także nowej siły w tym względzie, Pawła Sanakiewicza, marszałka programu, nieobecnej na premierze siły sprawczej, która dodatkowo z kolegów aktorów potrafiła wydobyć to, co w nich najpiękniejsze.

Ci wspinają się na niebotyczne piętra zawodostwa. To kabaret – przy całym jego okrutnym wydźwięku satyrycznym – par excellence aktorski. Właściwie niemożliwe jest ustalenie, kto tu daje większy popis możliwości. Magdalena Kiszko, Ilona Zgiet, Zbigniew Litwińczuk Seweryn Mastyna wcielają się w swoje role tak, jakby urodzili się na kabaretowej estradzie i spędzili na niej całe życie. Najlepszej sceny progaramu, wariacji na temat słynnego chóru starców z Indyka Mrożka (brawa dla Pawła Bryłowskiego za bezbłędne rozpoznanie tematu już u jego początku) nie zagrałby ktoś, kto nie jest skończąnym profesjonalitą. Robią to bajecznie!

I wtedy następuje przełamanie śmiechu. Bal, na który nas zaproszono, okazuje się bardzo, bardzo gorzkim balem. Jerzy Malt tak dyskretny w swym akompaniamencie przez cały wieczór, na finał nas dobije nutą z peśni-krzyku Niech żyje bal, a klaustrofobiczne uczucie sytuacji bez wyjścia dopełni sugestywna scenografia Anny Wińskiej, bo uświadomimy sobie, że podsunęła nam iluzję, że wymalowane w tle sceny schody są tylko ułudą. Nie ma innej drogi ucieczki z tego piekła. Trzeba prawdziwymi schodami wrócić do rzeczywistości tak mądrze przez kabaret z Piwnicy u Biesów zdiagnozowanej. Przekonajcie się sami jak przez śmiech można dojść do skurczu serca, jak oczyszczająco może to podziałać na duszę. Kolejne odsłony od 1 marca.

Andrzej Molik

Fot. Jacek Babicz

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: