Grześkowiak importowany

To zadziwiające jak inaczej można odbierać nagranie studyjne koncertu, o którym swego czasu wypowiadało się w bardzo krytycznych słowach. Tak kilka miesięcy temu potraktowałem prezentowany na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu koncert Kawalerskie noce. Piosenki Kazimierza Grześkowiaka. Obecnie ukazał się krążek wydany przez tamtejsze Centrum Sztuki Impart i nie powiem, żeby płyta budziła we mnie wyłącznie entuzjazm, ale też trzeba oddać sprawiedliwość przynajmniej części wykonawców śpiewających utwory zmarłego półtora roku temu lubelskiego artysty a także producentom, którzy zadbali o bardzo dobre ich nagranie i postarali się o atrakcyjne wydanie całości.

Grześkowiak z nowych Kawalerskich nocy to dla nas w Lublinie w pewien sposób Grześkowiak importowany, artysta za którego twórczość zabrali się ludzie w większości mu obcy. Wyjątek stanowią Kazik Staszewski i nasz Jan Kondrak oraz autor scenariusza koncertu Roman Kołakowski (dyrektor artystyczny PPA) i jego scenograf Jerzy Duda Gracz, wszyscy zaprzyjaźnieni z autorem Salonowego świątka. Tymczasem na miejscu, w naszym mieście powstał program Lubelskiej Federacji Bardów dedykowany pamięci Kazimierza Grześkowiaka, który, jak wiadomo, Kurier uznał później za Wydarzenie Artystyczne Sezonu 1999/2000 i wyróżnił nagrodą w postaci statuetki autorstwa Tomka Kawiaka, program – tak wciąż sądzę – najbliższy duchowi Grześkowiekowego dzieła, tej fascynującej spuścizny. Nic chyba dziwnego zatem, że na wrocławski koncert patrzyłem poprzez interpretacje naszych bardów i przykładałem wszystko do tego, co zaproponowała lubelska federacja.

Od porównań nadal trudno uciec. Wciąż uważam, że Marek Andrzejewski miał lepszy pomysł na śpiewanie Salonowego świątka niż Marek Bałata (ale z dwóch utworów wykonywanych przez niego, ta jest lepsza od Rozprawy w robokach, w której Bałata zapętlił się w jazzującej nadinterpretacji). Wciąż sądzę, że Lola Madonna Marcina Różyckiego ma kawał charakteru a balladowe potraktowanie jej przez Krzysztofa Gosztyłę jest nieporozumieniem, że Igor Jaszczuk – także autor muzyki i jeśli mówimy o lublinianach na płycie, trzeba to wyraźnie zaznaczyć, podobnie jak to, że muzykę do Loli… i do Stepem, stepem, fantastycznie zaśpiewane przez Jana Kondraka skomponował Vidas Svagzdys – lepiej śpiewa wraz z konfederatami Życie na skróty niż Paweł Kukiz, a nawet, że W południe samego Kazika Staszewskiego to nie to, co zapierająca dech Południca wyśpiewana chóralnie a capella przez męskie siły LFB.

Po czasie muszę jednak przyznać, że Żydo-komuno-jezuito-masoneria Mariusza Czajki jest bliższa idei prześmiewcy Grześkowiaka niż stylizowna na infantylność interpretacja Joli Sip. Muszę też uznać, że bardzo ciekawe są Kawalerskie noce Mariusza Kiliana, Panny z Cicibora Krzysztofa Dracza (z wzruszającym cytatem z deklamacją Kazika Grześkowiaka), chwalone już po koncercie Czy już mnie nie kochasz Mariusza Lubomskiego, Chłop żywemu nie przepuści Zbigniewa Raja z Piwnicy pod Baranami a absolutnie rewelacyjne Requiem dla Janicków Golec uOrkiestry, jakby stworzonej do tej paragóralskiej śpiewki. I tylko W Końskiem Dariusza Kordka to kompletna klapa.

Jak widać, walory przeważają, a że – co było już zaznaczane – nagrania studyjne są wręcz idealne, oprawa muzyczna Marcina Płazy z orkiestrą dętą, zespołem śpiewaczym i chórem chłopięcym imponująca a szata graficzna płyty Jerzego Dudy Gracza to wręcz odrębne dzieło sztuki, Kawalerskie noce godna są szczerego polecenia wwszystkim tym, którzy kochali twórczość Kazia Grześkowiaka. Szkoda jedynie, że nie znalazł się na kompakcie a tylko w dołączonej doń książczce Dudo Graczowy Portret Kazimierza Grześkowiaka Sprzniewierzony czyli tęskliwy, przezabawnie recytowany na koncercie przez Stefana Szmidta, pana na podbiłgorajskim Nadrzeczu, bo mielibyśmy jeszcze jeden lubelski akcent na tej i tak bardzo lubelskiej – choć importującej nam naszego własnego twórcę – płycie.

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: /

Rok: