Jak nas widzą inni?

Teatr Osterwy wystąpił na 27. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych Klasyka Polska

Na Opolskich Konfrontacjach Teatralnych Klasyka Polska istniej taka tradycja, że po spektaklu zaprezentowanym przez zakwalifikowany na nie teatr, nie bacząc na nawet na – jak w przypadku Dziadów Adama Mickiewicza przywiezionych przez Lubelski Teatr im. Juliusza Osterwy – późną porę nocną, odbywa się dyskusja gości z miejscową publicznościa. To podczas takiego spotkania na Małej Scenie Teatru im. Jana Kochanowskiego, gospodarza festiwalu, jeden z widzów nawiązując do kreacji Ignacego Gogolewskiego w słynnej inscenizacji z 1955 roku zapytał wielkiego aktora, co Gustaw-Konrad sprzed ponad 45 lat czuje oglądając w tej roli Jacka Króla.

– Radość – odpowiedział szybko aktor, który tym razem wcielał się w rolę Senatora i dodał: – Choćbym trzy razy wyskoczył ze spodni, to już nie mam prawa zagrać Gustawa-Konrada. Jest mi dobrze patrząc na lubelski spektakl, a jak patrzę na Jacka to jest mi błogo. Dyrekcja teatru pozwoliła mi na ten gest, że po przedstawieniu, zbierając brawa wskazuję na jego, bo on jest bezapelacyjnym bohaterem tych Dziadów – wyjaśnił zebranym, którzy przyjęli te słowa oklaskami. I one oddawały atmosferę nocnego spotkania z najbardziej wytrwałymi miłośnikami Melpomeny z Opola. Z wypowiedzi publiczności, ze sposobu zadawania pytań emanowało ciepło i czuło się, że nikt nie chciał, żeby ulotnił się czar tego, co publiczność przeżyła przed kilkunastu minutami ogladając lubelską realizację polskiego arcydramatu.

Na pytania oprócz Ignacego Gogolewskiego i Jacka Króla odpowiadał także Krzysztof Babicki, reżyser tak dobrze przyjętego spektaklu i dyrektor artystyczny Teatru Osterwy. Indagowany o to, jakiej publiczności spodziewał sie obejmując dyrekcję w Lublinie a także przystępując do realizacji Dziadów, wyjaśnił, ze gdy przed dwoma laty rozpoczynał pracę wraz z Krzysztofem Torończykiem, dyrektorem naczelnym Osterwy, frakwencja w naszym teatrze wynosiła 52 procent, a dziś przedstawienia gromadzą komplety i gdy postanowiono, że Dziady nie będą już prezentowane w tym sezonie, ludzie zaczęli się zapisywać po bilety na październik. – To o takiej widowni marzyłem – skonkludował. Krzysztof Babicki mówił też – wciąż w ramach odpowiedzi na pytania – o powinnościach teatru wobec narodowej klasyki i o unikaniu łatwych aktualizacji. – Tan dramat jest dostatecznie skomplikowany, żeby go jeszcze bardziej komplikować uwspółcześnieniami – wyjaśnił swoje stanowisko – Należy dać szansę samej publiczności do porównania go ze współczesnością.

Bartosz Zaczykiewicz, dyrektor Teatru Kochanowskiego i 27. OKT we wstępie do programu festiwalu przypomniał starą, przytaczaną przez Jerzego Grotowskiego opowieść o Percevalu, który ongiś nie zadał pytania, dlaczego znalazł się się w pewnym martwym kraju. – Nie zapytałeś o to, co jest najważniejsze – pouczyła go napotkana kobieta. „Teatr, który nie stawia pytań, naród, który nie stawia pytań, świat, który nie stawia pytań – zmierza ku martwocie. Jeśli gardzą swoją przeszłością, także samo gubią swe życie” – napisał i dodał jeszcze: „Dziś – i zawsze – potrzebne jest nam pytanie. Swoje pytanie. Nasze zapytanie”. I właśnie do tych słów przed końcem spotkania – które dyr. Zaczykiewicz musiał ze względu na porę zamknąć prawie na siłę – nawiązał Ignacy Gogolewski. – Dziady lubelskie zadały sobie to pytanie – powiedział i nie zostało to przyjęte jako kurtuazyjna wypowiedź aktora grającego w nich gościnnie.

Może o tym przyjęciu świadczyć sam odbiór sztuki przez festiwalową publiczność. A trzeba wiedzieć, że artyści Teatru Osterwy nie byli w luksusowej sytuacji. Nie dosyć, że w Opolu są niemal nieznani, bo nasz teatr gościł na Klasyce Polskiej ostatni raz osiem lat temu, przywożąc w 1994 r. Moralność pani Dulskiej Gabrieli Zapolskiej w reżyserii Andrzeja Żarneckiego (z tamtej obsady pojawili się teraz na scenie bodaj tylko Teresa Filarska, Jadwiga Jarmuł, Jolanta Rychłowska, Witold KopećPiotr Wysocki), to na dodatek ich występ porzedził spektakl wręcz gwiazdorski, który w ponad 700-osobowej sali Teatru Kochanowskiego zgromadził nadkomplet publiczności.

Wprawdzie pokazane w poniedziałek Damy i huzary Aleksandra Fredry z krakowskiego Starego Teatru w reżyserii Kazimierz Kutza prawie nikogo z nas znających lubelską realizację komedii nie rzuciły na kolana, bo role Anny Dymnej (Pani Dyndalska) i Jerzego Treli (Major) były co najmniej dyskusyjne, a świetna krecja Anny Polony (rola Pani Orgonowej – aktorka wymyśliła sobie ją wraz z Trelą na ich 40-lecie pracy) i niezła Tadeusza Huka (Kapitan) nie ratowały całości, to nie pierwszy raz zagrały nazwiska i widownia przyjęła spektakl aplauzem. Po takim „wydarzeniu” nasi mieli prawo czuć tremę, ale okazało się, że wybronili się świetnie. Chociaż sala kolubrynowatego teatru (epoka Gierka w rozkwicie) ma złą akustykę, chociaż oświetlenie sceny to zadanie koszmarne (Paweł Dobrzycki wraz z ekipą pracował nad tym pół nocy i cały wtorek do pierwszego dzwonka), oglądanie Dziadów wraz z widzami z Opola była niezwykłym przeżyciem.

Na sali panowała absolutna cisza, ale gdy doszło Do Wielkie Improwizacji w interpretacj Jacka Króla, gdy odbyła się scena Egzorcyzmów, która z aktora wycisnęła wszystkie poty i później, gdy wkroczył Senator Ignacy Gogolewski, a także przy kilku innych scenach, m.in. tych z udziałem Andrzeja Golejewskiego – Księdza Piotra i Pawła Sanakiewicza – Guślarza-Malarza, przez widownię szedł szmer podziwu, czuło się elektryczność w powietrzu. I po zapadnięciu kurtyny te wszystkie emocje przelały się w entuzjastyczne oklaski. Przyznam, że już dawno nie słyszałem na widowni polskiego teatru okrzyków Brawo! Brawo!, a tak część publiczności reagowała na widok kłaniającego się Jacka Króla, czy tego, który kiedyś był Gustawem-Konradem a dziś fascynująco pokazał rolę Senatora – wielkiego Ignacego Gogolewskiego. Swą część gorących braw dostali też i inni i szybko się można było zorientować, że nasze Dziady stały się na opolskim festiwalu prawdziwym wydarzeniem, że dostały się do grona faworytów imprezy.

Trudno osądzać jak oceni lubelski spektakl i kreacje naszych aktorów jury (m.in. Tadeusz Nyczek i znany dobrze w Lublinie Bogdan Tosza). Werdykt wyda w nocy w sobotę, po obejrzeniu wszystkich ośmiu spektakli zakwalifikowanych na tegoroczną odsłonę Klasyki Polskiej. Znalazły się w tym towarzystwie aż cztery (!) realizacje komedii Aleksandra Fredry – oprócz wspomnianych Dam i huzarów – Pan Jowialski z Teatru Współczesnego w Szczecinie (reż. Paweł Komza), Śluby panieńskie z Teatru Nowego w Łodzi (reż. Ireneusz Janiszewski) i Dożywocie z Teatru Narodowego (reż. Jan Englert), Ferdydurke Witolda Gombrowicza z łódzkiego Teatru Powszechnego (reż. Waldemar Śmigasiewicz), plenerowy Rękopis Alfonsa van Wordena wg Jana Potockiego z poznańskiego Teatru Biuro Podróży (reż. Paweł Szkotak) oraz reprezentująca gospodarzy Matka Joanna od Aniołów Jarosława Iwaszkiewicza w reżyserii Marka Fiedora.

Do sobotniej nocy będziemy trzymać kciuki za nasza Dziady i życzyć im jak największego sukcesu, chociaż powtórzenie tego osiągniętego dwa lata temu przez Teatr Provisorium i Kompanię Teatr (przypomnijmy: Grand Prix za Ferdydurke) nie będzie łatwe. Może nawet nie jest to takie ważne, bo ci, którzy byli w Opolu na Konfrontacjach wiedzą, że sukces już stał się faktem. Roman Kruczkowski (Duch-Belzebub) wciąż na przykład powtarzał, że dla niego najważniejsze jest to, jak dobrze przyjęli ten spektakl jego koledzy ze szkoły teatralnej, aktorzy spotkani po latach. Natomiast Krzystof Malinowski (jeden z Wieśniaków i Oficer Rosyjski) opowiadał mi nie bez dumy: – Myślałem, że gram w normalnym, regularnym przedstawieniu, a mój kolega z roku tu spotkany powiedział mi, że ono jest wspaniałe, wręcz genialne. To niezwykłe!

Takie doświadczenie jak wyjazd na ogólnopolski festiwal – a już on sam można uznać za sukces – jest naszym artystom bardzo potrzebne. Pozwala im odpowiedzieć na pytanie, jak to, co robią postrzegają inni, czy droga, na której dzięki nowej dyrekcji, nowym realizatorom zapraszanym do Lublina Teatr Osterwy się znalazł jest drogą słuszną. Następuje oczyszczający akt afirmacji i skrzydła same rosną. Spędzjąc z artystami trzy dni w podróży i w Opolu mogłem to z przyjemnością dostrzec i teraz na werdykt festiwalowy czekam ze spokojem. Nie on jest najważniejszy, ale gdy dotrą wieści ze stolicy Śląska Opolskiego, nie omieszkam o nim naszych Czytelników poinformować.

Andrzej Molik

– Opole

Kategorie:

Tagi: /

Rok: