Jak zawsze w październiku

Jest kilka takich festiwali filmowych, krajowych i zagranicznych, na które Kurier konsekwentnie trafia i obszernie relacjonuje ich przebieg i które, dzięki temu, możemy nazywać imprezami zaprzyjaźnionymi. Gdynia, Łagów, Karlove Vary, ongiś Locarno, jeszcze dawniej Saloniki – oto nasz szlak powrotów, często – bywa – osobistych sentymentów. I w tym szeregu na miejscu szczególnym sytuuje się festiwal w hiszpańskim mieście w tak wielu momentach podobnym do Lublina, że bezdyskusyjnie winno być pierwszym kandydatem do kolejnego miasta partnerskiego naszego grodu. To stolica prowincji Castilla y Leon – Valladolid.

Tak sie pięknie złożyło, że przedstawiciel Kuriera w osobie niżej podpisanego, nieustannie od czterech lat jest zapraszany na tamtejszy, niezbyt wielki, ale i niezwykle ambitny festiwal. Festiwal pozbawiony może takiego natłoku gwiazd, jak odbywajca się dwa miesięcy wcześniej impreza w San Sebastian, promujący za to kino artystyczne, wartościowe, poszukujące. Festiwal o ponad czterdziestoletniej tradycji, na ktorym i polskie kino odnosiło ongiś sukcesy. Na liście laureatów najwyższej nagrody – Złotego Kłosa – znajduje się Ziemia obiecana Andrzeja Wajdy, nasz reżyser miał tam następnie retrospektywę swojej twórczości a gościem honorowym w Valladolid był wiele lat później Krzysztof Kieslowski.

Jak zawsze pod koniec pażdziernika odbędzie się kolejna odsłona imprezy, której nazwę czas wreszcie przedstawić. W dniach 24 października – 1 listopada ’97 odbędzie się 42 Semana Interncional de Cine de Valladolid. Organizatorzy Międzynarodowego Tygodnia Kina przesłali nam już pierwsze informacje o planowanym jego kształcie. Oczywiście za wcześnie jeszcze na to, żeby znane były tytuły filmów prezentowanych w głównym konkursie, czyli w Sekcji Oficjalnej obejmującej – oceniany odrębnie – zarówno długi jak i krótki metraż. Od lutowego festiwalu w Berlinie i majowego w Cannes, rozpoczęła się penetracja po najnowszych produkcjach światowych kinematografii. Komisja selekcyjna obecna będzie jeszcze na festiwalach w Pradze, Karlovych Varach, Moskwie, Locarno, Wenecji i wielu mniejszych, by wybrać filmy zarówno do konkursu jak i do pozakonkursowej prezentacji najwybitniejszych, nagradzanych gdzieś indziej filmów pokazywanych w ramach tej sekcji.

Jedak specyfiką i poniekąd specjalizacją Seminci – jak pieszczotliwie Hiszpanie skracają nazwę festiwalu – są przeglądy dodatkowe, traktowane przez organizatorów równie poważnie jak Sekcja Oficjalna. Do stałych należą cztery. Paralelny do tamtej jest Punkt Spotkania (Punto de Encuentro), przegląd filmów wartych szczególnej uwagi a poruszających tematykę podobną jak filmy konkursowe. Czas Historii (Tiempo de Historia) jest oceniany przez odrębne od oficjalnego, hiszpańskie jury a obejmuje obrazy dokumentujące najnowszą i najstarszą historię. Wreszcie są dwa Cykle (Ciclos) – prezentacja Telewizyjnej serii roku i przegląd Hiszpańskie kino 96/97.

Do tego dochodzą przeglądy zmienne, obejmujące co roku inne kinematogtafie, twórców i szkoły. W roku bieżącym na valladolidzkim festiwalu będą to: Zbliżenie na kino Nowej Zelandii (sukcesy Jane Campion zwróciły uwagę świata na tą egzotyczna kinematografię); Kino europejskie: wyzwanie rzeczywistości (bądź: realizmu, bo organizatorzy stwierdzili, że jeśli jest jakiś wyróżnik europejskiego kina najwyższych lotów, to jest nim realizm filmów takich twórców jak Ken Loach czy Wolfgang Beker) organizowany wspólnie z festiwalami we Florencji i Aix-en-Provence; retrospektywy twórczości francuskiego reżysera Andre Techine i nieżyjącego już twórcy hiszpańskiego węgierskiego pochodzenia Ladislao Vajdy, wreszcie – w ramach dorocznej prezentacji szkół filmowych – przegląd etiud szkolnych studentów The Royal College of Art w Londynie, szkoły wyspecjalizowanej w cudownych animacjach.

Całość dopełni odbywająca się przed inauguracją festiwalu konferencja specjalistów z krajów Unii Europejskiei pod hasłem Promocja i rozpowszechnianie kina europejskiego. Jak widać, przez festiwalowy tydzień – wliczywszy konferencje prasowe, spotkania z twórcami, bankiety i tradycyjną wycieczkę w najpiekniejsze okolice regionu – jest naprawdę co oglądać i co robić. Mamy cichą nadzieję, że i my tam trafimy a wrażenia czytelnikom Kuriera później przekażemy.

Andrzej Molik

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: