Jakie miłe odrodzenie!

Komunikat był prosty. Zacytuję, z własnymi podkreśleniami: „ Zapraszam na oficjalne otwarcie Galerii Łazorek, oraz mój wernisaż w niedzielę 25.11.2012 o godz.12. Kazimierz Dolny, Mały Rynek 4/2. Pozdrawiam Mieczysława Izdebska-Łazorek.

***

Przyznam się, że czekałem na tę informację od dawna. Nie potrafię porachować jak długo. Nawet policzyć, ile czasu minęło od ostatniego zejścia po schodach ukrytych w jednej z bram północnej pierzei kazimierskiego Rynku. Od zanurzenia się w piwniczne wnętrza obrastającej już w legendę Galerii Izdebska-Łazorek, która – wolą wdowy po artyście – była przede wszystkim nastawiona na kultywowanie twórczości najsłynniejszego powojennego malarza Kazimierza, kształtującego jego niepowtarzalny wizerunek Stanisława Jana Łazorka. Kiedy to udało mi się w tym odmieniającym już wówczas swój wizerunek i propozycje galeryjnym interiorze wypić pożegnalny, jak się potem okazało, kufel Pilsnera Urquella w cudowny, niespotykany w naszym kraju spsób čapovanégo przez Karela, uroczego nowego partnera Mieci. Piwa, które osiągnęło taką sławę, że goście Festiwalu Dwa Brzegi za święty obowiązek jęli sobie poczytywać wizytę i degustację złotego napoju w tej galerii, a należał do nich m.in. najsłynniejszy filmowy adaptator prozy wielkiego piwosza Bohumila Hrabala, sam daleki od piwnych zapędów reż. Jiři Menzel.

***

Jednak dużo, i to dużo ważniejsze było owe odmienienie oblicza programu galerii kształtowanego przez Mieczysławę. Pewność, że ekspozycyjne miejsce i wernisażową ozdobę wydarzenia znajdą u niej nie tylko związani z Kazimierzem przyjaciele (moje niezapomniane momenty to wystawy Waldemara Diabła Wojczakowskiego czy chociażby stanowczo mało ś.p. Andrzeja Jałowińskiego), ale i „eksportowi” – surrelistyczny Jan Sumiga, piękne małżeństwo Flaszerów (wbrew naturze – Ewa rzeźbiarka, Roman malarz), nieco cukierkowata Anna Kopeć-Twardowska czy mój ulubieniec Marek Szmidel, który i w Drohobyczu na schulzowskim festiwalu potrafił zrobić furorę…

***

A gdzieś po cichutku, przy tych artystycznych, wystawienniczych działaniach, budziła się coraz bardziej, powoli utwierdzała w wyborze szlaków sztuki i rozwijała skrzydła malarska misja Mietki. Prawdopodobnie, a może i bez wątpienia, zrodzona z natchnienia męża Janka. Wdowa jednak nie poszła prostym tropem tego kolorysty, malarza Kazimierza, na którym wzorują się setki malujących nadwiślańskie miasteczko artystów. Miała taką siłę, żeby – korzystając z podkazimierskich pejzaży – ukształtować swój odrębny styl wypowiedzi, daleki od łazorkowych zamaszystych ataków szpachli i pędzla na płótno, jego absorbujących odbiorcę impastów. Jej obrazy to subtelność. Dbałość o każde źdźbło trawy, płatki polnych kwiatów o kolorycie układającym się pod pędzlem w malarską symfonię. Brzmiącą jak ulotny, godny uchwycenia na moment czar. A wyglądającą niczym – przy całym szacunku dla proporcji gatunków – impresjonistyczna baśń.

***

Jaki wstyd! Jakżesz się myliłem! Myślałem, że o twórczości mojej – chyba mogę Mieciu-Basiu tak powiedzieć? – Przyjaciółki napisałem już sążniste krytyki, esay’ów moc. Guzik prawda. Przeprowadziłem wielogodzinną kwerendę po swych internetowych zasobach archiwalnych, a tam katastrofa. Jedynie jakieś marginalia, dodawane do informacji o kolejnych wystawach innych autorów w jej niezapomnianej rynkowej galerii. Może to jedyne usprawiedliwienie dla niecnej prawdy o wyczynach piszącego te słowa? W czasach pracy dla codziennej gazety, szczególnie w epoce aktywności gdzieś od końca poprzedniego i od przełomu wieków, zaczęły się w mediach liczyć wyłącznie zapowiedzi wydarzeń. Recenzje hurtem odstawiono do lamusa. Wasz sługa także padł tej kastracji ofiarą.

***

Potem, to znaczy po ostatnim zejściu po schodkach do rynkowej Galerii Izdebska-Łazorek, co niestety zbiegło się z – nazwijmy to tak – odcięciem mi kazimierskiego prądu w postaci przyjaznej noclegowej bazy i przymusową rezygnacją z wizyt w ukochanym miasteczku, nastąpiły wypadki, o których nie mam chyba prawa tu mówić. Te dotykające Mietkę, Karela, ich uroczego synka Waszka (dokładnie: Vaška), w tym jeden o rozmiarach pandemonium (dziś: tsunami). W tych ciężkich czasach dla artystki- „galerniczki”, kazimierskie władze, znane ostatnio z wielce budujących gestów wobec kultury w słynnej kolonii artystycznej (exemplum: za chwilę, jeśli nie już, miasto utraci(ło) Kolegium Sztuk Pięknych UMCS; mówi się także coraz głośniej, że niechciany tu Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi z wielką ochotą przyjmie do siebie Nałęczów), narzucając niewiarygodny czynsz zmusiły Łazorkową do opuszczenia galeryjnej siedziby przy Dużym Rynku. A jednak chce się zakrzyknąć: Redivivus! Cóż za piękne odrodzenie idei noszonej w sercu! Powrót w kazimierskie przestrzenie rodziny z powodowanej tym urzędniczym wyrokiem przymusowej emigracji, zakrawa na cud. Może lepiej: objaw szczytu miłosnej desperacji. Wola zaś powrotu na tym boleśnie niewdzięcznym obecnie gruncie do twórczej, kulturotwórczej aktywności – na cudu przejaw najwyższy.

***

Cuda się rodzą w bólu. Takim do wytrzymania wyłącznie przez najpiękniejszych desperados. Plan lipcowego otwarcia nowej galerii podczas Dwóch Brzegów spełzł na niczym. Miecia i Karel i tym razem się nie poddali. Jestem pełen niekłamanego podziwu dla ich pasji, która by zdołała i bieg Wisły odwrócić w stronę prawdziwie kulturalnego Krakowa. Będę… Pardon, będziemy razem z pewną, kochającą ich jak ja Czarodziejską Damą, na uroczystym otwarciu Galerii Łazorek i na pierwszym w jej małorynkowym wnętrzu wernisażu ekspozycji malarstwa spiritus movens przedsięwzięcia – Mieczysławy Ł. I namawiam z całego serca wszystkich przyjaciół, wszystkich wielbicieli sztuki, żeby tam w niedzielne południe przybyli.

—————

PS. Nie wiem, co się znajdzie w wystawienniczych zasobach galerii przy Małym Rynku. Nie wiem nawet, czy po tragedii, która uprawnia do używania padającego powyżej słowa pandemonium, uchowały się jeszcze w kolekcji wdowy jakieś obrazy Jana Łazorka. Jeśli tak jest, jeśli będą stanowić część stałej ekspozycji, przypomnę biogram największego powojennego artysty naszego miasteczka-kolonii, zmarłego tragicznie w Warszawie (niebawem rocznica) 30 grudnia’2000.

Urodzony w 1938 r. pod Przemyślem, pochowany został Łazorek w Kazimierzu 13.01.2001 r. Absolwent warszawskiej ASP, z inicjatywy Kazimierskiej Konfraterni Sztuki 23 czerwca 2002 pośmiertnie otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Miasta Kazimierza Dolnego. W swym dorobku posiadał 75 wystaw indywidualnych, m.in. w Lipsku, Wiedniu, Malmoe, Sztokholmie, Goeteborgu, Nowym Jorku, Waszyngtonie oraz udział w pokazach sztuki polskiej m.in, w Pradze, Karlovych Varach, Berlinie, Hamburgu, Brukseli, Oslo, Nowej Zelandii, Dusseldorfie, a nawet w mieście Legera i Picassa – Antibes. Jego prace znajdują się w zbiorach prywatnych i muzealnych w Anglii, USA, Francji, Niemczech, Japonii, Norwegii, Szwecji, Turcji, Belgii, Jugosławii, Grecji, Austrii, Kanadzie, a także m.in. w Muzeum Holocastu w Waszyngtonie.

 

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: