Jurek, przyjaciel Janusza

Jurek, przyjaciel Janusza lub Strażnik pamięci

Siwy starszy pan ubrany swobodnie jak nastolatek, ze swadą, piękną polszczyzną snujący swą opowieść. Jerzy Kamieniecki. Rocznik 1920. – Nie pan, tylko Jurek! – zwraca kategorycznie uwagę nawet tym, którzy nie dożyli jeszcze ćwierci jego 84 lat. I wyjśnie: – W hebrajskim jest wprawdzie ”pan”, ale nikt go nie używa. A zebranej w Ośrodku Brama Grodzka-Teatr NN publiczności rzuca: – Pytajcie, pytajcie, ja mam czas do rana! Obruszy się raz. Gdy bardziej monologujący niż zadający jakieś pytania mężczyzna o wyglądzie jego równolatka zapewne w najlepszej intencji sięga w swych wspomnieniach do słów: ”Żydek”, ”Żydóweczka”. Jurek prosi, żeby przy nim takiej formy nie używać, bo to dla niego i jego narodu obraźliwe. – Jak czulibyśmy się słysząc o sobie: ”Polaczki” – pada w przestrzeń sali retoryczna, nabrzmiała bólem kwestia. Ale – przy całym niewątpliwym uroku – łatwym rozmówcą nie jest. Nadrabia miną i odpowiedziami nie na temat, gdy nie potrafi dosłyszeć pytań. Inne najwyraźniej do dziś są zbyt bolesne, nazbyt osobiste. Rozemocjonowany macha ręką, komunikując, że o tym nie ma co mówić. Jako wieloletni nauczyciel, posiada przy tym zapędy do belferskich pouczeń i nadużywania mentorskiego tonu. Ale – jak pomyśleć – chyba zwyczajnie ma do tego wszystkiego prawo. Ludzkie prawo. Daje mu je życiorys. Przeżycia. Te koleje losu niezwykłe, potomnym ku pamięci przez Małgorzatę Imielską na taśmie filmowej utrwalone w przejmującym dokumencie ”Młodość w czasach zagłady”.

***

Jurek: – Żydzi i nie tylko Żydzi wygłaszają często opinię, że Niemcy założyli obozy koncentracyjne w Polsce, bo mieli podatny grunt – największych antysemitów Polaków. Bzdura. Założyli tu obozy ze względow ekonomicznych. Tu było najwięcej Żydów. Jaki sens miało wożenie ich tysiąc kilometrów gdzieś w głąb Niemiec? Zwolennicy tej opini zapominają, że tylko na wschodzie za najmniejszą pomoc Żydowi groziła kara śmierci. W zachodnich krajach nie było zbiorowej odpowiedzialności. We Francji płaciło się za taką pomoc kary pieniężne. W Holandii zaledwie kilkanaście guldenów.

***

Młodość. Warszawa. Dzieciństwo spędzone w kamienicy przy Ogrodowej. Matka Tauba, ojciec Jankiel, makler giełdowy. Żydzi niereligijni, zeświecczeni. Członkowie Komunistycznej Partii Polski, zarówno wtedy gdy działała oficjalnie, jak i później gdy została zdelegalizowana. W domu mówiło się po polsku. Czasem rozbrzmiewał jidisz, niemiecki czy inny język. W zależności od tego jaki ”towarzysz” przyszedł do rodziców. W latach 20. jeszcze Żydów nie prześladowano. Nawet słowo Żyd raczej nie było używane. Jurek pamięta tekst Wiecha, satyryka i piewcy Warszawy. Pisał jak to pewien jegomość jechał tramwajem i wyjście swym zwalistym ciałem zatarasował mu ortodoksyjny Żyd, taki z poskręcanymi pejsami. Zdenerwowany wykrzyknął: – No, posuń się pan, panie kupiec! Tak, ”kupiec” to było najpopularniejsze określenie. Ale potem się zaczęło. Najgorzej było na uniwersytecie. Tylko profesorowie potrafili stanąć w obronie Żydów. – Jak się nie uspokoicie – mówił do Polaków jeden – to natychmiast przerwę wykład. A Jurek miał już wówczas wielkiego przyjaciela Polaka. Janusz Malinowski mieszkał po drugiej stronie Wisły na luksusowej Saskiej Kępie. Przed Jurkiem otworem stał dom pełen książek. Janusz proponował, że może brać które chce. Jego rodzice kolegę syna uwielbiali. Przyjaźń kwitła. Kamieniecki miał narzeczoną Stellę Slawin, która w 1939 r. została jego pierwszą żoną. Janusz chodził z jej koleżanką ze szkoły pielęgniarskiej Izą.

***

Jurek: – Holocaust? Zagłada to nie była kwestia religijna. To było tępienie narodu. Ze starym Niemcem nie usiadłbym do stołu. Zastanawiałbym się cały czas, kim był wtedy. Z młodym co innego – usiadłbym. Nigdy dziecko nie odpowiada za zbrodnie swych rodziców

***

Nastała wojna. To Janusz wciągnął Jurka do podziemia, najpierw do ZWZ, później do AK. Postanowił, że trzeba mu wyrobić mocne polskie papiery. Jerzy Kamieniecki stał się Julianem Szczepańskim. Mieszkał u Malinowskich. Jak powstało getto, chodzili tam oficjalnie jako dostawcy. On do Stelli, Janusz do Izy. Ale nigdy razem. – On miał tak bardzo semickie rysy, że byłoby to dla mnie zbyt niebezpieczne – opowiada i wyjaśnia: – Gdyby Niemcy nas złapali i kazali się rozebrać, to ja, obrzezany, bym z kretesem wpadł. Hitlerowcy wkrótce zamknęli szkołę pielęgniarską dziewczyn. Zaczęły się wywózki, transporty odjeżdżały codziennie. Przyjaciele czuli, że coś wisi w powietrzu. Wyprowadzili z getta Stellę i Izę. Jednak ta druga powróciła tam. Powiedziała Januszowi, że ucieknie tylko z rodzicami. – To była jego wielka tragedia, nigdy tego nie zapomnę – mówi drżacym głosem stary mężczyzna. I zadaje Bóg wie komu pytanie: – Ale jak miał ich wyprowadzić? No jak? Donieść mógł każdy. Mówi się o polskich szmalcownikach, jednak jeszcze groźniejsi byli żydowscy – wygłasza odważny, rzadko słyszany z ust przedstawiciela tego narodu sąd. – To ”normalny” proces myślowy – wyjaśnie. Żydowska policja na przykład była aż zbyt nadgorliwa, służalcza. Oni myśleli, że dzięk temu się wyratują. Nie uratowali się! Nikt się przez to nie uratował – wyrzuca z siebie z goryczą.

***

Jurek: – Tak. Najtrudniej jest być człowiekiem, a wojna ten problem skrajnie wyostrza.

***

Janusz spotkał na ulicy dzieczynę. Poznał od razu, że to Żydówka. Miała te ”żydowskie oczy”, w których skrywa się dojmujący strach. Podszedł do niej, wyszeptał, że jej pomoże, żeby szła za nim. Głupia sądziała, że jest szmalcownikiem. Ale przemogła się i poszała. Malinowski kilka lat ukrywał ją i jej siostrę. Znowu się zakochał. Dom na Saskiej Kępie był już pełen Żydów. a Jurek kursował po całej okupowanej Polsce jako łącznik podziemia, poznawał fascynujące miasteczka, które pamięta do dziś. Zamarzyło mu się (- Miałem do tego prawo – powie dziś), żeby posiadać dodatkowo polskie papiery na swoje prawdziwe nazwisko. – Poprosiłem tylko opłaconego księdza, który wypisywał fałszywe świadectwo chrztu, żeby imiona rodziców były polskie, Jakub i Teodora. Patrzę, a tam Jankiel i Tauba, więc mówię mu, że przecież dałem aż 500 dolarów, żeby wpisał polskie, a on, żebym nie narzekał i straszy, że może na mnie donieść – cedzi bolesne wspomnienie.

Jak mu w AK zmienili formację, to zaraz wpadł. Po aresztowaniu kazano im opuścić spodnie. Pijany lekarz esesman szedł wzdłuż szeregu i pytał o przebyte choroby. – I nie dostrzegł, że jestem obrzezany. To mi dodało wiary – wyznaje Jurek – że mogę przeżyć, bo skoro Niemiec tego nie zauważył… Ale w więzieniu we Lwowie wrzucono do celi innego Żyda, który w nim od razu rozpoznał współwyznawcę. Sprawdziło się zdanie o nadgorliwcach próbujących się ratować kosztem innych. Tamten zaczął krzyczeć, że w celi jest Żyd. Przyszli strażnicy i wrzucili Jurka na dołek, do celi śmierci. Tyle, że było późno, widać w ksiegach tego nie odnotowali, bo rano przy raporcie usłyszał z góry, że poszukiwany jest Julin Szczepański. Krzyknął gdzie jest, wyciągnęli go z dołka Wywinął się śmierci. Wkrótce jechał transportem do Oświęcimia.

***

Jestem strażnikiem pamięci. Wszyscy Żydzi spotkani wtedy nie tylko w obozach śmierci prosili tylko, żeby o nich pamiętać.

***

Później była jeszcze obozy koncentracyjne w Brzezince, Matthausen i Gusen. Z tego ostatniego 5 maja 1945 r. wyzwolili go Amerykanie. Wrócił do Warszawy. Domu nie odnalazł. Został zburzony jak większość miasta. Dowiedział się, że rodzice nie żyją. Żył Janusz. Radość spotkania była wielka. Przyjaciel przeżył jednak wielką gorycz. Uratowana przez niego Żydówka zaparła się go. Wyjechała razem z siostrą i znać go nie chciała. To jedna z tych spraw, o których Jurek mówi z niechęcią. Podobnie jak o swoim dramacie. Bo pewno z Polski by nigdy nie wyjechał, gdyby nie szukał swej żony. Janusz powrócił do Warszawy, a on dotarł aż do etapowego obozu w Austrii, skąd Żydzi wyjeżdżali do Palestyny. Tam dowiedział się, że żona wyszła ponownie za mąż (mieszka w Ameryce, utrzymują dobre stosunki, odwiedzali się). 19 stycznia 1946 ożenił się drugi raz – z Norą. Już w Erec Israel. Ziemi Obiecanej. Walczył o państwo Israel przed jego utworzeniem w 1948 r. i po w kilku wojnach, włacznie z arabską z 1956 r. – W wojnie sześciodniowej 1967 r. już nie brałem udizału, odpoczywałem na emeryturze – rzecze ukontentowany. Mieszkalł w Tel Avivie, a teraz w Ramat Gan. Ma syna i dwóch wnuków. – Brzmi to jak paradoks – mówi – więc proszę mnie dobrze zrozumieć, ale w Izraelu nie ma Żydów, są Izraelczycy. Jeszcze mój syn może się czuć Żydem, ale wnukowie to już są Azjaci – śmieje się i wyjaśnia, że Izraelczycy nie chcą pamiętać o zagładzie, nie chca do czasu Holocaustu powracać. A on powraca do Polski. Do Janusza i innych licznych przyjaciół. Przyjeżdżał dwukrotnie nawet w najgorszym okresie po zarwaniu w 1967 r. przez państwa komunistyczne stosunków dyplomatycznych z Izraelem. Długo namawiał Janusza na to, żeby zgodził się na przyznanie mu odznaczenia Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Opierał się, opierał, ale wreszcie uległ. W ogrodzie Yad Vasham zabrakło miejsca na zasadzenie drzewka dla niego. Jest tablica z nazwiskiem. Jurek siada często przy niej i wspomina. Podobnie jak na waarszawskim grobie – jak mówi – świętej pamięci Janusza Malinowskiego, który zmarł dwa lata temu.

***

Jurek: – Jeśli tu przeżyło się pierwszą miłość, jeśli tu się walczyło o wolność, to do takiego kraju będzie się zawsze wracać, zawsze się będzie kochać Polskę i polskich przyjaciół. Teraz za każdym razem przyjeżdżam na 45 dni. Wiecie dlaczego? Bo po siedemdziesiątce izraelskie towarzystwa na tyle dni dają nam ubezpieczenie. Mogę wrócić do Izraela i zaraz lecieć kolejny raz. Ale na to już mnie nie stać, chociaż zdrowie – jak na mój wiek – mi dopisuje i strażnikiem pamięci chcę być nadal.

P.S. Ciekawostka lubelska z filmu ”Młodość w czasach zagłady” wyprodukowanego w wytwórni Kalejdoskop, nagrodzonego m.in. w ub. roku na I Festiwalu Filmów o Tematyce Żydowskiej w Warszawie. Muzykę skomponował pochodzacy z naszego miasta Marcin Wierzbicki.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: