Jutrzenka

Zdarzyło mi się kiedyś przeprowadzać wywiad z Agnieszką Chrzanowską, artystką Piwnicy pod Baranami, która na swojej ostatniej płycie śpiewała fascynującą piosnkę „Camille Claudel”. Znałem tragiczne dzieje uczennicy i kochanki Auguste’a Rodina (1840-1917), rozmawialiśmy o tym z panią Agnieszką, ale gdy ta zapytała, czy widziałem rzeźby Camille w Muzeum Rodina, nie wiedzieć czemu skłamałem, że tak. Tymczasem w muzeum, w którym można obejrzeć garstkę jej dzieł (większość sama zniszczyła nim na 30 lat trafiła – niestety dzięki swemu zazdrosnemu o jej talent mentorowi – do zakładu psychiatrycznego) nigdy nie byłem, bo raz w Paryżu wolałem oglądać grób Napoleona w pobliskich Inwalidach i czasu nie stało, a innego lata wybrałem się tam gdy muzeum nie było czynne.

Tak to moje w sumie niewinne kłamstwo leżało mi na sumieniu, że postanowiłem odrabiać zaległości gdzie się tylko da. Z Claudel to trudna sprawa z powyżej wyłuszczonych powodów, ale dzieła jej mistrza udało mi się wyśledzić nie tylko w Musee d’Orsay, ale i poza Francją. Jesienią ubiegłego (już!) roku stanęłem tete a tete z czterema porażającymi marmurami Rodina z kolekcji Carmen Thyssen-Bornemisza w powracającym tu ostatnio często madryckim muzeum tego rodu. Okazało się, że pomiędzy rokiem 1905 a 1908 niemiecki przemysłowiec August Thyssen, dziadek obecnego barona Thyssen-Bornemisza, który znał dzieła Rodina z wielkiej wystawy w Weimarze (1904) nabył od niego siedem prac w celu ozdobienia zamku Landesberg. Cztery z nich pozostają dziś w posiadaniu baronessy Carmen.

Każda z tych rzeźb godna jest odrębnego opisania, szczególnie w tej rubryce, bo prezentują wyłącznie nagość nawet w arcydziele „Chrystus i Magdalena” (powrócę może do niego w wielkanocnym cyklu o pasyjnych tematach w sztuce), ale trzeba było dokonać wyboru. Padło na „Narodziny Wenus/Świt”. Bogini wystrzeliwająca w górę z marmurowej toni morskiej (tu się też kryje geniusz Rodina) to istna jutrzenka, a adorująca ją klęcząca postać równie nagiej kobiety-bóstwa (Godzina?) i podkreśla wertykalizm kompozycji i przydaje całości erotycznego, jakże współczesnego smaku. Oto objawia się miłość, czysta, dopadająca wszystkich. Oglądając jej wzniosłą sublimację zaklętą w marmurze, aż trudno uwierzyć, że Auguste-Pigmalion wkrótce tak bardzo pokrzywdzi swą Galateę-Camille.

Andrzej Molik

Auguste Rodin „Narodziny Wenus / Świt”, 1905-1908,
marmur 90 x 70 x 45 cm.
Museo Thyssen-Bornemisza, Madryt.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: