Klinek na splinek

Każdy szeregowy wielbiciel Kabaretu Starszych Panów już po tytule niniejszego tekstu pozna, że rzecz będzie krązyła wokół tego legendarnego programu TV, czyli wokół klasyki, bo twórczość Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego to bodaj najlepsze co się nam przydarzyło w powojennej rozrywce. Zaprzęgnięty do roli tytułu recenzji wyimek z utworu Piosenka jest dobra na wszystko, jest jednym z wielu użytych w niej argumentów propagujących uroki śpiewania. Wszelako klinek ma likwidować splinek, więc splinu (spleenu) istnienie zakłada z góry.

Na kaca nabytego na skutek pozyskania wiadomości, że do spuścizny Starszych Panów zabrała się kolejna ekipa, tym razem z okolic Krainy Łagodności, piosenki przez nią wykonane klinem okazały się nie do końca skutecznym. Tak na dobrą sprawę najwyższą formę wykazali gospodarze 23.Piwnicznych Spotkań z Piosenką, akurat też sprawcy sprowadzenia do HADESU programu Szuja, Dzidek i inni. W znakomitej formie – że zacznę wyjątkowo od niego – jest Piotr du Chateau, dworujący sobie subtelnie z tzw. Audiotele (w co mógł w czasie wypadku walnąć samochodem autor Trolejbusowego batyskafu?), prezentujący wisielczy humor w zapowiedzi, że i te Piwniczne są wydarzeniem specjalnym, bo organizatorzy nie znaleźli tym razem dla nich sponsora a na zakończenie popisujący sie odważnym dowcipem o podbarwieniu erotycznym (lekarzowi wolno). Marek Andrzejewski zaśpiewał to, co ma aktualnie najlepsze w repertuarze, w tym Dwoje nas, dwa żywioły razem z Magdaleną Turowską, która do takich piosenek jest interpretatorką wymarzoną.

To co tu stanowiło siłę pani Magdy, okazało się jej słabością w utworych wymagajacych posiadania vis comica czy przynajmniej aktorskiego przygotowania a takie przcież głównie tworzyli Starsi Panowie. O jednej, zaczynającej się od słów W pewnym sklepie gdzie młode dziewczyny sprzedawały jarzyny, chciałoby się jak najszybciej zapomnieć, bo to na tym poziomie wykonawczym czysta kompromitacja. Magda Turowska dysponuje subtelnym, perliście czystym głosem, przypominającym młodzieńczą Magdę Umer i takiego repertuaru winna sie trzymać a jak ognia unikać eskapad w strone piosenki charakterystycznej. W tym programie najlepiej wypadła w Dobranoc mężczyzno (śpiewała wszak to Umer) i w liryce interprenetowanej ongiś przez Kalinę Jędrusik, jak n.p. Utwierdź mnie…

Nazwisko Magdy Umer nie pada tu oczywiście bez powodu. O ile coraz mniej jest już osób, które wychowywały się i kształtowały artystycznie na telewizyjnych Kabaretach Starszych Panów i ten jest znany większości co najwyżej z incydentalnych wznowień i rozlicznych nagrań, to w zupełnie świeżej pamięci sredniego pokolenia odbiorców rozrywki pozostaje program z Biedrzyńska, Machalicą, Zamachowskim i innymi, reżyserowany przez Umer i pokazywany po raz pierwszy bodaj na festiwalu w Opolu. Magda Umer, chociaż sama wyszła z piosenki literackiej czy – szerzej – z tego co dziś nazywane jest Krainą Łagodności, miała wszakże pełną świadomość, że za te utwory potraktowane en bloc (a więc nie za jedną czy za drugą piosenkę) mogą zabrać się tylko aktorzy i to posiadający wszechstronne przygotowanie, warsztat sceniczny i estradowy – najlepiej gwiazdy, bo dla gwiazd układali strofy i komponowali muzykę Starsi Panowie Dwaj.

Z programu Szują, Dzidek i inni najbardziej obronną ręką wyszedł Jarosław Wasik, pewno i dlatego, że posiada pewną moc komiczną, ale przede wszystkim dlatego, że jest niezwykle silną osobowością, która nie musi spłacać trybutów poprzednikom i udawać kogoś kim nie jest. No, co ja ci zrobiłem, z odmienioną diametralnie inną aranżacją muzyką, czy Na kominku ogień płonie – pozostaną najjaśniejszymi punktami widowiska-słuchowiska. Na plus może sobie zapisać po raz pierwszy goszcząca w Lublinie (zapraszamy!) Dagmara Korona Perkowska swoją interpretację O Romeo, Kaziu zakochaj się czy Portugalczyka.

Najbardziej dyskusyjna jednak okazała sie przyjęta przez wykonawców konwencja parodii rozgłośni radiowej, tego wyimaginowanego Radia Kołdra. Parodia nie imitująca (głos, interpretację), działająca wyłącznie na zasadzie krzywego zwierciadła, jest w ogóle jedną z najłatwiejszych odmian komizmu, egzymplifikacji poczucia humoru. Z tego powodu uprawiają tą formę chętnie już uczniowie w szkołach (słynne programy studniówkowe) i już tylko to stawia w wątpliwość łączenia jej z wysublimowanym, liryczno-abstrakcyjnym dowcipem Starszych Panów. Nawet gdy część publiczności (tu: nadgorliwy w reakcjach lewy – patrząc od estrady – tył widowni w Kawiarni Artystycznej HADES) zrywa przysłowiowe boki, nie oznacza to literalnego sukcesu („z kogo się śmiejecie?”). Dobór tych zwieschenrufów był bowiem nader swobodny a one nierówne. I tu, jak u Piotra na początku wieczoru, najlepsze okazały sie szyderstwa z Auditele.

Może sie ktoś zapytać dlaczego wieczór, w ktorym nawet ja znalazłem sporo plusów, stał się powodem splinu i obiektem krytyki. Otóż, zachowam sie jak stary rep i powiem, że Kabaret Starszych Panów to dla mnie świetość i jeśli akceptuję manipulowanie w tych dobrach narodowej kultury, to musi się ono odbywać na poziomie poprzeczki ustawionej przez Przyborę i Wasowskiego. Poziom ten osiągneła, i to bez wspierającej tyczki, Magda Umer. Trójce piosenkarzy goszczących na Piwnicznych Spotkaniach z Piosenką nie we wszystkim się to udało i za pomocą radiowej tyczki, nośnika, jak się okazało, pozornego.

Jedynym argumentem za takimi przedsięwzieciami jest być może to, że ta grupa wykonawcow trafi do pokolenia najmłodszych odbiorców, tych dla których nawet program Magdy Umer jest już przedsięwzieciem z innej, niepamietanej epoki. Dopóki ktoś nie wydzierga czegoś nowego, rewelacyjnego z twórczości Starszych Panów, trzeba – nie bez oporów – zaakceptować Szuję,Dzidka i innych jako formę obecnosci kultowego kabaretu w świadomości społecznej i w życiu artystycznym, formę ciągłości funkcjonowania jednego z największych mitów powojennej kultury. I jako klinek na splinek.

Andrzej Molik

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: