Kolędy Teatru Starego
Mogą funkcjonować, a przynajmniej odżywać – po redivivus miejsca – w tzw. świadomości społecznej legendy naszego Teatru Starego, najstarszej obok krakowskiego Starego Teatru tego typu placówki w Polsce? Mogą! Tak się dzieje. Dlaczegoż, więc, nie miałyby być zabytkowy obiekt z narożnika staromiejskich uliczek Jezuickiej i Dominikańskiej kojarzony również z kolędami, które potrafiły w jego wnętrzu pięknie zabrzmieć? Już sam fakt, że inicjator budowy i pierwszy właściciel, inż. architekt miejski Łukasz Rodakiewicz, nazwał w 1822 r. późnoklasycystyczny gmach Teatrem Zimowym, obligował do zajęcia się i bożonarodzeniowymi radostkami ludu polskiego. A że wtedy nie było na naszych ziemiach kolęd? Skąd ta pewność? Nie dość, że zdarzały się już w XV w., to cztery lata przed objawieniem się gmachu dzisiejszego TS pewien wikary spod Salzburga stworzył najsłynniejszą – Cichą noc, która miała prawo być w ramach zawłaszczenia jej jako nadwiślańskiej (nadbystrzyckiej) kolędy narodowej, natychmiast przeszmuglowana i do Lublina.
W tym miejscu zaplanowana została w niniejszym tekście wolta. Ale najpierw fakty. 19. grudnia ub. roku odbył się (dwukrotnie) Koncert kolęd w Teatrze Starym realizowany we współpracy z TVP Kultura, połączony z rejestracją dla tego kanału i dla TVP1. Pisanie o takich wydarzeniach, wydawanie beztroskich – czy to raniących, czy to rajcujących osoby zainteresowane – sądów zyskuje inną perspektywę wobec suchych danych. Jednak i z nimi bywa problem. Rzadkie jak na ZOOM przeniesienie podsumowania grudniowego tematu z pierwszego aż do drugiego numeru roku nowego, pozwoliło doczekać danych statystycznych o oglądalności retransmisji koncertu. Komunikat donosił, że osiągnęły one rekordowy wynik. Koncert kolęd w czasie trzech świątecznych dni został wyemitowany aż czterokrotnie i zgromadził przed telewizorami 1 764 442 widzów. Z tego, emisją w TVP Kultura w wigilijny poniedziałek, o godz. 18.45 oraz drugiego dnia świąt, w środę, 26 grudnia o godz. 10 zechciało się zainteresować 199 198 osób; w TVP Polonia – w Wigilię o 22.35 – uczyniło to 90 244 widzów; a w TVP 1 we wtorek, 25 grudnia o godz. 12.35 aż 1 475 000!
Szczególnie – rozpocznijmy wreszcie realizować „woltową” obietnicę – poruszające w tych danych jest to, że w Wigilię oraz w drugi świąteczny dzień, dzień – jakże to adekwatne do tematu! – pierwszego męczennika, św. Szczepana, jakieś dwie, dokładnie dwie!, męczeńskie ofermy lub zaspały, lub za długo przebywały w kuchni, lub w toalecie, lub polazły na lodowisko, lubo do kościoła i zabrakło ich wśród widzów TVP Kultura o g. 10 do osiągnięcia pięknie okrągłej liczby 200 tysięcy oglądaczy! Powinniśmy się w Lublinie zapłakać na śmierć. Ale wynik z „Jedynki” TVP, z trzema okrągłymi zerami po liczbie prawie 1,5 mln świadczy, że rachowanie w większej masie idzie odpowiednim agendom dużo gorzej. I to wzbudza pusty śmiech. Przypomina sytuacje, które Waszemu słudze przydarzała się w dziennikarskiej młodości, gdy potrafił-musiał bywać i sprawozdawcą sportowym. W kompletne zadziwienie wprowadzali go starsi koledzy po piórze, którzy, powiedzmy na meczu kopaczy pierwszoligowego wówczas Motoru, powłóczyli wzrokiem po trybunach stadionu przy Al. Zygmuntowskich i wyrokowali w kwestiach frekwencji z dokładnością do stu kibiców. I tak określana ich liczba ukazywała się na łamach gazet, a czytelnik musiał w info święcie wierzyć. To też poprawiało oblicze lubelskiej kultury, akurat w tamtym przypadku – fizycznej!
Przyzwyczailiśmy się do danych podawanych przez różne agendy badania opinii publicznej et consortes. Jednak chyba nawet wypada – dopóki, dzięki Bogu!, nie istnieje taki system inwigilacji, który pozwalałby wyśledzić kto, gdzie i na jaki kanał włączył telewizor i na dodatek określać czy np. nie słuchał tylko fonii dobiegającej z pokoju do kuchni – pokpić sobie niekiedy z bezsilności biur o socjologizujących zapędach i ich dobrych chęci, którymi, jak widomo, piekło jest wybrukowane. Ale, przechodząc do meritum, nawet jeśli „dokładność” komunikatu, że cztery emisje koncertu z Teatru Starego „zgromadziły przed telewizorami 1 764 442 widzów” budzi uśmieszek, to na zbliżoną do tej liczby – jakże imponującą wobec ok. 160 osób mogących się pomieścić na widowni Starego – frekwencję teleodbiorców najzwyczajniej on zasłużył! Pod wieloma względami.
Pisanie o urokach kolęd (a nawet wymienianie tytułów) byłby tu nie na miejscu. Są nam doskonale znane, no, może tu z wyjątkiem wkładu Męskiego Zespołu Wokalnego Kairos pod dyrekcją Borysa Somerchafa, w postaci pieśni ze wschodnich obrządków, fantastycznie jak zwykle wykonanych przez 14 panów – basów, barytonów, II i I tenorów, oraz niektórych pastorałek. Ich, kolęd, melodyjność i ciepło, wręcz „duszoszczipatielny”, rodzinny charakter dokonują i takiego cudu, że Polacy, którzy i nie lubią i nie potrafią wspólnie śpiewać, nagle w okolicach 24 grudnia na to się zdobywają (jakkolwiek, trzeba uczciwie przyznać, znane są w narodzie przypadki – piszący niniejsze ma przykład pod ręką – uczulenia już na pierwsze takty kolędowych słodkości). Natomiast koniecznie należy w przedsięwzięciu podkreślić rolę kierownictwa muzycznego Krzesimira Dębskiego. Znakomity jazzman, kompozytor i dyrygent nigdy nie zapomniał o swych lubelskich korzeniach i od wielu lat „spłaca dług” wobec naszego miasta angażując się w różne wydarzenia. Nie dosyć, że sam – wcześniej przygotowując pociągające aranżacje – zasiadł za klawiszami i prowadził 7-osobowy zespół muzyczny towarzyszący solistom, to tak naprawdę stworzył kształt koncertu i zadbał o jego artystyczny wydźwięk.
Dębski sprawił, że wśród wykonawcy znalazły się doskonale znane widzom tv takie gwiazdy, jak cudownie niezawodna w swej klasie Anna Banaszak czy nieco zapomniana, dysponująca pięknym jak ona sama altem Anna Jurksztowicz. A obok nich nieco mniej znani, Joanna Kulig, która jak pociągnęła białym głosem góralskie solo, to człowieka wciskało w fotel, czy
Kacper Kuszewski. Ale i – być może korzystając z podpowiedzi organizatorów – zaprosił siły lubelskie, zasługujących na najwyższy cenzus Marka Andrzejewskiego z Lubelskiej Federacji Bardów, zmniejszoną do 5-osobowego składu Orkiestrę Św. Mikołaja pod dowództwem Bogdana Brachy, zespół Kairos i 16 dziewcząt Chóru La Musica z Gimnazjum nr.16 im. F. Chopina pod dyr. Zdzisława Ohara (a jeszcze w zespole m.in. zagrał na gitarze nasz Jakub Niedoborek). W tym wykonawczym zestawie jako wabik na telewidzów, czyli haracz spłacany oglądalności potraktujmy obecność jako prowadzącego koncert Artura Żmijewskiego. Znany aktor znacznie lepiej niż u nas czuje się na probostwie w Sandomierzu i w okolicach kas niejakiego Stefczyka, skoro np. zapowiadał (w teatrze), że chyba pierwszy raz obecna w Lublinie Asia Kulig „zaśpiewa ze SWOIM zespołem Kairos”.
Ktoś kiedyś słusznie zauważył, że zabytkowe wnętrze TS doskonale sprawdziło się podczas transmisji koncertu inaugurującego jego działalność. To zadziwiające, ale ten kameralny – jeśli można tak powiedzieć – interior okazał się niezwykle pojemny i telegeniczny. Kamerowe pasaże ułatwia okalająca widownię na parterze przestrzeń pod balkonami, gdzie można ułożyć tory dla tego sprzętu. Kamery pracują też z dwóch balkonowych pięter, z których też śpiewały niemieszczące się na scenie chóry, a atrakcyjne oświetlenie przekształciło Stary w cieszącą oko, jak szopka pod choinką, butonierkę. Czysta przyjemność! Jak cały koncert. Zważywszy na wspomnianą wyżej szokującą różnicę pomiędzy ilością widzów zasiadających w sali przy Jezuickiej i tych, przed ekranami tv, co promuje i nasz teatr i Lublin, już można mówić o ogromnym, na skalę ogólnopolską sukcesie przedsięwzięcia. A jeszcze – to już w naszej mikroskali – udział w koncercie aż tylu lubelskich „podmiotów artystycznych”, co nieco zamknie buzie szukającym dziury w całym marudnym malkontentom, narzekającym, że repertuar TS oparty jest głównie na występach artystów przyjezdnych. Czyli uciszy tych samych, którzy zapominają, że tak samo jak Zimowy z 3. dekady XIX w., tak i Stary z drugiej XXI stulecia to teatry impresaryjne, a każdą produkcję własną należy wyłącznie dopieszczać i gratulować inicjatywy.
Kategorie: Recenzje
Rok: 2012