Gorzko, gorzko. Słodko mniej

W pierwszym członie tytułu nie chodzi, rzecz jasna, o słynne weselne wezwanie do państwa młodych, żeby swym pocałunkiem osłodzili atmosferę i swój żal za bezpowrotnie odchodzącą w przeszłość młodzieńczą wolnością. Nie jest to (już w pełnym brzmieniu) także – nie daj Bóg! – najkrótsza recenzja zakończonego w niedzielę VIII Festiwalu Teatrów Europy Środkowej Sąsiedzi, któremu w nowej, wreszcie, po kolejnych podejściach, mistrzowsko dopracowanej formule towarzyszył(y) przymiotnik(i) SŁODKO GORZKI. Po prostu takie wrażenie pozostanie na długo pod czaszką i w okolicach kubków smakowych po wgłębieniu się w zawartość treściowo-intelektualną teatralnych propozycji, ingrediencji dobranych z niespotykaną precyzją przez oberkuchmistrza Witolda Mazurkiewicza (nigdy – to na marginesie – z dziećmi nie zapomnimy, jak znakomite skrzydełka w miodzie z 18 lat temu Witek nam zaserwował w Domu Aktora), twórcę i dyrektora festiwalu. Nawet w namiocie na Pl. Litewskim, gdzie miało być wesoło i SŁODKO, czara goryczy potrafiła się przelewać. Jednocześnie – tym razem dzięki Bogu, tak bardzo obecnemu w tegorocznej odsłonie festiwalu – spektakle (nie wszystkie!) z drugiego nurtu zawartego w haśle Sąsiadów AD 2013, pokazywane w ostatniej chwili w ACK UMCS Chatka Żaka (litościwie nam panujący Prezydent Miasta L. zamknął tuż przed imprezą na dobre salkę widowiskową w Galerii Labirynt przy Popiełuszki) potrafiły swymi walorami artystycznymi i myślowymi osiągnąć wykwintność smakołyku nad smakołyki. Ukochanej gorzkiej czekolady.

Oczywiście widać, że tak krawiec kraje, jak materii staje. To już nie festiwal z możnym (w miarę) mecenasem z czasów nagród Perła Sąsiadów. Trwający tydzień, wspierany przez Fundusz Wyszehradzki, gromadzący teatry z Białorusi, Czech, Słowacji, Ukrainy, Węgier i Polski, w czasie którego, każdy kraj miał swój dzień prezentacji. Bez dawno już zapomnianego nurtu dziecięcego. Ale i odchodzący od dominującej ongiś wesołkowatej ludyczności. No i zmuszony do liczenia każdego grosza na wydatki. Stąd wśród ośmiu spektakli w zasadzie aż trzy monodramy (bo muzycy w jednym z nich bardzo ważni, jednak słowa płyną z ust jedynej aktorki) i jedna sztuka na trzy osoby, a spoza naszych granic przybyli jedynie niezawodni Czesi z Teatru Novego Fronta, bo już lekką przesadą było by nazywanie międzynarodowym plenerowy projekt Teatru Formy z Wrocławia, nota bene jednego z dwóch zakalców pojawiających się w słodkościach i goryczkach tego apetycznego ciasta.

I co robi Mazurkiewicz z takimi ograniczeniami, zresztą po pewnych doświadczeniach poprzedniej odsłony festiwalu? Wreszcie – żeby użyć ponownie tego słowa – odnajduje ścieżkę do korzeni imprezy i do sąsiedztwa, w którym żyjemy hi et nunc. W rodzaju deklaracji ideowej, tłumacząc, że w nurcie GORZKO pojawią się problemy związane z polskim katolicyzmem, religijnością, uprzedzeniami i stereotypami, zadeklarował, że – i to jest tu najważniejsze – „Nurt ten będzie nową próba odpowiedzi na pytania postawione u początków idei festiwalu – pytania o wielokulturowe współistnienie, artystyczną redefinicję tożsamości narodowej, o szeroko rozumiane zjawisko sąsiedztwa”. Powiedział i słowa dotrzymał. To jest właśnie modus vivendi dla Sąsiadów drugiej dekady XXI stulecia. Przyszłość, w której – tak przynamniej chcielibyśmy to widzieć, nim wszelkie wartości zostaną naszą mentalnością zamarnowane – w, obecnej do dziś w nazwie spotkań teatrów z lubelską publicznością, Europie Środkowej, liczy się dla nas jej centrum – Polska i jej boleści rozległe. Sam festiwal wymaga jeszcze dopieszczenia. Wielka szkoda, że z powodu zamieszania z salami występów dyrektor musiał zaniechać próbę skończenia z rozdawnictwem darmowych wejściówek na spektakle. To działania deprawujące, przykładające łapy do wyniszczenia wciąż w naszym kraju biednej kultury (już się boję jak to będzie na lipcowych Innych Brzmieniach, które przejęły organizacyjnie Warsztaty Kultury, zaczynając od tego niecnego pomysłu). Poza tym, darmowe imprezy, na czele z naszą dumą, Nocą Kultury, totalnie zamydlają obraz autentycznego zapotrzebowania naszego narodu na ową kulturę. W kolejce po te darmowe wejściówki w Centrum Kultury przy Narutowicza działy się dantejskie sceny, kłótnie, pyskówki i przepychanki (cześć obsługujących festiwal dziennikarzy, w tym mało już mobilny Wasz autor, wcale nie była pewna czy dostanie się na wybrane przedstawienia). No, bo jak nie zobaczyć za frajer a na żywo gwiazd i gwiazdeczek seriali tv, których akurat w tej edycji było na pęczki? Jakąś ironią losu, bowiem ratunkiem w dyskomfortowej sytuacji, okazało się przymusowe (na wejściówkach stał jeszcze pierwotny adres) przeniesienie gorzkiego nurtu VIII FTEŚ S z salki w Labiryncie (primo voto Warsztaty Kultury) do dużo pojemniejszego audytorium w Chatce Ż. Ale wprowadzenie biletów, nawet o symbolicznych cenach, jest absolutną koniecznością stojącą przed organizatorami i dobrze, że dyr. Mazurkiewicz doskonale o tym wie (a dodatkowo, da to prawdziwy a niezafałszowany obraz zainteresowania lublinian Sąsiadami). Jednocześnie, – bo nie sądzę, że to przypadek – chapeau bas przed nimi, iż piątkowy (14.06) program tak ułożyli, że bezboleśnie można było obejrzeć i dwa festiwalowe spektakle i premierę w Teatrze Osterwy. Niby drobnostka, ale takie gesty raczej nie należą do dobrej tradycji lubelskiej w kwitnącej radośnie konkurencji scen repertuarowych z – używając wychodzącego z obiegu terminu – alternatywnymi spod znaku CK. Gest tym milszy, że okazało się, iż Napis Sibleyrasa w reż. artdyrektora Osterwy Artura Tyszkiewicza (obiecuję do tej realizacji niebawem powrócić!), chociaż osadzony we francuskiej rzeczywistości, ma wartości uniwersalne i bezboleśnie akcję można przenieść nad Wisłę. A wtedy (chociaż i teraz też!) już wręcz znakomicie swym komizmem i szyderstwem sztuka wpisałaby się w sąsiedzkie hasło SŁODKO GORZKI. Brawo!

***

W tym miejscu miały nastąpić krótkie oceny ośmiu spektakli Sąsiadów’2013, z kładzeniem akcentu na pomijanych w pośpiesznych, codziennych prasowych recenzjach (skupiały się na przesłaniach) wartościach artystycznych przedstawień. Pozwólcie, że ze względu na późną, już poranną porę pisania i czekające mnie w ciągu dnia inne obowiązki, przełożę ten – przecież miły – na jutro. Czyli, cdn.

Kategorie: /

Tagi: /

Rok: