Kongresowe żarty

PEREGRYNACJE

Andrzej Molik

Dziś będzie o inwestycji kulturalnej, a przynajmniej kulturze od czasu do czasu służącej. To, że Bogusław Kaczyński swego czasu szukał przez godzinę nowej – jak szumnie się ją nazywa – sali kongresowej Akademii Rolniczej przy ul. Akademickiej i z tego powodu wściekł się na nią, nie może stanowić argumentu przeciwko niej samej. Skoro złotousty gwiazdor nie zna się na topografii – to jego wina. Ale i ci, którzy tam trafiają bez większego trudu, mogą dzięki nowemu centrum popaść w lekki rozstrój nerwowy.

Z salą AR jest trochę tak jak z naszą gospodarką. Nawet jak się zadmiemy na wielkie przedsięwzięcie, to gdzieś pogubimy szczegóły stanowiące o sukcesie całości. Sam we wnętrzach kongresowych miałem szczęście być po raz pierwszy dopiero w połowie września przy okazji koncertu „Kiepura in memoriam” i przede wszystkim osobiście przekonałem się, że rzeczywiście ma ona świetną akustykę. Cieszy też niepomiernie, że mamy wreszcie salę o pojemności pomiędzy filharmonią a halą MOSiR, przyjmującą mniej więcej dwa razy więcej publiczności niż Teatr Muzyczny. Dodajmy wygodne fotele (filharmoniczne, gdzie trzeba siedzieć w kucki, są dla mnie największym koszmarem w okolicy) i na tym walory się wyczerpują.

Już na dzień dobry zaczynają się schody dla osób przyjeżdżających na koncert (obrady) samochodem i to schody bardziej „strome” niż w przypadku Teatru w Budowie miszczącego FL i TM. Parking przy Akademickiej to jakiś ponury żart, tym bardziej, że ma wjazd, a nie posiada przelotowego wyjazdu. Osoby palące papierosy przed salą (a jakże, w środku nie ma miejsc dla palaczy – taka dziś moda) z rozbawieniem obserwowują kierowców próbujących wymanewrować auto z takiej pułapki. Z czasem, przy okazji większej imprezy, calusieńka jenokierunkowa Akademicka obstwiona jest pojazdami parkującymi na zakazie.

Jeszcze weselej bywa w środku. Nikt nie wie, gdzie jest szatnia (wskazówki dotyczą tylko WC) i jak z holu wchodzi się do sali (sposób: za tłumem). A jeśli chodzi o WC, to kiedy w przerwie koncertu część dam postanowi skorzystać z toalety, okazuje się, że jej pojemność jest kolejnym niesmacznym żartem. Widziałem tam taką kolejka, jak na parkingu przy autostradzie gdy podjeżdża wycieczkowy autobus. Kiedy rozległy się dzwonki po przerwie, ogonek miał jeszcze kilkanaście metrów i wcale się nie zdziwiłem stojąc przy pisuarze męskiego WC, że wpadły tam zdesperowane panie.

Do tego wszystkiego dodatkowy smaczek podrzuciła mi reżyser Natasza Ziółkowska – Kurczuk opowiadając, że tzw. reżyserkę wyposażono w dźwiękochłonną szybę (załoga musi mieć komfort!) i żeby coś odsłuchać z nagrań, trzeba je puszczać na całą salę. Niniejszym zatem twórcom i gospodarzom obiektu gratuluję i dziękuję. To drugie za to, że oprócz występów estradowych mam w „kongresowqej” zagwarantowaną dodatkową rozrywkę i ubawiam się ich żartami po pachy.

Kategorie: /

Rok: