Kostium to faktura

Z Zofią de Ines, wybitnym scenografem i twórcą kostiumów teatralnych rozmawia Andrzej Molik

* Trudno nie skorzystać z Pani obecności w Lublinie z okazji otwarcia wystawy Pani projkektów i kostiumów w galerii Leszka Mądzika i w przededniu Międzynarodowego Dnia Teatru nie zadąć wybitnemu twórcy pracującemu na rzecz teatru kilku pytań. Ja wiem, że Pani ją posiada, ale proszę to wyraźnie powiedzieć, czy ma Pani jakąś receptę na kostium teatralny?

– Ooooo… (śmiech). Kostium musi być dobry, wspaniały jakiś… Piękny, albo obrzydliwy. Albo jakiś ohydny… Zdecydowany, wyrazisty na pewno.

* Ale kiedyś Pani powiedziała, że kilka spraw musi zagrać, że na przyład projektuje Pani kostium dla aktora…

– Tak, dla konkretnego aktora. Teraz na przykład w Skąpcu Moliera robiłam kostium Piotrowi Fronczewskiemu, który grał w Ateneum skąpca współczesnych czasów. Był w takim zniszczonym płaszczu z wypchanymi rękawami. Ten płaszcz miał jakieś resztki starej świetności, trochę może był jakimś odpryskiem w historii fraku, ale w małym stopniu, raczej był w formie taką współczesną kapotą, tyle, że z pogniecionego, przedziurawionego już weluru, gdy to krawcy się zawsze martwią: – Pani Zosiu a tu jakieś dziury!, a ja mówię: – Panie! To właśnie świetnie, że te dziury tutaj są, przecież ten Skąpiec musi być niechlujny, taki zniedbany! Piotr nie jest podobno łatwym aktorem we współpracy ze scenografami, bo on też poszukuje postaci w kostiumie, on nie chce tylko wyglądać ładnie. I kiedy zobaczyłam, jak pobrał sobie z magazynu buty – takie fantastyczne buty amerykańskie, trochę wojskowe, trochę glany, ale nie takie ze sklepu, jakie nosi młodzież, tylko z lat czterdziestych – i stał na luzie w tych butach, z takimi rozciagniętymi kieszeniami, sięgał niedbale do kamizelki, ja powiedziałam: – No, to teraz jest ten kostium, bo taki aktor go ubrał!

* Czyli był trochę współatorem kostiumu?

– Tak! Ubrał go tak odpowiednio, że wszystko się zgodziło. Ale ja gdzieś też tak myślałam, że on musi taki być. Po prostu żeśmy się tak wyczuli. Przecież jak ja potem widzę, że ktoś jest drętwy, to… No, nie mogę powiedzieć „perły wieprzom”, ale… (śmiech). Jak mi kiedyś zrzucili naprawdę piękne kostiumy, które pakowałam, pióra połamali, poniszczyli, powiedziałam: – No nie! No nie! No nie! Trzeba wszystko zaczynać od nowa. I to jest bez przerwy…

* A co się dzieje, jeśli Pani nie zna aktora, dla którego projektuje Pani kostium?

– No, wie pan, tak jest w operze. W operze są cztery obsady, cztery śpiewaczki… I ja muszę ubierać tą osobę, a nie tą postać, którą ta pani gra. Gdyby on wcześniej przyjeżdżały… Zdzisława Toczyska grała ostatnio Cześnikową i przyjechała kilka dni przed premierą Strasznego Dworu. Cóż, pracowaliśmy i zrobiliśmy jakieś małe zmiany. A przedtem grała inna pani, która była – no! – ideałem do tej roli, ale ponieważ jest młodą, początkującą śpiewaczką, nie śpiewała na głównej premierze. Jednak udało mi się przekonać panią Toczyską, że pewne zmiany trzeba poczynić, bo przecież każdy ma inną figurę, inną osobowość, tak, że nie można czegoś po prostu wziąć i przenieść z jednej osoby na drugą, z artysty na artystę.

* Dla kogo lubi Pani bardziej pracować, dla teatru, dla opery, dla baletu? Wiem, że tworzyła Pani na przykład dla Ewy Wyciechowskiej i jej Polskiego Teatru Tańca…

– Bardzo lubię pracować dla baletu. Najbliższy chyba jest mi dramat, bo dramat wymaga też przygotowania intelektualnego i partnerowania reżyserowi. Ale balet to jest kulturowość, wyczucie, to jest poza słowem, to jest forma ruchu… Ja balet uwielbiam. W operze też – muzyka i obraz to jest coś, co mnie bardzo porusza. Robiłam niedawno Fausta Gounoda z Markiem Weiss Grzesińskim i na końcu jest tam wniebowstąpienie tej biednej Małgorzaty, która zabiła dziecko i sama zmarła. I jest brat zabity przez Fausta, który zjeżdża z nieba na jakimś takim balkoniku – w teatrze dramatycznym byłoby to śmieszne – i zabiera Małgorzatę mimo jej dziciobójstwa do góry. I pojawiają się anioły, chór pięćdziesięciu aniołów. I muzyka. I łzy w oczach (śmiech). Ale to właśnie było podbite muzyką! Gdyby to było robione w teatrze, byłby to jakiś kicz totalny.

* Jest Pani scenografem, ale nie zawsze udaje się Pani łączyć projektowanie kostiumów z tworzeniem scenografii…

– Nie to, że się nie udaje… Lubię pracować nad całością, ale niekiedy tworzenie dekoracji wymaga takiego olbrzymiego zaangażowania, chodzenia i dbania o wszystko, że nieraz rzeczywiście dzielę się pracą.

* Zmierzam do tego, czy ma Pani swoich ulubionych scenografów, z którymi lubi Pani pracować?

– Fantastycznie pracowało mi się na przykład z Andrzejem Kreutz Majewskim. On zresztą zażyczył sobie, żebym ja projektowała kostiumy i zrobiliśmy razem Sny Lautreamont’a w Teatrze Studio. Byłam bardzo zadowolona, bo powstała piękna całość. W scenografii jestem minimalistką, oczywiście zależy co robię, bo na przykład teraz z Teatrem Montownia robiłam taką bardzo nowoczesną scenografię na Malarni i wykorzystywałam bardzo modne obecnie materiały typu pleksi, oksydowana blacha – słowem techno. Do tego były i techno kostiumy i światłowody i kwiaty z celofanu. I to robiłam w całości i fajnie się to udało.

* A jak się Pani przed kilku laty pracowało w Teatrze Osterwy z tym, który Panią zaprosił na wystawę do Lublina, czyli z Leszkiem Mądzikiem?

– No, też wspaniale! Od razu czułam, że tak będzie. Kostium to przede wszystkim faktura i przy bardzo tajemniczym, niezidentyfikowanym, poruszającym wyobraźnię świecie jaki zaproponował Leszek w Antygonie, ludzie pojawiający się w tej przestrzeni musieli się jakoś i w nią wtapiać i z niej wyróżniać. Wiedziałam więc, że kostium może być tylko abstrakcyjny, o bardzo zdecydowanej formie i bogatej fakturze załapującej światło. Chyba udało się to osiągnąć.

* Słowem, jeśli twórca Sceny Plastycznej zaprosiłby Panią jeszcze raz do współpracy, Pani nie odmówi?

– Bardzo, bo ja Leszka absolutnie podziwiam.

* Dziękuję za rozmowę.

Rozm. Andrzej Molik

Zofia de Ines

Scenograf teatralny, filmowy i telewizyjny. Ukończyła Wydział Architektury Politechniki Krakowskiej i studium scenografii ASP w Krakowie. Projektuje dla najwybitnijszych polskich reżyserów (m.in. Krzysztofa Babickiego, Kazimierza Brauna, Adama Hanuszkiewicza, Jerzego Jarockiego, Macieja Prusa, Henryka Tomaszewskiego) i teatrów. Ma w dorobku ponad sto kilkadziesią różnych realizacji w kraju i za granicą. Pracowała w Danii, Hiszpanii, Niemczech, USA i Wielkiej Brytanii. Projektowała kostiumy i scenografię dla większości scen operowych w Polsce, dla Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu i Teatru Pantomimy we Wrocławiu. Ostatnio pracuje często z awangardowymi zespołami baletowymi. Zajmuje się też rysunkiem, plakatem i stylizacją mody. Przed kilku laty zaprojektowała kostiumy do wystawianej w Teatrze Osterwy Antygony Sofoklesa w reżyserii Anny Chodakowskiej ze scenografią Leszka Mądzika.

Kostium to faktura

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: