Kurier przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* Nie powiemy, że mamy dziką satysfakcję z powodu sprawdzania się – a wszystkie symptomy na to wskazują – naszego ubiegłotygodniowego ponurego prorokowania. Jeśli co, jest to raczej ta odmiana Schadenfreude, która obraca się przeciw radującemu się wieszczowi na zasadzie „nie śmiej się dziadku z cudzego przypadku, bo…” itd. A przypomnijmy, że próbując szydzić z Naszych Drogich Drogowców, pocieszaliśmy ich prognozowaniem, że pod choinkę będą mieli święty spokój, bowiem prawdziwej zimy na Boże Narodzenie, takiej ze śniegiem i mrozem, nikt już nie pamięta. Ergo – na zasadzie analogii – nie może inaczej być i w tym roku. Teraz mamy moralniaka, czyli kaca moralnego, bośmy chlapę wykrakali. Jeśli tak samo będzie za tydzień w Wigilię, chyba się zupełnie zapłaczemy. Bogu dzięki, że Przyśpieszony się wówczas nie pojawi i gębą ze wstydu przed ludźmi nie trzeba będzie świecić.

* A w ogóle wygląda na to, że Kurier Przyśpieszony wyruszył oto w ostatni kurs roku 1998. Na peron numeru sylwestrowego pewno się też nie załapiemy, więc żegnać trzeba się już dziś. Ale nie mamy zamiaru jakichś specjalnych uroczystości organizować i styp urządzać. Przejdziemy nad tą cezurą czasową do porządku i zajmiemy się tym, czym zajmujemy się co tydzień, osobliwie Naszymi Drogimi D.

* Bo niby czemu mamy Naszym D.D. odpuszczać? Tylko z powodu tego, że drażnieniem Opatrzności prawdopodobnie wysmażyliśmy im spokojne świętowanie? To niech chociaż wcześniej popracują! Mogli na przykład lepiej pracować w minioną niedzielę, wtedy gdy spadł deszcz i zaczął topić śnieg a wieczorem wszystko to zamarzło. Autobus z dzieciakami z zespołu folklorystycznego wracał do Lublina z koncertu w jakiejś Bychawie czy Bełżycach godzinami, bo się ślizgał z szybkością 10-20 km/godz. Do pracy nie zgłosił się w poniedziałek jeden z wysokich oficerów lubelskiej policji, bo uznał, że jazda z Roztocza po gładzi lodowej naszych dróg równałoby się samobójstwu i to zbiorowemu, jako że samochodem wieźć miał także rodzinę. Jeśli policja nie mogła pomóc, to kto mógł? Na pewno nie N. Drodzy D. Jak tydzień temu zdołaliśmy już ustalić, zapomnieli oni zupełnie, że do solarko-piaskarek także piasek się sypie a następnie z nich tym piaskiem gołoledź na drogach i ulicach posypuje. Więc niech przed gwiazdkową labą N.D.Drogowcy zrobią sobie kilka ćwiczeń pamięciowych i powtórkę z metod walki ze skokami pogodowymi o tej porze roku. Tej, przecież nadchodzącej dopiero zimy zima jeszcze nie raz i nie dwa ich zaskoczy.

* My natomiast powinniśmy się podszkolić z dziedzin podległych fiskusowi, bo wykazujemy w tych okolicach całkowitą ignorancją i rozbawia nas to, co prawdopodobnie bawić nas nie powinno. Ostatnio ubawiliśmy się po pachy otrzymując rachunek wypluty z czeluści kasy fiskalnej jednego z barów. Był to rachunek za jedno (powtarzamy: jedno!) piwo typu piwo. Po wstępie z nazwą firmy i jej adresem, nazwą klubu firmie podległego i jego adresem, telefonem i NIP-em oraz datą, godziną, jakimś dziwnym symbolem (#000000) i napisem KASJER 1 01, w słupku wypisane było co następuje:

PIWO FULL LIGHT A *5 00

SUMA *5 00

DO PTU A *5 00

PTU A *0 90

SP.OP.A *4 10

SUMA PTU *0 90

GOT. *5 00

BON NR 000095

PAR.FISK. NR 000086

DY 98026608

W ostatniej linijce tego dzieła końca XX wieku, którego nawet nie próbujemy zrozumieć, symbol DY poprzedzał jakiś drukowany bazgroł będący krzyżówką swastyki i liter FP. Dobrze, że to wszystko zobaczyliśmy dopiero po wypiciu złocistego napoju z pianką, bo niechybnie byśmy się nim zakrztusili. I nikt zapewne by nie uwierzył, że zejście nastąpiło nie za sprawą piwa ale fiskusa.

* A jeszcze a propos piwa. Ostatnio w naszym prawdziwie ulubionym klubie podsłuchaliśmy, jak nasz ulubiony (też prawdziwie) kelner, pan Janeczek, który do poliglotów bez wątpienia nie należy, swobodnie dialoguje z angielskojęzycznym gościem klubowej restauracji, który dopytywał się, czy otrzyma jakieś „black bear”. – Z bleków to mamy tylko porter – odrzekł elokwentnie pan Janeczek. Czy ktoś wypił tak nawarzone piwo, nie wiemy.

* Na pożegnanie roku 1998, tradycyjny napis z muru (bez pochwał), który być może jest plagiatem (jakbyśmy już gdzieś słyszeli tę sentencję), ale ma wiele uroku. Brzmi: VIAGRA, NADZIEJA I MIŁOŚĆ. Czego i Państwu w nadchodzącym Anno Domini 1999 życzymy!

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: