Kurier Przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładm jazdy)

* Jest środa, godzina 9.30 rano, siadamy do pisania niniejszych słów i chociaż pogoda za oknem paskudna, cieszymy się bardzo a nawet w dwójnasób, bo to i zaraz znowu nawiążemy (lub nie) intymny kontakt z naszymi wiernymi (lub nie) Czytelnikami a na dodatek mamy do tej czynności wyśmienitą iluminację. Nie chodzi przy tym o iluminacje umysłową czyli formę nawiedzenia a o konkretne oświetlenie, bo oprócz słońca, ukrytego co prawda za chmurami, ale wszak dostrzegalnego (jest przecież jasno, jak to w dzień), światła przydają nam także wciąż włączone latarnie uliczne. Widno jest zresztą od dawna (wschód słońca: 7.31) a one świecą. Może tak świecą dlatego, że nie są to w gruncie rzeczy latarnie uliczne, tylko alejkowe? Ot, takie piękne kulki o żółtym zabarwieniu, które zafundowała mieszkańcom pobliskich osiedli administracyjnie rezydująca obok spółdzielnia Motor. Cieszymy się więc, ale i zastanawiamy, czy przypadkiem iluminacja nie odbywa się za nasz czynszowy grosz. A że jesteśmy tego pewni, tym bardziej się zastanawiamy. Bo czy to jakiś administrator nie miał nagłego ataku iluminacji (wyjaśnienie terminu powyżej) i nie stwierdził, że od dziś latarnie będą świecić dłużej, żeby – na ten przykład – służby porządkowe dobrze widzieły, skąd jeszcze zabrać zwały brudnego śniegu zalegające alejki i uliczki osiedlowe od czasu niedawnego wściekłego ataku zimy. Zapewniamy obiekt umysłowego olśnienia, że to nie pomogło! Pod naszymi oknami wciąż sterczą takie smutne zlodowociałe hałdy, które zabierają miejsce parkującym samochodom.

* Problem jest oczywiście szerszy, jako że podobne góry zgarniętego śniegu spotkać można i na ulicach w centrum czy na drogach – jak to się drzewiej mawiało – pierwszej kolejności odśnieżania (termin ten został zakatrupiony, zapewne z powodu jego socjalistycznej proweniencji). Nie pomagają ulewy i dodatnie temperatury – swołocz nie chce się sam dobrowolnie roztapiać. Zaparkowanie samochodu w niektórych miejscach śródmieścia wciąż stanowi problem, bo chociaż Nasi Drodzy Drogowcy uruchamiają jakiś sprzęt sprzątający te zawalidrogi, czynią ta z pewnymi oporami. Widać szykują się na kolejny (oczywiście niespodziewany) atak zimy i rzeczony sprzęt oraz forsę przeznaczoną na akcję odsnieżania oszczędzają. Tej ostatniej podobno już jest niewiele w tegorocznym budżecie miasta a wiadomo, że budżet na rok następny nasi sprawni i mało konfliktowi rajcowie miejscy będą tradycyjnie zatwierdzać do kwietnia albo i do maja. A wtedy wiosna już wściekła nastanie i wszelkie śnieżne problemy w sposób naturalny rozmyją się.

* Żeby nie maltretować jedynie Naszych Drogich D. z miasta Lublina, zaznaczamy, że ich Bracia Mniejsi z miasta Świdnika podobnie biedzą się z kopcami starego śniegu a nawet mają (to znaczy – mieli) pyszne pomysły na temat tego, gdzie je kształtować. Na jednym z centralnych skrzyżowań, na rogu Niepodległości (dawniej Sławińskiego a jeszcze dawniej Bieruta) i Lotników Polskich (dawniej Przodowników Pracy, bo tą ulicą dążyła do roboty załoga WSK by spełniać produkcyjny czyn) usypali śnieżną górkę na jego środku. Dokładnie rzecz nazywając, górka powstała na wysepce rozdzielajacej dwa pasma ulicy LP (d.PP). Usypisko tak sprytnie ogranicza widoczność na skrzyżowaniu, że gdyby doszło na nim do wypadku, poszkodowani mogą biec natychmiast do sądu z pozwem przeciwko świdnickim Braciom M. Naszych D.D. Niniejsze uwagi będą mogły wówczas służyć jako dodatkowy materiał dowodowy, bo przecież nikt nie powie, że problemu nikt nie dostrzegł.

* Wspomnianą ul.Lotników Polskich, jak słusznie tym razem sugeruje nazwa, można dojechać także na świdnickie lotnisko, które, jak się okazuje, nie ma już przed soba świetlanej, komunikacyjnej przyszłości i pozostanie mu helikopterowo – aeroklubowa rola jaką pełni do tych pór. Jakoś musieliśmy przegapić (może byliśmy wówczas wyjechani) ten moment, gdy przymkniete zostały usta pieniaczom, którzy wykrzykiwali z perspektywy Świdnika: – Nie będzie nam Felin pluć w twarz! Widać opcja obrońców ciszy nad osiedlami Felina zwyciężyła, aczkolwiek my osobiści trochę tego żałujemy, jako, że na świdnickim lotnisku wychowaliśmy się a raz nawet dostaliśmy srogie razy w dolne partie pleców za skuteczne zagubienie się wśród samolotów i zniknięcie z pobliskiego domu (nasza ulica nie nazywała się wówczas nawet Bieruta i adres brzmiał: blok 10c) na cały dzień. Sprawa powróciła do nas czkawką, gdy na jednym z rozlicznych naszych festiwali poznaliśmy uroczą panią Dominikę, która została nam przedstawiona jako reprezentantka… Lubelskich Linii Lotniczych. Okazuje się, że takie – przynajmniej na papierze – istnieją. Założył je niejaki Akmal Shaikh, Pakistańczyk rezydujący w Londynie, właściciel linii Air Lajiz International (w życiu o nich nie słyszeliśmy), który z racji posiadania polskiej żony, łaskawie spogląda na nasz kraj i – jak się okazuje – nasze miasto. To pani Dominika, która przyjechała na rozmowy z władzami miasta, uświadomiła nas w kwestii lotniska w Świdniku i stwierdziła, że chociaż LLL (ładny skót, nieprawdaż?) mają dysponować małymi smolotami na 20-40 pasażerów, które już dziś mogłyby tam lądować, bez ostatecznych decyzji wszelkie pertraktacje są zawieszone w próżni a wszystkie obietnice należą do tych pisanych patykiem po wodzie. Nam tam w każdym raziem świdnickiego lotniska żal, bo jak się rzekło, sentymenta pozostały.

* A że zrobiło się tak świdnicko, zakończymy napisem z muru (bez chwalb), który już zapewne nie istnieje, ale o którym opowiedziano nam dopiero ostatnio (dziękujemy ci Wisienko!). Jest tak piękny, że wciąż wart zacytownia. Tkwił gdzieś w okolicy hali sportowej Avii Świdnik, bo widoczny był z jej okien i brzmiał następująco: LENIN NIE UFAŁ ESKIMOSOM!

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: