Kurier Przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkladem jazdy)

* Zastanawiamy się niekiedy, czy Nasi Drodzy Drogowcy (to ci, których wkrótce kompletnie zaskoczy zima) posiadają jakieś służby patrolowe przyglądające się temu, co się dzieje na jezdniach i czy one dają sygnał do centrali, że na przykład na trasie do Łęcznej koło Turki paskudnie zapadła się jezdnia a na szosie piaseckiej leżą martwe, rozjechane przez samochody zwierzęta. A problem, jak wszyscy wiedzą, istnieje. Jechaliśmy w poniedziałek wieczorem do Świdnika i na niedługim odcinku natknęliśmy się na aż dwa zabite psy i jednego kota. Dobrze, że akurat ta trasa z Lublina jest niemal cała oświetlona latarniami (brakuje ze dwa kilometry na dwupasmówce w okolicach Krępca, zatem i tu – postulat do władz powiatowych – można by zlikwidować ciemności) i te – pardon za słowo – przeszkody widać z daleka, bo bez trudu potrafimy je ominąć. Jednak na taką chociażby wspomnianą drogę do Łęcznej podobne udogodnienia cywilizacyjne jeszcze nie dotarły, ciemno tam, że oko wykol, przeszkoda w postaci martwego zwierzaka pojawia się w reflektorach późno i – bywa – nie zdążymy jej ominąć. Niebezpieczne? Jak piorun! Znamy przypadki, że takie próby kończyły się wypadnięciem z trasy a nawet zdeżeniem z nadjeżdżającym z przeciwka samochodem. No więc, są takie służby u Naszych Drogich D. czy ich nie ma? Jeśli tak, niechże ich informacje bardziej skutecznie uruchamiają odpowiednią reakcję (to znaczy, niech ktoś wysyła na miejsce wyspecjalizowane oddziały Naszych D.D.). Jeśli nie, szybko trzeba odpowiednie patrole stworzyć.

* Bo w samym mieście, przynajmniej teoretycznie, nie ma z tym problemu – gospodarze pobliskiej posesji posprzątają lub przyjedzie wóz MPO (KomEko) i zezwłok zabierze. Sądzimy, że mogłyby się – przynajmniej w kwestii informacyjnej – dokładać do sprawy różne towarzystwa opieki nad zwierzętami. Byłaby to taka pośmiertna posługa wobec przyjaciół ludzi, jakimi są domowe zwierzaki. Brzmi to być może dosyć koszmarnie, ale przecież jesteśmy coś winni tym wiernym nam istotom, tym bardziej, jeśli nie potrafiliśmy się nimi odpowiednio zaopiekować i upilnować, żeby nie dokonywły żywota pod kołami samochodu.

* Podczas redakcyjnych dyżurów otrzymujemy (nie tylko my, wszyscy dziennikarze Kuriera) niekiedy telefony, z którymi nie zawsze wiadomo co robić, bo albo balansują na granicy donosu, albo informują o sytuacjach, w których trudno ustalić czyjąś winę i nie bardzo wiadomo w jaką stronę kierować apel, żeby sprawę – nieprawidłowość, niesprawiedliwość, dewiację -uzdrowić. Drugi z przypadków zdażył się nam w minioną sobotę. Zadzwoniła pani, która przeżyła bardzo niemiłą przygodę w autobusie linii nr 13. Do pojazdu MPK wsiadła kobieta najwyrażniej niezrównoważona, która bardzo głośno, nie żałując przekleństw, zaczęła obrażać po kolei niemal wszystkich pasażerów. Czytelniczka próbowała interweniować u kierowcy, ale ten odrzekł: – Proszę pani, ona jeździ „trzynastką” nawet po kilka razy dziennie, wsiada zawsze na Czechowie koło kościoła z koroną i zawsze tak na wszystkich wykrzykuje. Kierowca opowiadał to z lekkim uśmiechem, ale i słusznie się pytał, co może zrobić w takim przypadku. Trudno rzeczywiście, żeby skręcał autobusem w stronę najbliższego posterunku i tam odstawiał dokuczliwą pasażerkę-gapowiczkę. Trudno też, żeby policjanci czy strażnicy miejscy jeździli w kółko „trzynastką” i czatowali na kobietę. No i co można robić dalej? Izba Wytrzeźwień to nie ten adres, czy więc odstawiać chorą umysłowo wprost do Abramowic? Sprawa jednak jest wbrew pozorom dużo bardziej poważna niż to z naszego opisu wygląda. Oszalała kobieta potrafiła dostrzec interwencję naszej rozmówczyni i wyszła za nią na przystanku. Tam wyciągnęła z torby bagnet (sic!) i się odgrażała. – Chcesz, to cię załatwię – wyrzuciła groźbę wymachując bagnetem przed oczami Bogu ducha winnej pasażerki. Więc zrobić coś trzeba, tylko kto i jak to uczyni?

* Zdarzają się też przypadki tragikomiczne. W poprzedni poniedziałek zadzwoniła rozżalona kobieta, która wychodząc z autobusu MPK złamała obcas w bucie. Akurat było to na końcowej pętli „siedemnastki”, pani stała bezradnie na ulicy a kierowca zamknął się w autobusie i śmiał się do rozpuku z zaistniałej sytuacji i ani mu było w głowie, żeby kobiecie – w końcu poszkodowanej w pojeździe MPK – w czymkolwiek pomóc. Polski dżentelmenik.

* Telewizję oglądamy wyłącznie późno w nocy, bo tylko wtedy potrafimy wykroić trochę czasu dla siebie i marzy się nam wówczas obejrzenie jakiegoś dobrego filmu. Mamy do tego prawo, albowiem płacimy za to co miesiąc niebagatelne pieniadze Polskiej Telewizji Kablowej, dziś już nazywającej się UPC Telewizja Kablowa, bo ją przejął jakiś zagraniczny moloch medialny wysysający z nas gotówkę. Ssanie jest bezwzględne, jeśli chwilowo (a wisi to w powietrzu od dłuższego czasu, mamy do tego nosa) nie rosną obecnie już astronomiczne opłaty abonamentowe, to operator zaczyna wprowadzać reklamy do programów, za które już zabuliliśmy i powinniśmy mieć luksus ich oglądania bez przymusowych przerw z kretyńskimi zupełnie anonsami. Najbardziej ukochaliśmy przerywniki w programie Hallmark, gdy jakieś indywiduum doradza nam grobowym, nawiedzonym głosem, żebyśmy nie regulowali odbiorników i nie zmieniali programu, bo zaraz wrócimy do oglądania filmu. W ogóle, kiedy słyszymy skromniutką zapowiedź: „Hallmark, telewizja wyższego rzędu”, dostajemy torsji a nóż się nam w kieszeni sam otwiera. Kiedyś na Hallmarku leciały filmy jeden po drugim, jak w HBO (oddzielna opłata i zaiste reklam brak). Teraz, nie dosyć, że odnosimy wrażenie, iż znamy je już wszystkie, to wtrynia się nam jeszcze reportaże o realizacji filmów, którymi ta sieć najbardziej się szczyci. Flaki się znowu przewracają, jako że znamy już każdy szczegół nakręcania co najmniej trzech sztandarowych produktów TV Hallmark. Jeden opowiada o końskiej terapii, drugi o trudnym adaptowaniu się dziewczynki z pierwszego małżeństwa ojca w jego nowej rodzinie, trzeci o tym (to jest dopiero kuriozum!), jak młoda Amerykanka wsiadła (umownie, rzecz jasna) w wehikuł czasu i wylądowała w… obozie koncentracyjnym. Istne arcydzieła! I wciskanie nam kitu, że tak rzeczywiście jest, ma skutek odwrotny do zamierzonego przez nadawcę. Nic, tylko mu pogratulować!

* Jakoś nie znaleźliśmy kablowo-telewizyjnych napisów z murów (których nie pochwalamy), więc może za komentarz niech posłuży taki: LUDZIE MYŚLCIE, TO NIE BOLI!

Polecam się

SWAMolik

Kategorie: /

Tagi:

Rok: