Kurier Przyspieszony

Podróże kształcą

Ta stara prawda brzmi już jak komunał, ale kolejny raz na własnej skórze mogliśmy się przekonać, że zaiste podróże kształcą. Nauki pobierane w wędrówkach może nie są odkrywcze, świata się nimi nie zrewolucjonizuje, jednak bywa, że dają do myślenia.

Dzięki wyprawie w stronę Złotej Pragi, którą odbyliśmy w miniony weekend, poczyniliśmy kilka takich obserwacji. Nim wsiedliśmy do autobusu, który miał nas dowieść do miasta Kafki i Hrabala, Golema i Szwejka, należało się dostać pociągowo do Wrocławia. I tu nastąpiło zaskoczenie. Biuro obsługujące wyjazd dostarczyło bilety na trasę wiodącą przez… Warszawę i Poznań. – Gdzie Rzym, a gdzie Krym?! – łapali się za głowę znajomi, którym opowiadaliśmy o tym. A jednak w tym szaleństwie była metoda.

Okazało się, że ekspres Lubuszanin jadący via rzeczony Poznań odjeżdża z Lublina o godz. 14.44 i do miasta targów dociera o godz. 20.01. Tam trzeba było się przesiąść na pojazd zmierzający przez Wrocław, wystartować o 20.15 i o 22.30 po wykonaniu pętli już można było się witać z dworcem stolicy Dolnego Śląska. Tymczasem zmierzający zdawałoby się prostszą trasa pospieszny Lublin – Wrocław (m.in. przez Radom) wyrusza z naszego grodu zaledwie osiem minut później, o 14.52, ale na miejsce dociera później już o godzinę, bo o 23.37! Dla jasności dodamy, że pierwsza z tras jest dłuższa od drugiej o całe 90 km, więc logika wskazuje, że powinno się nią podróżować znacznie dłużej.

Jakie wnioski można wyciągnąć z tej małej lekcji? Pierwsza i podstawowa: nie wierzmy logice, w PKP ona nie obowiązuje. To co prostsze okazuje się być dużo bardziej pokrętne. Wniosek drugi: trasy kolejowe podlegające rządom lubelskiej i sąsiednich dyrekcji na południu kraju są znacznie gorsze od tych zawiadywanych przez stolicę i Wielkopolan. Nasza polskość typu B i w tym się przejawia. Inne podsumowania mogą sobie Państwo dopisać sami. Wyglądają tak strasznie jak te dwa wagony doczepione do pociągu Warszawa – Kijów, który startuje ze stolicy o 21.32 jako ostania szansa powrotu z niej wieczorem do Lublina. Obraz podstawowy: liszajowate kanapy, zalane toalety, powyrywane lustra i pozrywane przez zaradnych kolekcjonerów dorabiającach się na surowcach wtórnych aluminiowe półki.

Reszta w pociągach normalna. Puszka Tyskiego w Warsie – w sklepie zawsze tańsza niż 3 zł – za 7 zł. Kiełbasa zbójnicka w cenie rzeczywiście zbójnickiej. Natomiast w Poznaniu prawdziwe pocieszenie dla palących. Tam na peronach w przeciwieństwie do wszystkich stacji w kraju wyznaczono miejsce dla tych, którzy poddali się temu nałogowi. A napis z muru? Nie będzie. Będzie reklama dostrzeżona przez okno: „Przegląd Koniński… od razu jasno”. Kie licho? Żarówki dodają zamiast atlasu?

ANDRZEJ MOLIK

Kategorie: /

Tagi:

Rok: