Kurier Przyspieszony

Naszych zadziwień ciąg dalszy

Andrzej Molik

Kiedy przed tygodniem pisaliśmy o naszych codziennych zadziwieniach, zabrakło miejsca na jedno z największych jakie przyszło nam przeżyć w ostatnich dniach. Otóż zadziwiliśmy się niepomiernie i to bardzo mile pewnym telefonem, bo sprawił on, iż znów uwierzyliśmy w to, że ktoś przejmuje się tym co wypisujemy w Przyspieszonym.

Telefon był bezpośrednim skutkiem „Scen rodzajowych z pojezierza”, czyli felietonu sprzed dwóch tygodni. Pisząc tam o zadziwiajacych obyczajach handlowców z nadjeziornych terenów w okolicach Łęcznej, podaliśmy m.in. przykład ekspedientki z Domu Handlowego w Ludwinie, która usłyszawszy, że obsługuje klientkę miejscową a nie przyjezdną, zmniejszyła jej cenę żądaną za klapki. W tej to sprawie zadzwonił sam prezes Gminnej Spółdzielni, tworu dawnej epoki, który dzielnie próbuje trwać w dobie wściekłego kapitalizmu.

Pan prezes upewnił się czy chodziło nam o placówkę podległą GS i stwierdził, że w tej sprawie przeprowadzono wewnętrzne dochodzenie, bowiem tekst psuł dobrą opinię firmy. Stwierdził też, że taki cenowy manewr pani zza lady jest niemożliwy, bo przecież działają tam kasy fiskalne i poprosił, żeby umieścić stosowne sprostowanie. Sercem i duszą jesteśmy z tak przejmującymi się o imię firm ich szefami, zrobiło się nam więc głupio, że może świadek tej sceny coś nam pokręcił w swej relacji, że może rzeczywiście nie chodziło o Dom Handlowy, tylko o inną placówkę. Dlatego skontaktowaliśmy się raz jeszcze z osobą, która nam to wszystko opowiedziała.

Ponieważ uważamy ją za bardzo wiarygodną, ze smutkiem stwierdzamy, że sprostowania nie będzie, aczkolwiek i my nie rozumiemy jak „żena za pultem” (pamiętacie Państwo taki uroczy socjalistyczny serial czeski?) poradziła sobie z progiem pt. kasa fiskalna. Rzeczywistość okazała się zresztą jeszcze weselsza niż sądziliśmy. Nasz świadek dołożył nam kolejny kwiatek ze sklepu w Ludwinie. Otóż gdy klientka spytała, ile kosztują lniane ściereczki, padła odpowiedź z ceną, ale i dbała o interesy swej firmy sprzedwczyni udzieliła kobiecie rady. – Niech pani idzie na drugą stronę ulicy do Ruskich, u nich są dużo tańsze – rzekła z rozbrajającą szczerością.

Pana prezesa w tym miejscu przepraszamy za nagłośnienie sprawy, ale jako szef musi posiadać wiedzę, że są ludzie i ludziska i że w najlepszej załodze znajdzie się jakaś czarna owca. On sam nic z tym nie będzie mógł począć, dopóki osobiście nie usłyszy od pracownika, że lepiej iść po zakupy do konkurencji. To, że do nas zadzwonił, uważamy za piękny gest w obronie imienia firmy i dlatego przyznajemy prezesowi naszą nagrodę w postaci uścisku dłoni. Cieszymy się, że są jeszcze tacy szefowie, bo inni potrafią być bardzo różni. Ostatnio np. usłyszeliśmy opowieść o nowym dyrektorze jednego z lubelskich szpitali, który do tamtejszych lekarzy mówi: – Zwracam się do waszych kawałków mózgów, a do pracownicy: – Jak panią widzę, to mi się chce rzygać.

Owemu miłemu dyrektorowi dedykujemy instruktażowy napis z muru (bez chwalb): „Bądź sadystą – bij się w piersi”.

Kategorie: /

Tagi:

Rok: