Kurier Przyspieszony

Samo centrum drzwi

Andrzej Molik

Czasy mamy ciężkie. Ta konstatacja brzmi dziś jak komunał, osobliwie na Lubelszczyźnie toczonej zarazą likwidacji zakładów, ogromnym bezrobociem i w ogóle straszliwymi skutkami recesji, a także niefrasobliwych rządów. Wcale się nie zdziwimy, jeśli w niejednej rodzinie padają słowa, które po I wojnie wypowiadała do swoich dzieci nasza babcia. Kiedy pytały się z czym podaje dziś chleb, odpowiadała: – Ze słowem bożym.

Czy zatem tak bardzo należy się dziwić, że PRL pięknieje w oczach Polaków i po raz pierwszy po przełomie dziejowym ma lepsze notowania w narodzie niż obecne czasy wściekłego kapitalizmu? Ten sentyment za komuną rzecz jasna może śmieszyć i słusznie staje się obiektem satyrycznych tekstów o Naszej Polskiej Zbiorowej Amnezji. Nam osobiście pamięć się poprawiła, gdy przeczytaliśmy, że do zbioru tekstów „Nostalgia. Eseje o tęsknocie za komunizmem” dodano „Słownik swobody XX wieku w języku białoruskim”.

To dzięki niemu przypomnieliśmy sobie o hotelowszczikach, jak z kolegami paskudnie nazywaliśmy w Świdniku mieszkańców hoteli robotniczych, zwanych też ćwierćinteligencją półpracującą. Atrybutem takiego hotelowszczika był ortalionowy płaszcz przewiązany paskiem w okolicach pupy. A w słowniku o tym krzyku mody połowy lat 60. przeczytać można, że dzięki ortalionom „aleje seksualnie szeleściły”. Najlepsza jest jednak definicja banana. Jego konsumowanie było „dowodem solidarności z narodami Afryki i Azji, które obrały drogę socjalizmu”. Pychota! Jakże słusznie autorka omawiająca eseje w jednej z gazet napisała, że „nostalgia otula to co zapamiętane czułością niwelującą konty”.

Co się zaś tyczy naszych czasów, to my, nieszkoleni ekonomicznie, nie potrafimy pojąć eksplozji różnych pokątnych firm oferujących kredty gotówkowe. Przystanki MPK, rynny kamienic na Starym Mieście, ogłoszeniowe strony gazet pełne są anonsów krzyczących: „Bez poręczyciela! Okres spłaty do 3 lat. Osoby samotne do 3000 zł. Małżeństwa z jednym dochodem („jeden dochód”, „dwa dochody” – ładne kwiatki językowe, nieprawdaż?) do 6000 zł.” Itd, itp, a na końcu zawsze: „Zadzwoń!!!” Zapewne to w jakiś sposób się opłaca oferującym kredyt, bo inaczej w inters by nie wchodzili. Jednak ilość tych ogloszeń – i to akurat wiemy – jest jeszcze jednym dowodem na wszwchogarniającą nas biedę.

Biedę więc mamy, ale z tonu nie zamierzamy spuszczać. Jak zakładamy interes handlowy, to nawet jak on mikrutki, to musi zwać się Delikatesy lub Supermarket. Jak coś organizujemy, to koniecznie to coś musi się zwać Centrum. Jakoś jeszcze potrafimy zdzierżyć Centrum Powołaniowe pewnej instytucji kościelnej. Gorzej już nam idzie ze strawieniem nazwy Centrum Informacji o Kultach Destrukcyjnych (dla zaintresowanych: tel.743-79-84). Jednak zupełne mistrzostwo świata bije centrum spotkane po drodze nad Piaseczno. Otóż jest to – cytujemy – Centrum Drzwi. Czyżby tam wyznaczano samo centrum drzwi, w którym wypada powiesić elegancką kołatkę?

A napis z muru (bez pochwał) mamy z czasów, które tak nostalgicznie naród ostatnio hołubi: „Rosjanie Nie – Rosjanki Tak”.

Kategorie: /

Tagi:

Rok: