Kurier Przyspieszony

Kreatorzy rozkładów

Andrzej Molik

W życiu nie sądziliśmy jak fascynującą lekturą mogą być rozkłady jazdy komunikacji miejskiej drukowane aktualnie przez nasz rodzimy duży Kurier. Na ich subtelności zwrócił nam zresztą uwagę pewien człowiek zbliżony do ratusza, konkretnie do sal obrad miejskich rajców, a nie do urzędniczej nadbudowy tego samorządowego molocha.

Opowidział nam otóż, jak to po słynnym lipcowym porozumieniu pomiędzy MPK i przewoźnikami prywatnymi, dzieła stworzenia wspólnych rozkładów jazdy na sierpień podjął się pracownik naszej miejskiej firmy komunikacyjnej. Wykazał tak ogomne serce wobec konkurencji, że na jaką rozpiskę autobusową się nie spojrzało, to pojazdy prywaciarzy odjeżdżały z przystanków tuż przed tymi z napisem MPK. Nie trzeba chyba wyjaśniać, że w ten sposób – jak to się mówi – uszył buty własnemu przedsiębiorstwu pozbawiając je dziesiątków czy setek pasażerów podebranych firmie przez autobusy prywatne. W sferach komunikacyjno-rajcowskich zawrzało od plotek o konotacji negatywnej (korupcja?).

Ponieważ jednak bliższa koszula ciału, pochylimy się nad rozkładowym problemem, który dotyka nas osobiście. Mieszkamy w osiadlu (40-lecia, głęboka Kalina), z którego startują dwie linie autobusowe – nr 5 i 32. Nie są rekordzistami pod względem ilości kursów, na godzinę zdarzają się najwyżej trzy (tylko raz cztery), więc przy spóźnieniu oczekiwanie na kolejny wynosi czasem i pół godziny. W takich wypadkach chciałoby się wskoczyć do autobusu drugiej linii, która aż do Krakowskiego niemal pokrywa się z pierwszą (piątka robi większe koło jadąc przez Ponikwodę, ale na Lwowskiej linie się znowu stykają). Szkopuł w tym, że rozkłady autobusów odjeżdżających z ul. Daszyńskiego musiały tworzyć dwie różne osoby (nie podejrzewamy, że taki pasztet wyszedł z jednych rąk), którym w jakiś cudowny sposób odjazdy 5 i 32 niemal się pokryły.

Oto kilka przykładów tej zadziwiającej koordynacji. Na pierwszym miejscu linia nr 5, na drugim 32. Godziny: 5.12 i 5.13, 6.07 i 6.08, 8.05 i 8.05 (!), 9.36 i 9.33, 11.10 i 11.10 (sic!), 11.30 i 11.30 (tak, tak!), 13.44 i 13.46, 14.48 i 14.49. I tak dalej do samego wieczora (np. 19.40 i 19.38). Nasze dziecko dojeżdżające do szkoły w śródmieściu opowiada, że to działa i w druga stronę, i że jak mu oba autobusy uciekną, to na nastepne, tak jak pod domem, czeka 20-30 minut a bywa, że dłużej. Nic tylko kreatorom rozkładów pogratulować i życzyć, żeby dopadły ich wszystkie te psy, które pasażerowie na nich wieszają.

Dedykujemy im też stary autentyczny napis (nie pochwalając) z pewnego lubelskiego przystanku: „Czekam na autobus. Zawiadomcie rodzinę”.

Kategorie: /

Tagi:

Rok: