Kurier Przyspieszony

Bezczelności moc

Andrzej Molik

– Pan jest bezczelny! – strofowała nas w zaprzeszłej, acz wcale nie tak dawnej epoce ekspedientka z mięsnego, gdy po bezskutecznych próbach kupienia kawałka habaniny próbowaliśmy poprosić o – pozorne oczywiście – remedium tamtych czasów – „Książkę życzeń i zażaleń”. Tymczasem bezczelna była władza wciskająca ideologiczny kit i okradająca lud, który w systemie marzeń miał ją sprawować.

Czasy się zmieniły i objawił się inny typ bezczelności bazujący nie na tupecie systemowym, a jednostkowym. Czasem nazywa się ją zaradnością, operatywnością, siłą przebicia i różnie jeszcze, ale dla nas pozostaje ona wciąż bezczelnością, bo tak nas wychowano, że uważamy iż pewnych rzeczy nie wypada robić. Czyż nie jest bezczelny młody rzutki dziennikarz, który przychodzi do zacnego jubilata na wywiad i komunikuje mu, że nic o nim nie wie, zatem prosi, żeby ten mu o sobie coś powiedział? Czyż nie jest bezczelny członek ludowego stronnictwa kandydujący do władz samorządowych, który swe wyborcze plakaty przybija do drzew? Czyż nie jest taki ów fachura odpowiedzialny za kładzenie kabla na ul. Ruskiej, który nie mógł nie wiedzieć, że pod koniec lata remontowano i stawiano tam mur zapobiegający osuwaniu się ziemi ze wzgórza Czwartku i kładzono nowe chodniki, ale dopiero po zakończeniu owych prac zarządził w tym miejscu kopanie rowów na kabel?

Przykładów bezczelności można dziś podawać na kopy. Zadziwia bezkarność precederu i pogodzenie się społeczeństwa z takimi zachowaniami, przyjmowanymi co najwyżej machnięciem ręką. Nam osobiście najtrudniej ją machać w przypadkach prób bezczelnego wykolegowania nas. Osobliwie na polu finansowym, i to przez ludzi z kulturalnych sfer, bo do takich winno się zaliczać tych, którzy – przynajmniej w deklaracjach – chcą dbać o edukację narodu.

Szkoły językowe to musi być dziś dobry biznes, skoro jest ich aż tak dużo, że we wrześniu reklamujące je afisze zdominowały nawet inseraty lichwiarzy pożyczających pieniądze. Ale właściciele szkół, chociaż plakaty często krzyczą: „Ceny z ubiegłego roku!!!”, lubią dodatkowe bezczelne manipulacje. Wycofaliśmy dziecko z jednej z nich, bo wprowadziła tak zawiły system opłat, że nie potrafiliśmy się w nim połapać, a to mogło oznaczać katastrofę w portfelu. Wycofaliśmy, i mamy za swoje. Oto nowa szkoła (angielska) zaskoczyła nas zupełnie bezczelną informacją, że za październik płacimy nie 180 a 260 zł. Tłumaczenie? Sciągają I ratę za czerwiec 2003 r.! Drugą zapłacić mamy w styczniu. Czyli właściciel szkoły przez długie miesiące operował będzie naszymi pieniędzmi, inwestował, grał i robił co chciał, a nam zabraknie forsy w miesięcznym budżecie.

Możemy zrozumieć, że szkoła językowa zabezpiecza się przed niuczciwymi uczniami, którzy przed końcem nauki uciekają bez płacenia. Ale zapomniała chyba o tej kretyńskiej decyzji MEN, że certyfikaty językowe nie będą od 2005 r. zwalniać z matury. To oznacza radykalny spadek zainteresowania nauką języków obcych, a może też krach szkół. Zatem swoją bezczelność manipulanci muszą powściągać, o czym – sami mocno zaintresowani tematem – bezczelnie im komunikujemy i na drogę dodajemy napis z muru (bez chwalenia): „Wykształcenie nie piwo nie musi być pełne”.

Kategorie: /

Tagi:

Rok: