Kurier przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* No, i powiało! Śniegiem i zgrozą. Dziś sytuacja wydaje się opanowana, ale wszyscy pamiętamy co się działo w poniedziałek po pierwszej nawałnicy a w zasadzie w jej trakcie. Oblepione białym puchem samochody ciągnęły się gęsiego w tempie ślimaków przekraczających szwajcarską autostradę. Ślizgały się na licznych lubelskich górkach. Kręciły piruety, które – jako, że nie zaplanowane – niewiele miały z wdzięku łyżwiarki, za przeproszeniem, figurowej. Stukały o siebie udając kieliszki szampanowe na wielkim śnieżnym raucie i jak one często się rozpryskiwały. Słowem – hekatomba. I nie chodzi już przy tym o tradycyjne nieprzygotowanie Naszych Drogich Drogowców, bo ich pługi i solarko-piaskarki dało się dosyć szybko zauważyć w akcji. Chodzi o bezgraniczną bezsilność Naszych Drogich D. w takich ekstremalnych sytuacjach. W żaden sposób nie potrafią oni okiełznać żywiołu, dopóki on sam się nie uspokoi. Wszystkie zabiegi Naszych D.D. przypominają wówczas jedynie jakieś przyruchy, działania pozorowane, startowanie z widłami na księżyc. W czym rzecz? Wydaje się, że w braku środków, wysoce wyspecjalizowanego sprzętu i – generalnie – w jego małej liczbie. W takich sytuacjach pozostają N.D.Drogowcom w odwodzie modły do opatrzności, żeby ta się zlitowała i więcej takich śnieżnych dowcipów jak w poniedziałek nie czyniła.

* Źle było w Lublinie, ale naszemu koledze zachciało się wychylić nos za opłotki, pardon, za rogatki. Opowiadał, że przeżył tam koszmar. Nic dziwnego, ze po powrocie do miasta, ziemię z wdzięczności za ocalenie całował. Dokładnie – śnieg grubą wrstwą ziemię przykrywający.

* Wobec zimowego żywiołu bledną inne komunikacyjne problemy, ale przecież gdy tylko trochę mróz zelży i śnieg stopnieje, powraca jak pewien australijski przyrząd myśliwski temat zakorkowanego centrum. Nie będziemy, tak jak inni, proponować rozwiązań tymczasowych (zatoki dla trolejbusów i autobusów przy Głębokiej poniżej starego botanika) a wręcz przeciwnie, postaramy się dowieść do czego wszelkie prowizorki (wiadomo, że są najtrwalsze) prowadzą. Uważamy, że wiele lat temu zabrakło cierpliwości i konsekwencji budowniczym trasy W-Z. Zabrakło im zapewne i środków finansowych, ale nie dajmy się tak łatwo zwieść temu argumentowi. Przecież jakoś znalazła się forsa, żeby na odcinku prowadzącym przez Tatary, Bronowice i Majdan Tatarski wybudować wiadukty i stworzyć bezkolizyjne skrzyżowania. Trwało to, o czym już zdążyliśmy zapomnieć, straszliwie długo. Wyglądaliśmy otwarcia całej trasy latami, ale… Ale teraz kroniki policyjne nie notują wypadków i stłuczek na przecięciu n.p. Al.Tysiąclecia z Łęczyńską-Hutniczą a na wlocie Dolnej 3 Maja w trasę czy jej skrzyżowaniu z Kompozytorów Polskich mamy ich tuziny tygodniowo. A to przy tworzeniu trasy W-Z trzeba było myśleć o wiaduktach prowadzących do centrum, zaprojektować je i próbować etapami realizować. Jak trudno takie zapóźnienie naprawić, dowiodła realizacja wiaduktu Poniatowskiego. Jednak i on jest dowodem, że warto było. Warto było mieć jego projekt i nawet w rytmie slowfoxa go budować. Projekty wspomnianych skrzyżowań (a także al. Solidarności z Unii Lubelskiej a nawet – odwagi! – z Lubartowską), zdaje się , że nie opuściły jeszcze desek projektantów. Więc mamy taką trasę tranzytową, jaką mamy, i tak zakorkowane centrum, jak widać. I jeszcze długo będziemy mieli! A prowizorkom – pokłon.

* Przypomniało się nam, po części stosowne do sytuacji wyzywające powiedzonko żydowskie, którego propagatorem jest Alosza Awdiejew. Brzmi ono: – Żebyś ty tak pojechał, jak zapłaciłeś! A stosowne jest tylko po częśći, bo przecież na inwestycje komunikacyjne solidnie bulimy i to nie tylko w postaci podatku drogowego.

* Napis z muru mamy też odpowiedni a co ciekawe, wydobyty z Internetu (dzięki, Marku, za dostarczenie!), więc nie musimy dziś dodawać, że nie pochwalamy. Oto on: KRETY PRZEJRZYJCIE!

Polecam się

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: