Kurier przyśpieszony

(odjeżdża zgodnie z rozkładem jazdy)

* I słowo ciałem się stało! Słowo drobne, marginalne, ale, jak się okazuje, prawdziwe. Wypowiedziane zostało w tym miejscu tydzień temu. Rzekło się, że Nasi Drodzy Drogowcy są bezgranicznie bezradni wobec żywiołu i nad sytuacją mogą zapanować dopiero wtedy, kiedy działanie nawałnicy pogodowej ustąpi. W mininą sobotę przytrafiło sie w aurze to, czego Nasi Drodzy D. boją się może jeszcze bardziej niż gwałtownej śnieżycy. Padała marznąca mżawka. Gołoledź – jak doniósł duży Kurier – doprowadziła do rekordowej ilości stłuczek; w samym Lublinie było ich coś ze 28. Wyjaśnijmy, że nie czuliśmy najmniejszej satysfakcji z powodu sprawdzenia się naszych proroctw (no, może skromniej: przeczuć). Ale też nie poradzimy Naszym D.D., co mają czynić, żeby nie doszło do kolejnego zwycięstwa natury nad ludźmi. Bo i czy człowiek, nawet uzbrojony w przeróżne cywilizacyjne zabawki, kiedykolwiek okiełzna przyrodę? Wątpliwe – na szczęście. Co nie znaczy, że walkę należy – ukłon w stronę N.D.D. – oddawać walkowerem.

* Zabrnęliśmy w rejony niomal filozoficzne, więc powróćmy na ziemię, do spraw banalnie prozaicznych. Wiemy, że przystanek autobusowy na Narutowicza przesunięto – i to po interwencji Kuriera – na skutek przebudowy skrzyżowania tej ulicy z Okopową i Górną (oraz z planowaną, biegnącą w stronę Rusałki). Wiemy, ale i zastanawiamy się, czy musiał być przesuwany w stronę placu Wolności, na niemożliwy do poszerzenia odcinek Narutowicza po drugiej stronie w stosunku do księgarni Bibliopola? Autobusy zatrzymujące się tam, tak skutecznie tamują ruch, że tworzą się kolejne korki w newralgicznym punkcie miasta. A do przystanku na placu raptem 150 – 200 metrów, do tego przy pomniku Kochanowskiego – jeszcze bliżej. Najwyraźniej w złym kierunku całe te przesuwanie poszło. Sprawa do przemyślenia.

* Inny drobiazg, który ujawnił się po finalizującej budowę deptaka przeróbce placu Łokietka. Kolor bruku położonego na ulicy w ciągu Królewska – Lubartowska tak mało różni się od barwy bruku na chodnikach przed Ratuszem i Bramą Krakowską, że szczególnie piesi beztrosko przekraczają niebezpiczną granicę nie zdając sobie sprawy, że idą już pośród samochodów. Sprawę pogorsza fakt, że ze względów estetycznych niemal nie podwyższono krawężników oddzielających poszczególne strefy. Obawiamy się, że po kilku potrąceniach przechodniów przez auta przyjdzie czas, że N.D.Drogowcy piękny bruk pomalują w pasy i zebry (ta istniejąca też jest ledwo widoczna, szczególnie po opadach śniegu), bo same pionowe znaki nie wystarczą. Uroki braku wyobraźni.

* Obserwujemy budowę szeregowców pod naszym oknem a także remonty kamienic w mieście i znowu przypomina się nam Hiszpania. Na znajomej budowie wszelkie śmieci, gruz, resztki materiałów, ich opakowań, wyrzuca się przez okno na okolice a wiatr to, co lekkie, rozwiewa na wszystkie strony świata. Tak było też niedawno na naszym pięknym deptaku, gdy wymieniano rynny w kamienicy na rogu Krakowskiego i Kapucyńskiej (tam gdzie na parterze chołubi się nowobogackie wyobrażenia o królewskim ślubie). Podczas remontu wszystko co zbędne fruwało w powietrzu spadając na, na szczęście zagrodzony prowizorycznie chodnik. Za Pirenejami przy takich okazjach ustawia się ogromne pojemniki przypominające pewna odminę naszych na śmiecie. Do pojemników prowadzą spustowe rękawy, po których zjeżdżają wszystkie stare, wymieniane elementy, gruz i nieczystości. Potem podjeżdża ciągnik, taką naczepę zabiera i nie ma problemu – nic się nie poniewiera po okolicy, niczego wiatr nie porywa. A za brud na chodniku buli się ciężkie kary. Czyż jest pomysł trudny do przeflancowania na nasz grunt? Wystarczy odrobina dobrych chęci a nie ideologii typu: „przyjdzie spychacz i wyrówna”.

* Mamy nawet napis z muru (bez pochwał) a właściwie znowu z Internetu, który wydaje się wobec naszej sugestii całkiem a propos: BÓG TEŻ ZACZYNAŁ OD ZERA.

Polecam sie

Starszy Wajchowy

Kategorie: /

Tagi:

Rok: