Kwestionariusz lubelski

Lublin to…

Wielka, czyli ślepa miłość

Pierwszy kontakt…

Tragiczny! W skutkach. Nie mówię o wyprawie ze Świdnika z rodzicami na wystawę osiągnięć X-lecia Polski Ludowej pod Zamkiem, wtedy gdy Stare Miasto wypacykowano na Wioskę Patiomkinowską, ale i stworzno – co odkrył pół wieku później Władzio Panas – „Oko Cadyka” w postaci Placu Zamkowego, dla zmyły nazwanego Placem Zebarń Ludowych. Chodzi o pierwszy indywidualny wojaż 9-latka do metropolii trzy lata potem. Dostałem po tej śmiałej eskapadzie największy wpieprz w życiu. Zdruzgotany wyczynem synka ojciec próbował bezsilnie przy pomocy pasa odzyskać 200 zł (wówczas ogromna suma), które dostałem od matki chrzestnej z okazji Pierwszej Komunii. Nie dało się, bo pieniądze były już wydane (obecna forma: zainwestowane). Pojechałem wtedy pociągiem do Lublina, udałem się na ul. Kościuszki i w nieistniejącym już od wieków sklepie filatelistycznym za całą forsę kupiłem sobie znaczki pocztowe.

Z Lublinem łączy mnie…

Studia, praca, rodzina, dom, przyjaciele, znajomi artyści i sentyment.

Lublin w moim życiu to…

Odpowiedź pośrednia. Po absolutorium na KUL postanowiłem uciec od nadopiekuńczej matki, która mi nie pozwoliła studiować dalej niż w Lublinie. Wyjechałem na Dolny Śląsk i po pół roku wyłem z tęsknoty za Lublinem a po jednej ciąży czyli 9 miesiącach byłem tu już z powrotem. Dla jasności: świdniczanin poczuł się lublinianinem od rozpoczęcia studiów w 1966 (do rodzinnego miasteczka wracałe tylko na noclegi). Dziesięć lat później zamieszkałem tu na stałe.

Ulubione miejsce…

Zostało ukatrupione przez indolencję władz. To skwerek – ongiś z parasolami Winiarni Pod Krokodylem – na rogu Kołątaja i Peowiaków. Dziś wielki wstyd Lublina.

Unikam…

Oszalałych z głupoty gimnazjalistek udających się stadnie taborem MPK na dyskoteki. Te siusiumajtki to odrębna nacja, koszmarny skutek błędu systemowego pt. stworzenie gimnazjów. Generalnie unikam też w miarę możliwości środków masowej komunikacji (nie mylić z mass media of communications, którymi zajmowałem się w magisterce).

Na spacer idę…

Zaułkiem Prof. Władysława Panasa, ale tylko w dół, wędrówki w odwrotną stronę pozostawiając góralom, bo – tak w ogóle – uważam, że człowiek jest stworzony do chodzenia po płaskim.

Po Lublinie poruszam się…

Autem, autem! Albowiem tych górek w ukochanym mym mieście jest sporo. A jak nie można, to… fly by MPK. Per pedes poruszam się jedynie w nocy, by dojść – oczywiście spadem ul. Grodzkiej – pod Zamek, skąd już w miarę litościwa cena za taxi wiozące mnie do domu na głebokiej Kaline.

Najlepiej wypoczywam…

Przy pewnym złocistym napoju w gronie przyjaciół, zupełnie przypadkiem dysponujących ponadprzeciętnym IQ.

Szkoda, że nie ma już…

– Budek z piwem pod Kosmosem, na Ruskiej czy na dole Bernardyńskiej, wówczas Dąbrowskiego, pod kamienicą z wielką zebrą na ścianie.

– Nory, czyli klubu związków twórczych.

– Basenów na Grottgera czy koło LO Staszica.

– Czystego Zalewu Zemborzyckiego

– Wielu innych dawnych drobiazgów

Brakuje mi…

Tautologia. To jest te same pytanie.

Denerwuje mnie…

Mnóstwo rzeczy. Np. sprawa słupów informacyjnych, zdominowanych ostatnio przez lichwiarzy pożyczających forsę, na których miasto mogłoby zarabiać. Zresztą odsyłam do moich nie ukazujących się od 2-3 lat felietonów Kurier Przyspieszony. One wciąż ze swymi uwagami zachowują aktualność.

Jeżeli mieszkać to…

Nie będę oryginalny – na Starym Mieście. Najlepiej w mieszkaniu Mirka Olszówki.

Należy zmienić…

Na wołowej skórze trzeba by spisywać.

Powinno pozostać niezmienione…

Stromiejska struktura, nawet z takimi zabytkami jak epatująca dziś disco polo Czarcia Łapa, relikt epoki realnego socjalizmu.

Lublin jest dumny z…

Mało mnie to obchodzi.

Miłe wspomnienie…

Niedyskretne pytanie.

Chcę zapomnieć o…

Zmarnowanych latach w pewnej fabryce.

Lublinian udało mi się spotkać w…

I w Jerozolimie i na krańcu hiszpańskiego wybrzeża w Cullerze za Walencją

Imię, nazwisko, kilka słów od siebie

W CV do wyboru według uznania Pana Redaktora

Kategorie:

Tagi: /

Rok: