Lot Kazimierz – Świdnik i…

Dalszy ciąg odrabiania zaległości. W tym przypadku, sprzed ponad miesiąca (byłem tam, bo miałem wówczas chwilową przerwę w przebywaniu w pozycji horyzontalnej), ale i świeższej daty.

Marek Andrzejewski, na świetnym koncercie w Chatce Żaka w ub. tygodniu z okazji 20-lecia działalności bardowskiej (recenzja gotowa, mało skromnie polecam czerwcowy numer Lubelskiego Informatora Kulturalnego ZOOM), zaśpiewał m.in. jeden ze swoich największych hitów Lot Amsterdam-Tokio. Asocjacja odległa, bo autora inspirował autentyczny przelot na tej trasie w czasach, gdy przed epoką piosenkarską występował w OPT Gardzienice i takową podróż z zespołem przeżył, ale pomyślałem sobie podczas słuchania utworu Marka, że miesiąc wcześniej Galeria Łazorek wykonała – tyle, że w znaczeniu symbolicznym, ale i z realnymi skutkami – piękny lot Kazimierz–Świdnik. 9 kwietnia AD 2013 raczkujący jeszcze Port Lotniczy Lublin oraz Fundacja Łazorek zaprosili pospołu na wernisaż wystawy malarstwa artystów tejże kazimierskiej galerii w hali terminalu świdnickiego lotniska.

Chwila na dygresję, którą można pominąć

Grunt to pomysł! W sposób jakiś koszmarnie paradoksalny, zapewne w ramach obowiązującego hasła Sztuka bliżej narodu, za komuny w takich miejscach największego przepływu ludności, jakimi są wciąż różnego rodzaju dworce, łatwiej było o stały kontakt z przejawami plastycznej aktywności naszych artystów. Różnych lotów była to sztuka, ale nawet najbardziej oporni odbiorcy ją nasiąkali, gapiąc się np. godzinami w poczekalniach czy restauracjach na „freski” zdobiące ich ściany, te murale Made in PRL (lepiej: Sdiełano w Polsze). Sam, po wielu latach dojazdów ze Świdnika na uczelnię, a potem do pracy i spędzaniu setek dziesiątek minut na głównej stacji PKP Lublina na przełomie lat 60. i 70. odeszłego wieku, do dziś noszę we łbie ówczesne obrazy mego dziś miasta, autorstwa bodaj artysty Kwerki Eugeniusza. Trzeba było kilku dekad, radykalnej modernizacji obiektu, który w tamtej epoce słynny muzyczny krytyk Jerzy Waldorff nazywał najbrzydszym dworcem w kraju, żeby do jego głównej, kasowej hali – na tą okoliczność mianowanej Galerią Open -powróciła też sztuka. Incydentalnie wprawdzie, ale znacząco. Na początku czerwca ub. roku, na oczach zadziwionych pasażerów, odbył się tam wernisaż wystawy prac dwóch młodych fotografików, Michała Jadczaka i Kuby Wójtowicza, którzy wykonali serię fotografii właścicieli tradycyjnych zakładów rzemieślniczych wciąż działających w Lublinie (12 zawodów). Ekspozycja, do której rękę dołożyli inni członkowie Stowarzyszenia Artystów Bliski Wschód, odniosła taki sukces, że z czasem trafiła także do przestrzeni odnowionego dworca Warszawa Wschodnia.

Powrót ad rem, czyli na świdnickie lotnisko

Prowadzący kazimierską galerię Mieczysława Izdebska-Łazorek i jej partner życiowy Karel Bystroň, wpadli na pomysł zaprezentowania plastycznych prac w aeroporcie, gdy odprowadzali znajomych odlatujących na wyspy brytyjskie. Spojrzeli na siebie i stwierdzili: – To jest to! Tym bardziej, że natychmiast nasunęła się dodatkowo idea promowania w takim „światowym miejscu” perły Lubelszczyzny – miasteczka nad Wisłą. Równie szybko podchwycona przez Portal Kazimierski, którego pracownicy taką promocję postanowili (nie wiem, na ile skutecznie) wziąć na swoje barki. Pokazać przylatującym do Lublina pasażerom, jak to ujęto w jednym z zapisów słów organizatorów: „Mekkę artystów i turystyczną atrakcję dla tych, co chcą zatańczyć na kazimierskich, męćmierskich, czyli łazorkowych łąkach”.

Na wystawę posadowioną w środku ogromnych i wciąż nie do końca zagospodarowanych przestrzeni hali terminalu złożyły się – oprócz obrazów autorstwa samej Mieci Izdebskiej-Łazorek oraz oczywiście Stanisława Jana Łazorka, najsłynniejszego po II wojnie malarza z kolonii artystycznej w Kazimierzu – także prace Małgorzaty Chmielewskiej, Krystyny Głowniak, Katarzyny Velinov, Leszka Furtasa, Stefana Giemzy, Jacka Kwiatowskiego i Waldemara Wojczakowskiego. Zestaw dla wielu zastanawiający.

Dygresja # 2, chyba jednak konieczna

Każda z szanujących się galerii, prywatnych, ale nie tylko, ma swoją „stajnię” artystów. Śp. Andrzej Mroczek, PRAWDZIWY twórca Galerii Labirynt, dyrektor lubelskiego BWA, który nie cierpiał tego określenia, też taką posiadał i na tym bazował jego sukces. Miecia przyjęła schedę po zmarłym Janku. Ale malarsko, – o czym pisałem w listopadzie ub. roku – „Wdowa jednak nie poszła prostym tropem tego kolorysty, malarza Kazimierza, na którym wzorują się setki malujących nadwiślańskie miasteczko artystów. Miała taką siłę, żeby – korzystając z podkazimierskich pejzaży – ukształtować swój odrębny styl wypowiedzi, daleki od łazorkowych zamaszystych ataków szpachli i pędzla na płótno, jego absorbujących odbiorcę impastów”. Podobnie było z urastającą dziś do legendy Galerią Izdebska-Łazorek przy Dużym Rynku. Szanując legendę zmarłego męża, wciąż oferując jego dzieła, odmieniła jej oblicze. Ekspozycyjne miejsce znaleźli u niej nie tylko związani z Kazimierzem przyjaciele, ale i „eksportowi”, wolni od tego „ciężaru”, np. surrealista czy rzeźbiarka. Jakimś cudem, siłą woli, uroku i przyjaźni właśnie, udało się Łazorkowej utrzymać artystyczne stadło przez długi czas zapaści działalności pierwszej galerii (skutek kompromitującej władze miasta narzucenia cholendarnego czynszu, czego efekt do dziś: lokal marnieje pusty!) i przytulić je w nowej, na Małym Rynku, otwartej we wspomnianym listopadzie’2012…

Powrót ponowny, a ostateczny

Dzięki tym zdolnościom głównej bohaterki opowieści, plastyczny mix, zestaw różnych sztuki trendów nadal obowiązuje, co wciąż, wg wstępnej umowy (może być przedłużona) z Portem Lotniczym Lublin, da się w Świdniku podziwiać do 6 lipca. Zestaw mieszanki powabny. Transparentowe, o wiele za pośpieszne nadprodukcje Głowniak, obok misternych, dopieszczanych godzinami drobiazgów z prac Diabła Wojczakowskiego… Kwiatowe cyzelunki Mieci i plakatowy, choć na lustrach, atak Velinov… Delikatny dowcip pejzażowy Kwiatkowskiego i zapatrzenie Giemzy w poetykę Mistrza Janka Ł… Różnorodność. Dopełniając się, pociąga, łamie nudę. Wszechstronna oferta. Na tym powinno to polegać. Dobarwia wydarzenie. Jak ta zgoła humorystyczna sytuacja, kiedy się w czasie otwarcia wystawy okazało, że na lotnisku, gdzie zabroniona jest obecność ostrych przedmiotów, nie ma korkociągu do otwarcia butelek z wernisażowym winem. Czujny Karel, o racjonalnym myśleniu typowym dla Czecha, wymyślił, że da się to zrobić przy pomocy wiertarki! A Mieczysława Izdebska-Łazorek czujnie dla mediów się wypowiadała: „ Zakładając, że sztuka łagodzi obyczaje, mamy nadzieję, że nasza wystawa umili czas wszystkim pasażerom świdnickiego lotniska.”

Tyle dziś słów na ten wdzięczny temat. Wydarzeniem „świeższej daty”, otwarciem 1 maja, już w samej kazimierskiej Galerii Łazorek, kolejnej ekspozycji prac pięknej, oczywiście tu wspominanej Katarzyny Velinov, przyjdzie się zająć następnym razem.

 

Kategorie:

Tagi: /

Rok: