Lot Wenecja – Madryt

Przed tygodniem wylewając żale nad przegapieniem w Brugii Muzeum Memlinga, powinienem pamiętać, że to z czasem, z kolejnymi wędrówkami dochodzi się do pełni wiedzy o jakimś artyście i wie gdzie szukać pereł jego talentu. Dopiero za czwartym czy piątym pobytem w Wenecji – i to w drugim podejściu w ciągu kilku dni – udało mi się dotrzeć do San Sebastiano, tej ukrytej w omijanej przez masowego turystę dzielnicy Dorsoduro świątyni wielbicieli Paola Caliari znanego światu jako Veronese (1528-1588), gdzie każdy skrawek powierzchni zapełniony jest jego dziełami i gdzie artystę z jego woli pochowano. A przecież dotykając pierwszy raz miasta na lagunie nawet nie potrafiliśmy z żoną odnaleźć w Palazzo Ducale jego monumentalnego „Triumfu Wenecji”. Po latach już wiedziałem gdzie co wyśledzić.

Gdy ukazuje się ten tekst, przebywam jeszcze na ziemi hiszpańskiej (jutro niestety powrót) i jestem – to domniemanie, nadzieja, ale takie było przedpodróżne założenie – po spotkaniu z „Wenus i śpiącym Adonisem” Veronese’a. Romans z dziełem jest świeży, bowiem gnany zawsze miłością do Boscha, Tycjana, Goyi, Velazqueza, nie miałem w madryckim Prado podczas tych kilku pobytów, które już tam zaliczyłem czasu na innych mistrzów i powabny obraz odkryłem raptem rok temu. Pomógł przypadek. Jako stały rezydent pewnego festiwalu zatrzymuję się w Hiszpanii w valladolidzkim hotelu Felipe IV, jęłem się więc królem interesować i wyczytałem gdzieś, że to sam Velazquez wypatrzył dlań w Wenecji dzieło Veronese’a i zakupił w 1641 r. Zaraz przy pierwszej okazji pognałem popatrzeć na melancholijną Wenus, nacieszyć się jej powabem erotycznym tak ewidentnym nawet przy zakrytych piersiach bogini (ktoś zakrzyknie: – A cóż to za akt? Ja odrzeknę: – A jednak!) i nacieszyć się efektem symbolicznego lotu Wenecja – Madryt. Lotu myśli, asocjacji, poszukiwań. Teraz miała być jego powtórka.

Andrzej Molik

Veronese „Wenus i śpiący Adonis”, 1580;
olej 182 x 191 cm.
Museo del Prado, Madryt.

Kategorie:

Tagi: / / /

Rok: