Martwe a atrakcyjne

Tego dnia – dokładnie w połowie marca – przeżyłem największą w życiu, że się tak wyrażę, termiczną przygodę. Jeszcze wczesnym popołudniem ocierałem pot od upału oraz unosiłem się bez najmniejszego ruchu na powierzchni Morza Martwego, a wieczorem zmarzłem na kość podczas odbywającej się na świeżym powietrzu ceremonii otwarcia nowego muzeum Yad Vashem w Jerozolimie i dziękowałem Bogu, że z pełnej wówczas jeszcze śniegu Polski przyleciała ze mną do Izraela zimowa kurtka i najcieplejsza wełniana koszula.

Huśtawka temperatur

W dobie szybkiej komunikacji lotniczej znalezienie się na takiej temperaturowej huśtawce – od +30° C do okolic zera – nie jest jakimś ewenementem, bo i sam wracając z tejże podróży do Ziemi Świętej, na pokładzie smolotu, przed lądowaniem w Warszawie, szybko zmieniałem sandały – używane kilka godzin wcześniej w Tel Aviwie i Jaffie – na masywne buty i wciągałem na siebie kolejne warstwy ubrania. Rzecz w tym, że z Jerozolimy do Kumran, pierwszej od tej strony miejscowości nad Yam HaMelah, Morzem Soli, jak się Dead Sea nazywa po hebrajsku jest zaledwie 40 km, czyli 30-40 min. drogi. Potem na południe, w stronę biblijnej Sodomy jedzie się ok. 50 km już tylko wzdłuż zachodniego brzegu tego jeziora (wschodni należy do Jordanii). I to są uroki Izraela, państwa – żartowaliśmy, niewiele mijając się z prawdą – wielkości Lubelszczyzny połącząnej z Rzeszowszczyzną i Białostocczyzną (od północy do południa ma ok. 500 km) i szerokości – w tym miejscu – naszego województwa. Shoshana, przewodniczka polskiej 6-osobowej grupy zaproszonej przez tamtejsze Ministerstwo Turystyki udzielała nam lekcji, że w obrębie tego miniterytorium są aż cztery klimaty: śródziemnomorski – w pasie przylegajacym do tego morza, umiarkowany – na równinach, subtropikalny – w dolinie Jordanu i południowoarabski – na Pustyni Negev i w sumie chyba nad Martwym, chociaż tu panuje mikroklimat odrębny.

Pustynny krajobraz

Słowo ”chyba” wynika z tego, że zmierzając tam zaraz za opłotkami Jerozolimy wjeżdża się na teren Pustyni Judejskiej, ogląda jej księżycowe grzbiety i sklecone z byle czego obozy budeinów. Pustynne widoki towarzyszą nam już do końca tego krótkiego wypadu. Nie budzi więc zdziwienia, że w kibucu Mitzpe Shalem za Kumram, gdzie znaleziono słynne ”Zwoje znad Morza Martwego” przechowywane w jerozolimskim Sanktuarium Księgi (swego czasu powrócimy do tego tematu), znajduje się Międzynarodowe Centrum Turystyki Pustnnej, które organizuje – jak zaświadcza koleżanka z Gdańska, która to kiedyś przeżyła – dostarczające niezwykłych wrażeń safari po pustyni. Budzi natomiast autentyczny podziw, ale i zestraja się z całością wrażeń, widok gołej góry, na której tkwią resztki legendarnej twierdzy Masada (też zostawmy sobie ją na odrębne opowiadanie), wybudowanej przez Heroda Wielkiego.

Mikroklimat jedyny

Mamy więc tu klimat pustynny, ale i wyróżniający się mikroklimat. Przede wszystkim trzeba sobie zdać sprawę, że znajdujemy się w najgłębszej na Ziemi dziurze, zagłębieniu sięgającym 400 m poniżej poziomu morza (tu lepiej powiedzieć: mórz). To nie żaden chwyt reklamowy tylko szczera prawda, że chociaż panuje tu wielki gorąc i powietrze jest niezmiennie suche, nie można się opalić. Promienie ultrafioletowe tracą swe szkodliwe właściwości docierając na taką depresję. Filtruje je wysokie ciśnienie. Z kolei wysoka temperatura powoduje olbrzymie parowanie. O ile woda wpływająca do morza głównie z Jordanu ma normalne stężenie soli mineralnych, to ono powoduje, że tu natychmiast stężenie te rośnie do niewyobrażalnych gdzie indziej wartości. W porównaniu np. z takim, zupełnie przecież bliskim Morzem Śródziemnym, w Dead Sea woda zawiera 20 razy więcej bromu, 15 razy wiecej magnezu i 10 razy więcej jodu. Toż to same dobrodziejstwa! Ale parowanie (plus ingerencje człowieka w gospodarkę wodną Izraela i Jordanii) sprawiło też, że powierzchnia i długość tego bezodpływowego jeziora wciąż się zmniejsza. Chociaż w wyraźnie oddzielonej części północnej Martwe sięga 400 m głębokości, w południowej potrfi mieć zaledwie 5-6 m czy świecić suchymi połaciami.

Rozkosze leżenia na wodzie

Gnaliśmy do hotelu Crowne Plaza przed Ein Boqueq, żeby doświadczyć rozkoszy leżenia na wodzie i bezkarnego czytania w ten sposób gazety. Wszystko się potwierdziło. Nie było wprawdzie czasu na to, żeby się wytytłać leczniczo działającym mułem i pochodzić w takim pozbywającym rumatyzmu ”stroju”. Nie było też okazji przekonać się, jakim błogosławieństwem owe przefiltrowane światło jest dla chorych na nieuleczalną łuszczycę (nikogo z nas na szczęście ona nie dotknęła, ale Shoshana powiada, że przyjeżdający tu chorzy, po 2 tygodniach kuracji mają z nią spokój na 2-3 lata). Można się jednak było osobiście przekonać, że ta nieprawdopodobnie zasolona woda zda się mieć konsystencję oleju. Nie jest to oczywiście prawda, bo swą gładkość i śliskość zawdzięcza chlorkowi wapnia. Pomni otrzeżenia, że wypicie szklanki takiej wody o aż 30% zasoleniu (przy 4% gdzie indziej!) może spowodować i śmierć, nawet nie próbowaliśmy czy rzeczywiście jest przeraźliwie gorzka od zawartego w niej chlorku magnezu. Wasz sługa ćwiczył wstawanie w wodzie z pozycji horyzontalnej do wertykalnej, co okazało się bardzo trudne, a jeszcze trudniejsze z leżenia na brzuchu po – nieudanej! – próbie przepłyniecia chociaż metra. Trzeba było karnie przeprosić basen ze słodką wodą, żeby bez obaw o oczy i bez szczypania w ranki po goleniu popływać kraulem. Koleżanki z grupy oblegały w tym czasie sklep z jednymi z najsłynniejszych na świecie kosmetyków z minaerałami z Morza Martwego, zaopatrując się w ilości wystarczające do nastepnej wizyty oraz realizując długie listy zamówień ich przyjaciółek z kraju.

Nasze polskie boćki

W drodze powrotnej do Jerozolimy, przed zapadnięciem w drzemkę – niewątliwym skutkiem działania uspakającego bromu wdychanego z oparami unoszacymi się nad wodą martwego z nazwy, a tak atrakcyjnego morza – objawił się niezwykły widak. Nie dosyć, że nie sprawdziła się legenda, iż żaden ptak nie może przelecieć nad tym – jak je przez wieki nazywano – Morzem Diała, to zobaczyliśmy nad gładkim lustrem Morza Martwego zmierzajacy na północ klucz bocianów. Dla nas nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że leciały do Polski.

Martwe, lecz atrakcyjne

Kategorie:

Tagi: / /

Rok: