Między śladem i iluzją

 

Galerii Starej BWA przy Narutowicza 4 wciąż czynna jest godna polecenia wszystkim ekspozycja prac Sławomira Marca, od 15 lat adiunkta warszawskiej ASP, a od niedawna także wykladowcy na KUL.

Marzec, który kieruje się myślą Paula Ricoeur, że każda synteza jest w naszym życiu przedwczesna, przekonuje w swej abstrakcyjnej twórczości, że sztuka nie jest syntezą, nie jest domknięciem rzeczywistości, ale otwarciem na nowość, poszukiwaniem. Proponuje, żeby nie zamykać jej byle czym, pozorem spełnienia. – Sztuka pozwala przetrwać w niespełnieniu – głosi. Dlatego w jego wielkich obrazach złożonych z milionów barwnych punktów – postrzeganych w całości inaczej w zależności od oświetlenia, bo kolorów w nich około 150 – wszystko zawiera się między śladem i iluzją. Jawi się i zanika. Jak te kładzione przezroczystą przecież nicią werniksu horyzonty – a horyzont to archetypiczny symbol podziału, chociaż sam w sobie jest iluzją –  w cyklu poświęconych nim pejzaży. Jak łamiący się w złotym punkcie podziału werniks w ”Drodze, czyli pochwale skończoności”, gdzie artsta osiągnął też iluzję odjazdu w dal i znane z architektury klasycznej wrażenie, że góra obrazu jest krótsza od jego dołu (o ironio, tak jest rzeczywiście, to nie prostokąt tylko trapez!). Jak zarys budowli i omam ognia w ”Pożarze Londynu wg Swedenborga”.  Czy jak nawarstwienia kolorowych punkcików w ”Portrecie markizy de Santa Cruz wg Goi”, prowokujące odbiorcę do domysłów, do tworzenia swojej opartej na strzępach wiedzy i domniemaniach wizji damy sportretownej przez hiszpańskiego geniusza.

Równie, a może nawet bardziej ciekawe są czarno-białe (pozornie – użyte jest ok. 15 odcieni szarości) rysunki. To prace – podobnie jak tamto wielkie akrylowe malarstwo – niereprodukowalne, bo jeszcze nie ma takiej techniki drukarskiej, która oddałaby wszystkie subtelności dzieł Marca, artysty i w ten – niemal autodestrukcyjny dla plastyka – sposób konsekwentnie unikającego syntez i działania wprost. Iluzję artysta wydobywa w nich łączeniem wycięć w grubej tekturze, naklejek, ołówkowej kreski i linii szklistego werniksu. Wrażenie niezykłe! W takim np. ”Labiryncie”, znajdziemy wyjście jedynie patrząc na pracę pod odpowiednim kątem.

Całość wystawy dopełniają wyodrębinione na środku sali ”Szkice do obrazu _mpeje_94, próba – po wielu latach – zmierzenia się abstrakcjonisty z figuratywnoscią i tematem nieobecności śmierci we współczesnej kulturze, w aktualnej wizualności. I tu syntezy nie znajdziemy. Obraz ”Pompeje” nigdy w całości nie zaistnieje – deklaruje Sławomir Marzec. 

   

Kategorie: /

Tagi: / /

Rok: